Выбрать главу

Nie byłem pewien, jak wiele mogę powiedzieć Candace i Garretowi.

– Wdał się dziś wieczór w bójkę z kilkoma chuliganami. Chłopakami, którzy od jakiegoś czasu dokuczali Jasonowi Sandersonowi. Sprawy wymknęły się spod kontroli i Sandersonowie zaczęli się obawiać usposobienia Billy’ego. Nie chcą, by się więcej spotykał z ich synem.

Candace pokręciła głową z niesmakiem.

– Czy komuś coś się stało? – zapytała Julia. – Czy Billy…

– Zdaje się, że nic gorszego od złamanej ręki. Nie można wykluczyć, że ktoś wniesie oskarżenie przeciwko Billy’emu, ale… – Podchwyciłem spojrzenie Julii. – Może jednak porozmawiamy o tym w cztery oczy i zastanowimy się, co zrobić.

– Myślę, że to dobry pomysł.

Przeszliśmy do jadalni i usiedliśmy przy stole. Przyciemnione światło współgrało z mrokiem wczesnej godziny. Opowiedziałem Julii wszystko, co wiedziałem.

– Billy potrafi być tak czarujący, że łatwo zapomnieć, że wciąż potrzebuje pomocy – powiedziałem.

– Myślisz, że powinniśmy go oddać do jakiegoś zakładu? Prywatnego szpitala czy czegoś podobnego? Może tak będzie dla niego lepiej na wypadek, gdyby go o coś oskarżono?

Myśl o umieszczeniu Billy’ego w kolejnym szpitalu niezbyt mi się podobała, ale wiedziałem, że może to być jedyne wyjście.

– Musimy z nim o tym porozmawiać, kiedy się uspokoi. I powinniśmy zadzwonić do Carla Rossettiego na wypadek, gdyby Billy potrzebował prawnika. – Zerknąłem na zegarek. Była druga nad ranem. – Policja jak dotąd się nie zjawiła. To dobry znak.

– Czy znasz jakieś miejsce, w którym czułby się… w miarę komfortowo? – zapytała Julia. – Wiesz, nie jakiś oddział zamknięty dla psychopatów. To byłoby dla niego straszne przeżycie.

Przez kilka sekund myślałem nad odpowiedzią i wpadł mi do głowy pewien pomysł.

– Mógłbym porozmawiać z Edem Shapiro, moim przyjacielem, który kieruje Riggs Center w Stockbridge. To bardziej schronisko niż szpital. Nazywają to „społecznością terapeutyczną”. Pacjenci mieszkają w osobnych domkach i codziennie uczestniczą w psychoterapii. – Wziąłem głęboki oddech i potrząsnąłem głową. – Ale nie wiem, czy nawet dla mnie zgodzą się wziąć kogoś takiego jak Billy, kto w przeszłości uciekał się do przemocy.

– Wszystko tak dobrze szło – powiedziała Julia. Chwyciła mnie za rękę. – Jak podczas miesiąca miodowego.

Jak podczas miesiąca miodowego. Gdybym się chwilę zatrzymał przy tym zdaniu, uświadomiłbym sobie, że już je kiedyś słyszałem. Od Lilly. I byłbym się pewnie zastanowił nad pewnym istotnym podobieństwem między tymi dwiema kobietami. Jednak kłopoty, jakie mieliśmy z Billym, sprawiły, że Julia stała mi się jeszcze bliższa. Już teraz myślałem o nim jak o naszym synu. Zacząłem głaskać wnętrze ręki Julii, ale przestałem, gdy w drzwiach do jadalni zobaczyłem Garreta. Zabrałem dłoń. Staraliśmy się unikać fizycznych kontaktów w obecności chłopców.

– Co się stało, chłopie? – zapytałem.

– Pomyślałem, że muszę warn coś powiedzieć – odparł.

– Co takiego?

Garret podszedł do nas. Jego twarz miała poważny wyraz.

– Garret? O co chodzi? – spytała Julia.

– O Billy’ego – powiedział krótko.

– Chcesz usiąść?

– Nie. – Wydawał się roztrzęsiony. – Nie miałem zamiaru warn o tym mówić – rzucił, zerkając najpierw na mnie, a potem na Julię.

– Co cię martwi? – zapytałem.

– Coś znalazłem – oświadczył. Zrobił kółko z palca serdecznego i kciuka.

Czekałem.

– Miałem nadzieję – zaczął. – Właściwie nie wiem na co.

– Co znalazłeś, Garret? – zapytała Julia łagodnie, ale stanowczo.

– Kota – odparł, patrząc na nią.

– Szedłem w stronę strumienia. – Przeniósł wzrok na mnie. – Tego, który płynie w lesie za domkiem gościnnym – wyjaśnił. – Chodzę tam czasami pomedytować. Billy także. No i znalazłem tam kota.

– Martwego – domyśliłem się.

Garret skinął głową.

Twarz Julii zmartwiała. Instynktownie znowu wyciągnąłem do niej rękę, ale ona szybko zabrała dłoń, rzucając mi spojrzenie mówiące, że mamy ukrywać naszą zażyłość.

– Może po prostu zdechł – rzekł Garret. – Nigdy nic nie wiadomo.

– Czasem wiadomo – zauważyłem.

– Dobrze, że nam o tym powiedziałeś – stwierdziła Julia. – Dziękuję ci.

– Przykro mi i przepraszam – powiedział bardziej do mnie niż do matki.

Potrząsnąłem głową.

– Nie ma za co – odparłem, zmuszając się do uśmiechu. – Dobrze zrobiłeś. Nie po to wyciągnęliśmy Billy’ego z więzienia, żeby się przyglądać, jak z powrotem tam trafia.

Drzwi do pokoju Billy’ego były zamknięte. Zapukałem, ale Billy nie odpowiedział.

– To ja, Frank – powiedziałem. Nadal cisza. Delikatnie nacisnąłem na klamkę, ale drzwi były zamknięte na klucz. – Billy, wpuść mnie – poprosiłem. Minęło kilka sekund, po czym usłyszałem skrzypnięcie materaca, a chwilę później drzwi się uchyliły.

– O co chodzi? – zapytał, nie patrząc na mnie.

– Masz trochę czasu?

Odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę łóżka, ale zostawił drzwi otwarte.

Wszedłem do pokoju. Billy usiadł na krawędzi łóżka ze skrzyżowanym ramionami na piersiach, lekko kiwając się do przodu i do tyłu.

– To niesprawiedliwe – rzucił gorzko.

Usiadłem obok niego.

– Myślę, że jednak sprawiedliwe – odparłem.

Przestał się kiwać i spojrzał na mnie tak, jakbym go zdradził.

– Sandersonowie nie mogą wejść do twojej głowy i stwierdzić, dlaczego przyglądałeś się ich córce.

Billy spuścił wzrok.

– Poza tym mocno przesadziłeś z obroną Jasona – powiedziałem. – To był niekontrolowany wybuch wściekłości.

Potrząsnął głową i głośno przełknął ślinę, jakby znowu miał się rozpłakać.

Położyłem mu dłonie na ramionach.

– Nie wiedziałeś, co robisz. Cale szczęście, że nikogo nie zabiłeś.

– I co teraz? – zapytał, powstrzymując łzy.

Poczułem, jakby wreszcie się przede mną całkowicie otworzył. – Chcę porozmawiać ze swoim przyjacielem, który kieruje Riggs Center.

– Jeszcze jedna pieprzona klinika psychiatryczna?

– Nie. To raczej coś w rodzaju schroniska. W zachodnim Massachusetts.

– Och przepraszam. Pomyliłem się. Szpital dla czubków.

– Dyrektorem jest tam mój przyjaciel, który…

– Nigdzie nie jadę. Zostaw mnie w spokoju.

Nie planowałem wyciągnięcia sprawy martwego kota, którego znalazł Garret, ale musiałem jakoś przekonać Billy’ego, żeby pomógł sobie sam. Nie chciałem przy tym niszczyć do reszty szans na poprawę stosunków między chłopcami.

– Znalazłem kota za domkiem gościnnym – skłamałem. – Przy drodze do strumienia.

Billy popatrzył na mnie, nerwowo mrugając oczami.

– Martwego – dodałem.

Billy przestał mrugać.

– I co?

– Zmartwiło mnie to i sądzę, że ciebie również powinno zmartwić.

– Dlaczego? Myślisz, że to ja go zabiłem?

Nie odpowiedziałem, wiedząc, że Billy właściwie zinterpretuje moje milczenie.

W oczach Billy’ego na krótko coś się pokazało, coś, czego nie potrafiłem w pełni zrozumieć, dopóki nie zniknęło – wiara we mnie. Nie wiedziałem tylko, czy było to coś więcej niż wiara socjopaty, który liczył na mnie, że go nigdy nie zawiodę. Wstał.

– Wyjdź – powiedział, usilnie starając się zapanować nad sobą. Dłonie miał zaciśnięte w pięści.

– Billy…

– Proszę – rzekł. Mięśnie jego ramion drżały.

Wstałem.

– Przemyśl moją propozycję. To najlepsze wyjście. – Minąłem go i wyszedłem z pokoju.

Kiedy się kładłem, tuż przed trzecią, w dużym domu wciąż paliły się światła. Za kwadrans czwarta ktoś zapukał do moich drzwi. Nie wiem dlaczego, ale uznałem, że to na pewno Julia, zaniepokojona z powodu Billy’ego, chce o tym ze mną porozmawiać. Zwlokłem się z łóżka, włożyłem spodnie i podszedłem do drzwi, żeby ją wpuścić. Za szklanymi drzwiami zobaczyłem jednak Billy’ego. Po raz pierwszy na jego widok pomyślałem o miejscu ukrycia browninga – szafce nocnej. Otworzyłem drzwi.