Выбрать главу

Niecałe dwie minuty później rozległ się dzwonek u drzwi. Podszedłem do domofonu.

– Słucham? – powiedziałem.

– Przepraszam, że się spóźniłam – usłyszałem głos Julii. – Masz jeszcze dla mnie czas?

– Przecież wiesz, że tak – odparłem i wpuściłem ją do środka.

Wydała mi się bardziej odprężona niż ostatnio, wciąż zapewne nie wiedziała ani o ostatnich problemach Tess, ani o aresztowaniu Billy’ego. Mnie jednak daleko było do zrelaksowania. Nie staliśmy długo przy drzwiach.

– Zrobić ci kawy? Drinka? – zaproponowałem, idąc do kuchni.

Przeszła przez mieszkanie i zatrzymała się przed oknem.

Spojrzała na rozświetloną panoramę Bostonu.

– Na pewno nic nie chcesz?

Powoli się odwróciła. Na tle nocnego nieba wyglądała jak bogini.

– Po prostu zaprowadź mnie do łóżka, dobrze? – rzuciła zmęczonym głosem, który nawet w tych okolicznościach sprawił, że od razu wyobraziłem sobie, jak pomagam się jej rozbierać.

Przyglądałem się badawczo jej twarzy, szukając śladu lęku, ale nic nie zauważyłem. Trudno było sobie wyobrazić, że przed chwilą próbowała zabić córkę.

– Musimy porozmawiać – oświadczyłem.

Wzięła głęboki oddech i przysiadła na skraju łóżka.

– Powiedziałam ci już na temat Northa wszystko, co było do powiedzenia. Ale jeśli chcesz, pytaj od nowa.

– Nie chodzi o Northa. – Podszedłem do niej i odruchowo, jakbym nie potrafił zachować wobec niej dystansu, wyciągnąłem rękę. Ujęła ją. Kiwnąłem głową w stronę kanapy. – Usiądźmy tam.

Wiedziona matczynym instynktem, musiała wyczytać z mojej twarzy, że chodzi o Tess – chyba że wiedziała, co się z nią stało, bo sama się do tego przyczyniła.

– Coś złego wydarzyło się w szpitalu, tak?

– Teraz już wszystko jest w porządku. – Podprowadziłem ją do kanapy. Usiedliśmy blisko siebie.

– Co się stało? – rzuciła z napięciem w głosie. – No, powiedz.

– Wszystko w porządku. Zadzwoniłem na telemetrię, bo nie wiedziałem, co się z tobą dzieje, i ku mojemu zdziwieniu do telefonu podszedł doktor Karlstein.

– Doktor…

– Zawołano go do Tess, bo wystąpiły u niej zaburzenia oddychania.

Julia ukryła twarz w dłoniach. – Nic jej nie jest?

– Nie – powiedziałem zdecydowanie. – Oddech wrócił całkowicie do normy.

– Jadę tam. Odwieziesz mnie?

– Poczekaj. Nic jej nie jest. Naprawdę. – Położyłem jej rękę na kolanie i poczułem, że szybciej oddycham. Dziwne. Mimo ognia, jaki płonął dookoła nas, energia między nami wciąż zachowała wybuchową siłę. – Daj mi skończyć.

Julia przypatrywała mi się spanikowanym wzrokiem.

– O Boże, nie mówisz mi wszystkiego.

– Nie chodzi o Tess. – Zrobiłem pauzę. – Znaleźli Billy’ego. Był na LaGuardii, czekał na samolot do Miami.

Odetchnęła z ulgą.

– Przynajmniej jest bezpieczny.

– Przewożą go do więzienia w Bostonie. Jutro się z nim zobaczę.

Potrząsnęła głową.

– Nie powinien spędzić nawet jednego dnia w takim miejscu. Przecież jest niewinny. Teraz nie mam co do tego wątpliwości.

Zabrałem rękę i pokiwałem głową.

Julia spojrzała na mnie z troską w oczach.

– Coś jeszcze?

– Nic – odparłem, ale westchnienie, jakie przy tym wydałem, zaprzeczało temu. – Miałem okazję porozmawiać z Marion Eisenstadt.

Julia spojrzała na mnie z osłupieniem.

– Żartujesz.

– Jeśli ten list nie był do niej, to mi powiedz.

– Nie wierzę, że mogłeś jej tym zawracać głowę. Za moimi plecami.

– Powiedziała, że odbyła z tobą cztery lub pięć sesji. To wszystko.

– Nie powiedziała ci o listach.

Czyżby Julia blefowała?

– Nie. Oświadczyła, że musi mieć do tego twoją pisemną zgodę. – Pozwoliłem, żeby ta niezbyt subtelna aluzja zawisła w powietrzu.

– Chcesz, żebym podpisała tę zgodę, byś mógł zajrzeć do mojej kartoteki i udowodnić, że się nie pieprzyłam z innym facetem? Chyba żartujesz?

– Chcę tylko, żebyś była ze mną szczera. Możesz mi zaufać. Potrząsnęła głową w niemym rozczarowaniu. Jej oczy wypełniły się łzami.

– Jeśli napisałaś ten list do kogoś innego, muszę porozmawiać z tą osobą w ramach dochodzenia. Nie mogę zapomnieć…

Znów na mnie spojrzała. W jej oczach zapłonął gniew i wymiótł z nich wszelki smutek.

– Otóż to. Nie możesz o tym zapomnieć. Nie możesz zapomnieć o przeszłości i myśleć o naszym wspólnym życiu. Gdzie się obrócisz, widzisz zjawy moich kochanków. Bo do zazdrości nie potrzeba odwagi. Ona jest potrzebna, by zaakceptować drugą osobę. Pokochać ją. Ale ty nie potrafisz nikogo kochać.

Postanowiłem brnąć dalej, pomimo że diagnoza, którą postawiła Julia, dała mi nieco do myślenia.

– Trudno mi jednak uwierzyć, że po czterech czy pięciu sesjach…

– Nie muszę ci niczego udowadniać. I tak uwierzysz w to, co sobie wmówisz. – Wstała. – To głupota. Oboje jesteśmy głupcami. Muszę być z córką.

Nie byłem wcale pewny, czy chcę, żeby wyszła. Bo nawet jeśli kłamała, to na temat moich skomplikowanych stosunków z mężczyznami. A moje życie uczuciowe też bynajmniej nie było proste. Może miała rację. Może jak zwykle zawahałem się u progu emocji, która umykała mi przez całe życie: bezwarunkowej miłości. Julia ruszyła ku drzwiom.

– Nie odchodź – poprosiłem.

Zatrzymała się, ale nie odwróciła w moją stronę.

– To ty odszedłeś – odparła i podeszła do drzwi.

– Jest późno. Pozwól chociaż, żebym cię odwiózł.

Otworzyła drzwi i zatrzasnęła je za sobą.

18

Sobota, 29 czerwca 2002

Przez kilka minut chodziłem po mieszkaniu, uważając, żeby trzymać się z dala od barku, i zastanawiając się, czy mam pobiec za Julią. Nie pobiegłem. Ale niewiele brakowało. Niezależnie od tego, czy mnie okłamała czy nie, wejrzała w moją duszę czy nie, dotarło wreszcie do mnie to, co przez cały czas chciał mi powiedzieć North Anderson: nie mogę trzeźwo patrzeć na tę sprawę, dopóki Julia ma na mnie tak przemożny wpływ.

Wziąłem słuchawkę i wykręciłem domowy numer Andersona. Chciałem mu powiedzieć o reakcji Julii. Odebrał po pierwszym dzwonku.

– Anderson – usłyszałem.

– Mówi Frank.

– Dobrze, że dzwonisz. Robi się nieprzyjemnie.

– Co się stało?

– Godzinę temu zadzwonił do mnie burmistrz Keene. Mam się zaraz z rana stawić u niego w biurze. Podejrzewam, że chce mnie zwolnić albo przynajmniej zagrozić zwolnieniem.

– Zwolnić cię?

– Prokurator okręgowy Harrigan i kapitan O’Donnell myślą, że aresztowali winnego, i chcą, żeby wszyscy stanęli murem za nimi. Wiedzą, że ja im pasuję jak pięść do nosa.

– O Jezu. Czy to znaczy, że ten Keene jest figurantem i tak naprawdę stoi za nim Bishop?

– Gorzej. Taką samą brudną robotę wykonałby dla każdego z dwudziestu sponsorów swojej kampanii. Szkoda, że sam mu nie rzuciłem patyka. – Umilkł na chwilę. – Obawiam się, że Bishop podesłał mu zdjęcie mnie i Julii. Wspomniał coś, że ma wątpliwości co do mojego „poczucia przyzwoitości”.

– Czyżby to był szantaż? Może powinieneś pójść do niego z ukrytym magnetofonem?

– Nie chciałbym teraz wszczynać sprawy federalnej, dosłownie czy w przenośni. Teraz zależy mi na tym, żebyś jeszcze raz mógł się zobaczyć z Billym, a potem stanął przed dziennikarzami tu, w Nantucket, i w Bostonie. Myślę, że powinieneś się podzielić z opinią publiczną swoimi wątpliwościami co do jego winy, oczywiście pod warunkiem że po przesłuchaniu wciąż jeszcze będziesz je miał.

– Kiedy mogę się z nim zobaczyć?

– Umówiłem cię na trzecią rano. Billy zostanie umieszczony w pojedynczej celi dla własnego dobra. Dziś w nocy przyjęcia nowych więźniów będą załatwiać moi przyjaciele. Masz zgodę na spotkanie z nim twarzą w twarz.

– Ja przyjadę, a co z tobą? Co zamierzasz zrobić jutro rano?