– Doktor Eisenstadt – usłyszałem w końcu w słuchawce. Głos brzmiał młodziej, niż się spodziewałem.
– Mówi doktor Clevenger z Bostonu – przedstawiłem się. – Jestem psychiatrą, który zajmuje się rodziną Darwina Bishopa z Nantucket.
– Tak?
– Dzwonię, żeby…
– Jest pan psychiatrą sądowym – przerwała mi. – Czy to sprawa kryminalna?
Sława nie zawsze jest zaletą.
– Nie w sensie formalnym. Bishopowie poprosili mnie, żebym zbadał ich syna, Billy’ego. Teraz staram się zebrać jak najwięcej informacji o rodzinie, aby stworzyć sobie pełny obraz sytuacji, zanim zacznę zeznawać w sądzie.
– W porządku – rzuciła powściągliwie Eisenstadt.
– Julia Bishop powiedziała mi, że się u pani leczy. Zaproponowała, żebym do pani zadzwonił.
Minęło kilka sekund.
– Nie sądzę, abym mogła panu coś powiedzieć bez zgody pani Bishop.
Poczułem, że spadł mi ogromny ciężar z serca. Po pierwsze Eisenstadt w ogóle istniała, a po drugie wyglądało na to, że Julia jest jej pacjentką.
– Zdaję sobie z tego sprawę. Nie mieliśmy czasu, żeby wszystko załatwić oficjalnie. Pewnie pani wie, że Billy jest wciąż na wolności. Kontaktował się ze mną przez telefon. Wszystko, co mi pani powie, może się okazać pomocne: albo teraz, żeby go złapać, albo później w sądzie.
– Jak na przykład co?
– Na przykład na temat jego relacji z rodziną – rzuciłem od niechcenia. – Od dawna Julia Bishop leczy się u pani?
– Bywa u mnie od czasu do czasu – odparła Eisenstadt. W jej głosie wciąż pobrzmiewała ostrożność.
– O ile wiem, w lecie mieszka na Nantucket.
Upłynęło kolejnych kilka sekund.
– W takim razie bywa u mnie częściej, niż można by się spodziewać. Myślę, że spotkałyśmy się wszystkiego cztery czy pięć razy. Ale naprawdę tylko tyle mogę panu powiedzieć.
Moje zaufanie do Julii gwałtownie spadło i znów zrobiło mi się ciężko na sercu. Usiadłem.
– Nie sądziłem, że tych spotkań było tak mało. Ale może mimo to udało się pani na tyle dobrzeją poznać, że…
– Jeśli będzie pan miał zgodę pani Bishop, z przyjemnością udostępnię panu jej kartotekę.
– Łącznie z listami? – zapytałem.
Eisenstadt milczała.
– Pani Bishop wspomniała, że pisała do pani od czasu do czasu. – Czułem, że mój głos zaczyna brzmieć jak podczas przesłuchania, i zdawałem sobie sprawę, że Eisenstadt również to słyszy.
– Bez pisemnej zgody pacjenta nie mogę potwierdzić ani zaprzeczyć, że w jego kartotece są jakieś dokumenty – powiedziała stanowczo. – Takie jest prawo. Nie wątpię, że zna pan je równie dobrze jak ja.
– Rozumiem. – Spróbowałem innej taktyki. – Czy pani Bishop musi wyrazić zgodę dotyczącą listów, czy wystarczy ogólna zgoda na ujawnienie informacji?
– Nic więcej nie mogę powiedzieć – odparła, tym razem chłodno.
– Oczywiście. Dziękuję, że poświęciła mi pani swój czas. Będę z panią w kontakcie.
– Proszę bardzo. Z przyjemnością z panem porozmawiam. – Odłożyła słuchawkę.
Stałem, w jednej ręce trzymając słuchawkę, a drugą pocierając oczy. Wydawało mi się mało prawdopodobne, żeby podczas czterech lub pięciu godzin spędzonych w gabinecie doktor Eisenstadt Julia mogła z nią nawiązać tak bliski kontakt, by napisać o niej, że „podtrzymuje ją na duchu”, że „bez przerwy” myśli o chwilach, które spędziły razem, i że tylko „myśl o ponownym spotkaniu” przywraca jej chęć życia. Tym bardziej że Eisenstadt była kobietą, a więc reprezentowała nie tę płeć, z którą Julia najchętniej nawiązywała intymne kontakty.
Julia miała innego kochanka. Nie wiem, co mnie bardziej martwiło: sam fakt czy to, że mnie okłamała. W każdym razie w dochodzeniu pominięto ważny wątek: nie przesłuchano mężczyzny, z którym sypiała, gdy zamordowano Brooke.
Kto wie, jakie rewelacje przyniosłoby takie przesłuchanie? A jeśli Julia planowała wspólne życie z kochankiem, które to plany zniweczyła jej ciąża? Może uznała Brooke i Tess za główną przeszkodę w rozpoczęciu nowego życia z innym mężczyzną?
Albo przeciwnie, może to jej kochanek uznał bliźniaczki za przeszkodę na swej drodze? Mężczyźni są gotowi na wszystko, by zdobyć Julię.
Od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa. Potrzebowałem lepszych wieści. Jakiejś małej ulgi w problemach. Wykręciłem numer komendy głównej bostońskiej policji i poprosiłem do telefonu Arta Fieldsa. Czułem się tak, jakbym pociągał za dźwignię jednorękiego bandyty po wrzuceniu doń ostatniej monety. Fields zgłosił się po minucie.
– Mówi Frank Clevenger – powiedziałem.
– Cieszę się, że cię słyszę.
– Wiesz już, czyje odciski były na negatywie? – spytałem.
– Tylko jednej osoby – rzekł niepewnie Fields. – Darwina Bishopa.
Poczułem się, jakbym zgarnął główną wygraną. Ale w głosie Fieldsa nie było triumfu.
– Nie słychać, żebyś był zadowolony – stwierdziłem.
– Bo nie ma na nim żadnych innych odcisków. Ani Billy’ego Bishopa, ani niczyich innych. Lepiej bym się czuł, gdybym znalazł na nim choćby jeden nie zidentyfikowany odcisk, na przykład osoby, która go wywoływała, jakiegoś sprzedawcy, tego, kto zrobił zdjęcia i dał film Bishopowi. Kogokolwiek.
– O ile się nie mylę, ludzi, którzy wywołują filmy, uczy się, żeby trzymali je za krawędzie. Niektórzy noszą też chyba rękawiczki.
– Ale wielu z nich to olewa. Zastanawiam się, czy przypadkiem ktoś nie zadał sobie trudu, by wyczyścić negatyw, zanim dotarł on do Bishopa. A jeśli tak, to dlaczego.
– Chyba że to zbieg okoliczności. Na przykład jeden z ochroniarzy Darwina zrobił film, zaniósł go do wywołania i przyniósł szefowi negatywy w kopercie, tak że nikt w ogóle nie dotykał jego powierzchni.
– Oczywiście, to możliwe. Czasem zdarza się, że wszystko idealnie ze sobą współgra, ale byłbym pewniejszy, gdybym znalazł w tle jakiś fałszywy dźwięk.
– Zgoda. Czy przekazałeś wyniki Andersonowi?
– A powinienem?
Pytał, czy można mu zaufać, zważywszy na to, co zobaczył na zdjęciu. Ale zadając mi to pytanie, pomógł mi zrozumieć, że wciąż ufam Andersonowi. Uwierzyłem w jego historię o magnetycznym uroku Julii, który sprawił, że stracił dla niej głowę. Miała taką moc. Teraz było to dla mnie najzupełniej oczywiste.
– Tak – odparłem natychmiast. – Wszystkie informacje muszą przechodzić przez niego.
– W takim razie zrobię to.
– Będę ci bardzo wdzięczny.
– Nie ma za co. Pracuję dla każdego, kto zjawi się tu z odpowiednimi referencjami, ale lubię to robić dla ludzi, którzy rzeczywiście chcą poznać prawdę. Trzymaj się. – Odłożył słuchawkę.
Na pewno negatyw stanowiłby mocniejszy dowód, gdyby był trochę bardziej zabrudzony. Mimo to Darwin Bishop dobrze pasował do roli zabójcy Brooke. Tylko jego odciski palców znajdowały się na negatywie. Naciskał na Julię, żeby przerwała ciążę. Mógł liczyć na pieniądze z polisy ubezpieczeniowej bliźniaczek, był w przeszłości skazany za znęcanie się nad rodziną i zażądał od Julii fiolki z nortryptyliną.
Dochodziła dziesiąta, więc Julia powinna wkrótce się zjawić. Musiałem się przespać, choćby przez pół godziny. Zagłębiłem się w fotel, z którego miałem widok na Tobin Bridge, i patrząc na punkciki świetlne poruszające się po łuku mostu, zapadłem w sen.
Dziesięć minut później mój telefon znów zadzwonił. Spojrzałem na wyświetlacz. Komórka Andersona. North chciał mnie pewnie poinformować, czyje odciski palców Fields znalazł na negatywie. Nie miałem ochoty odbierać, ale wiedziałem, że unikanie Andersona niczego nie rozwiąże. Podniosłem słuchawkę.
– Słucham.
– Jak się czujesz?
– Dobrze – odparłem trochę bardziej sztywno, niż zamierzałem. – A co u ciebie? Zignorował pytanie.
– Złapali Billy’ego – oświadczył. – Chłopak chce się z tobą zobaczyć.
– Złapali? Wszystko z nim w porządku?
– Zdaje się, że tak, poza tym, że jest wycieńczony. Niewiele jadł i mało spał przez ten czas.