Выбрать главу

Andersonowi pierwszemu udało się zdobyć na żart.

– Ciekawe, jak wygląda ten drugi. – Sparafrazował stary dowcip, ale Julii najwyraźniej bardzo było potrzebne trochę humoru, bo się uśmiechnęła.

– Rozmawiałem z doktorem Karlsteinem – powiedziałem. – Wyzdrowiejesz. To tylko kwestia czasu. Musisz trochę poleżeć.

Julia próbowała coś powiedzieć, ale przez tę sondę zakrztusiła się i rozkaszlała

Pochyliłem się nad nią i pomogłem jej usiąść, rozkoszując się tym, że mogę ją objąć.

– Poproszę o kartkę i ołówek – zaproponował Anderson. – Napiszesz, co chcesz nam powiedzieć. – Poszedł do dyżurki pielęgniarskiej.

Musnąłem ustami jej ucho i poczułem, że przesunęła ręką po mojej nodze.

– Przepraszam, że nie było mnie przy tobie. Już cię nie opuszczę. – Po policzku spłynęła jej pojedyncza łza. Wytarłem ją rękawem koszuli.

Wrócił Anderson. Podał Julii kartkę i notes. Napisała tylko trzy słowa: „Co z Tess?”

Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło. Niepokoiła się o córkę, chociaż sama ledwie żyła. Podejrzewanie jej, że mogła mieć coś wspólnego ze śmiercią Brooke i otruciem Tess, zakrawało na absurd.

– Doktor Karlstein mówi, że wszystko z nią w porządku. Potem do niej zajrzę.

Lekko kiwnęła głową. Następnie uniosła palec, dając nam znać, że chce jeszcze coś napisać. „Cieszę się, że widzę was razem” – naskrobała.

Przeczytaliśmy to i spojrzeliśmy z Andersonem po sobie. Też się cieszyliśmy, że nasza przyjaźń przetrwała, mimo że zakochaliśmy się w tej samej kobiecie. Oznaczało to, że przetrzyma prawie wszystko.

Ja miałem szczególny powód do radości, gdyż z tego, co napisała Julia, wynikało, że pomimo jej uczucia do Northa wybrała mnie i chciała być ze mną. Widziałem to również w jej oczach. Może jednak potrafi się związać z jednym mężczyzną.

– Musisz odpocząć – powiedziałem, pomagając jej się ułożyć na poduszkach.

Zmarszczyła brwi.

– Co z Billym? – wyszeptała.

– North i ja zaopiekujemy się nim.

Spojrzała na Andersona, szukając u niego potwierdzenia.

– Nie zostawimy go na pożarcie – obiecał jej.

Wyszliśmy z pokoju Julii o wpół do siódmej wieczorem. Opuszczając oddział, natknęliśmy się na Garreta. Zatrzymaliśmy się, a on do nas podszedł.

– Co tu robicie? – naskoczył na nas.

– Odwiedzaliśmy twoją matkę – odparłem. – Chyba wiesz, co ją spotkało.

Garret zerknął na Andersona.

– Czy ten sukinsyn wciąż jest w areszcie, czy też pozwoliliście mu wyjść za kilkaset tysięcy dolarów kaucji?

– Jest w więzieniu, tu w mieście – odpowiedział Anderson.

Garret skrzywił się i zazgrzytał zębami.

– Gdybyś powiedział nam wszystko, co wiesz o tej nocy, kiedy zamordowano Brooke – rzekł Anderson – sukinsyn mógłby spędzić resztę życia pod kluczem. Ale jeśli nie zechcesz mu stawić czoła, niczego nie mogę ci gwarantować.

Garret rozejrzał się dookoła, a potem znów popatrzył na nas. Wziął głęboki oddech.

– Czy dostałbym jakąś ochronę? – zapytał.

Serce podskoczyło mi na myśl, że Garret wreszcie zdecydował się postawić ojcu.

– Ochronę policyjną? – spytał Anderson. – Myślę, że w tych okolicznościach dałoby się to załatwić. Jestem nawet tego pewny.

– Komu miałbym złożyć zeznanie? – pytał Garret, wyraźnie starając się uspokoić.

– Przesłuchiwałyby cię trzy osoby: funkcjonariusz policji bostońskiej, funkcjonariusz policji stanowej i prokurator okręgowy. Doktor Clevenger i ja także moglibyśmy być obecni. – Zerknął na mnie, a potem znów spojrzał na Garreta. – Moglibyśmy nawet ściągnąć paru dziennikarzy. Dzięki temu przemawiałbyś do całego stanu, a nawet całego kraju.

Garret przez kilka sekund stał ze zwieszoną głową, trawiąc naszą ofertę. Potem znowu na nas spojrzał.

– Niech pan to zorganizuje – powiedział do Andersona. – Chcę, żeby ten drań poszedł siedzieć na resztę życia. Nigdy więcej nie podniesie ręki na moją matkę.

– Załatwione – rzekł Anderson. – Spotkamy się w holu za godzinę i zawieziemy cię na komendę. Od razu zabieram się do roboty.

– Do zobaczenia – powiedział Garret. Minął nas i poszedł w stronę OIOM-u.

– To jest to – ucieszył się Anderson. – Naoczny świadek potwierdzający związek Darwina ze śmiercią Brooke pozwoliłby postawić go w stan oskarżenia. Mam nadzieję, że Garret do końca zachowa zimną krew i się nie spietra.

– A co z postanowieniem sądu, które zakazuje przesłuchiwania Garreta bez zgody obojga rodziców?

– Zadzwoń do swojego kumpla Rossettiego i poproś go, żeby w te pędy zasuwał do sądu najwyższego w Suffolk. Skoro Darwin siedzi w więzieniu za napad na Julię, Rossetti powinien bez większego kłopotu przekonać sędziego, żeby cofnął zakaz. Ja załatwię resztę.

– Zajmę się tym.

– A zatem do zobaczenia w holu za, powiedzmy, czterdzieści pięć minut.

– Za czterdzieści pięć minut.

Była prawie dziesiąta, nim w pokoju przesłuchań komendy głównej policji bostońskiej przy Causeway Street zjawili się wszyscy ważni gracze: detektyw Terry McCarthy z Bostonu, kapitan policji stanowej O’Donnell, prokurator okręgowy Tom Harrigan i Carl Rossetti, który teraz oficjalnie reprezentował Julię, Garreta i Billy’ego.

Dwie godziny wcześniej Rossettiemu udało się skłonić sędziego Bartona z sądu najwyższego w Suffolk, by wydał postanowienie pozwalające nam przesłuchać Garreta.

Napaść Darwina Bishopa na Julię zmniejszyła animozje między zgromadzonymi w pokoju przesłuchań. Miliarder był skończony i jego poplecznicy o tym wiedzieli. Okazało się, że w szpitalu podsunął Julii do podpisania wnioski o zamknięcie dwóch kont bankowych na nazwiska bliźniaczek, na których znajdowało się po ćwierć miliona dolarów. Tak się również złożyło, że miał przy sobie dwa bilety w jedną stronę do Aten – miły przystanek, zanim na zawsze rozpłynie się w powietrzu. Jeden bilet wystawiony był na jego nazwisko, a drugi na Claire Buckley.

Postanowiliśmy, że przesłuchanie przeprowadzi Terry McCarthy. Ten wygadany mężczyzna po czterdziestce, choć wyglądający na pięćdziesiąt pięć, grał kiedyś w hokeja w drużynie Boston College. Z tych czasów został mu specyficzny sposób chodzenia: przy każdym kroku pochylał prawe ramię, trochę podnosząc, a trochę przesuwając stopy, jakby ślizgał się na lodzie. Pomimo łagodnego głosu potrafił tak spojrzeć na człowieka, że miało się wrażenie, iż za chwilę przyciśnie cię do bandy Lub zdejmie rekawice i rzuci się na ciebie z gołymi pięściami. Być może dzięki temu umiał wyciągnąć prawdę niemal z każdego.

McCarthy usiadł tak, że po skosie przez stół miał Garreta. My siedzieliśmy za nim. McCarthy włączył magnetofon.

– Może na początek podaj swoje nazwisko – powiedział do Garreta.

– To proste – odparł. – Garret Bishop.

– Data urodzenia.

– 13 października 1984 roku.

– A którego mamy dzisiaj?

– 29 czerwca 2002.

– Czy składasz to zeznanie dobrowolnie? Z własnej woli?

– Tak.

– Nikt cię do tego nie zmuszał? Nie oferował ci czegoś w zamian?

– Niestety, nie – odparł Garret z leciutkim uśmieszkiem.

Kapitan O’Donnell roześmiał się.

W oczach McCarthy’ego również widać było wesołość.

– Po prostu odpowiadaj na pytania – pouczył Garreta Rossetti. – Nie dowcipkuj, dobrze?

– Zapytam cię jeszcze raz – rzekł McCarthy, opierając się o stół i przemawiając szczególnie łagodnym głosem. – Czy nikt nie oferował ci niczego w zamian za to zeznanie?

– Nie – powtórzył Garret.

– Dobrze. Zacznijmy więc. Opowiedz nam, co widziałeś w nocy 21 czerwca 2002 roku.

Garret popatrzył na McCarthy’ego tak, jakby chciał odpowiedzieć, ale zamiast tego skulił się na krześle i opuścił wzrok. Minęło kilka sekund.

– Garret – ponaglił go McCarthy.