Выбрать главу

Val wykrzywił w uśmiechu cienkie wargi.

— Dlaczego sadzisz, że marzę o akceptacji? Albo o wybaczeniu? Nie zrobiłem niczego, co wymagałoby wybaczenia. Gdybym mógł, jeszcze raz rzuciłbym Ari wyzwanie. Niestety, w tym roku nie uczestniczy w turnieju.

Maris zaniemówiła z wściekłości.

— Val — odezwała się S'Rella zduszonym głosem. — Jak możesz mówić coś takiego? Ona się z a b i ł a.

— Lądowcy umierają każdego dnia — rzekł nieco łagodniejszym tonem. — Niektórzy z tych ludzi również popełniają samobójstwo. Nikt nie robi z tego problemu, nie śpiewa o tym ani nie szuka zemsty. Trzeba chronić własną skórę, S'Rello. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Tak uczyli mnie moi rodzice. — Znowu spojrzał na Maris. — Wiesz, poznałem twojego brata — powiedział nagle.

— Colla? — Marion była zaskoczona.

— Siedem lat temu, w drodze na Wyspy Zewnętrzne, odwiedził Południowy Arren. Był z nim jeszcze jeden śpiewak, starszy człowiek.

— To Barrion — powiedziała Maris. — Nauczyciel Colla.

— Zatrzymali się na tydzień, może dwa. Śpiewali w przybrzeżnych tawernach i czekali, aż jakiś statek zabierze ich dalej na wschód. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o tobie, o Maris z Amberly Mniejszej. Przez jakiś czas byłaś dla mnie bohaterką. Twój brat śpiewa o tobie ładną piosenkę.

— Siedem lat temu… — powtórzyła Maris. — To musiało być zaraz po radzie.

Val uśmiechnął się.

— Po raz pierwszy o niej usłyszeliśmy. Miałem wówczas dwanaście lat; w tym wieku dziecko lotnika szykuje się już do przejęcia skrzydeł, ale ja oczywiście nie mogłem nawet o tym marzyć. Aż przyszedł moment, gdy twój brat przybył na moją wyspę i zaśpiewał o tobie, o radzie i wymyślonych przez ciebie akademiach. Kiedy kilka miesięcy później otwarto Powietrzny Dom, byłem jednym z pierwszych studentów. Nadal cię uwielbiałem, gdyż wiedziałem, że to wszystko jest możliwe dzięki tobie.

— I co się wydarzyło?

Val obrócił się na taborecie i wyciągnął ręce do ognia.

— Przeżyłem rozczarowanie. Myślałem, że za twoją sprawą świat, który niegdyś należał do lotników, będzie stał otworem dla wszystkich. Czułem, że jesteśmy pokrewnymi duszami. Byłem naiwny.

Znów na nią spojrzał. Maris poczuła na sobie jego oskarżycielski wzrok.

— Myślałem, że jesteśmy tacy sami — ciągnął. — Sądziłem, że pragniesz zniszczyć zdemoralizowany klan lotników. Przekonałem się, że byłem w błędzie. Ty zawsze chciałaś być częścią tego wszystkiego. Marzyłaś o sławie, prestiżu, bogactwie i wolności. Chciałaś się bawić z nimi w Orlim Gnieździe i patrzyć z góry na grzebiące się w brudzie szczury lądowe. Popierasz to, co we mnie budzi pogardę.

Jednak, o ironio, nie możesz być lotnikiem, choćbyś nie wiem jak tego pragnęła. Podobnie jest ze mną, a także z S'Rella, która tu siedzi, Damenem i pozostałymi studentami.

— Ja jestem lotnikiem — cicho rzekła Maris.

— Oni pozwalają ci się w to bawić — odparł Val — ponieważ tak bardzo starasz się do nich upodobnić. Jednak oboje wiemy, że w gruncie rzeczy nie ufają ci i nie traktują jak swojej. Masz własne skrzydła, ale nadal jesteś podejrzana, nieprawdaż? Możesz mi przyznać rację lub nie, ale to ty pierwsza byłaś jednoskrzydłą, Maris.

Maris wstała. Słowa młodzieńca doprowadziły ją do furii, ale nie chciała go atakować ani tracić godności, kłócąc się z nim w obecności S'Relli.

— Mylisz się — powiedziała, siląc się na spokój, choć nie przychodziło jej to łatwo. Po chwili uświadomiła sobie, że brakuje jej argumentów, którymi mogłaby odeprzeć zarzuty Vala. — Żal mi ciebie, Val — ciągnęła. — Nienawidzisz lotników, a jednocześnie pogardzasz lądowcami i wszystkimi innymi ludźmi. Nie wymagam od ciebie szacunku ani wdzięczności. Ty odrzucasz nie tylko przywileje lotniczej społeczności, ale także obowiązki. Jesteś całkowicie skoncentrowany na sobie. Gdyby nie to, że obiecałam Senie, iż pomogę ci zdobyć skrzydła, w ogóle bym się z tobą nie zadawała. Dobranoc.

Opuściła pokój. Val nie ruszył się z miejsca ani nie zawołał za nią. Jednak gdy drzwi się zatrzasnęły, usłyszała jego stłumiony głos.

— Sama widzisz — powiedział do S'Relli.

Tej nocy Maris znowu przeżywała senne koszmary, miotała się i walczyła. Po przebudzeniu stwierdziła, że jest owinięta pościelą i zlana potem. Ten majak był gorszy od poprzednich. Miała uczucie, że na skutek bezwietrznej pogody wciąż spadała i spadała, a wzlatujący na swych srebrnych skrzydłach lotnicy biernie jej się przyglądali i żaden z nich nie kwapił się z udzieleniem pomocy.

Ćwiczenia odbywały się dzień w dzień.

Sena zupełnie ochrypła. Coraz częściej unosiła się gniewem i komenderowała wszystkimi jak despotyczny zwierzchnik. Damen wykonywał ostrzejsze zakręty i codziennie musiał wysłuchiwać długich pouczeń na temat tego, iż powinien wykorzystywać do lotów głowę, a nie tylko ramiona. S'Rella pracowała nad startem, lądowaniem i akrobatycznymi ewolucjami, starając się, aby jej wdzięk dorównywał wytrzymałości. Sher i Leya umiały już płynnie manewrować, i latały po wiele godzin przy silnym wietrze, gdyż jeszcze brakowało im kondycji, Kerr zaś ćwiczył wszystkie elementy.

Val Jednoskrzydły robił to, co chciał. Maris obserwowała go z dużej odległości, podobnie jak pozostałych zawodników, i rzadko się odzywała. Odpowiadała na jego pytania, czasami dawała rady, jeśli o nie prosił, i cały czas traktowała go z uprzejmą obojętnością.

Sena była całkowicie pochłonięta lotami swoich protegowanych, toteż nie zwracała na to uwagi, ale drewnianoskrzydli obserwowali zachowanie Maris i również trzymali Vala na dystans. On sam przyczyniał się do tego w niemałym stopniu; miał niewyparzony język i to przysparzało mu wrogów. Na przykład gnębił Kerra, mówiąc mu, że jest beznadziejny, i w nieskończoność szydził z dumnego, upartego Damena, raz po raz zwyciężając go w nieoficjalnych wyścigach. Studenci, na czele z Liane'em, Damenem i paroma innymi prowodyrami, otwarcie zaczęli nazywać Vala „Jednoskrzydły", ale jeśli nawet denerwowało go to, nic nie dawał po sobie poznać.

Nie znajdował się jednak w całkowitej izolacji. Wprawdzie inni unikali go, ale przynajmniej miał S'Relle, która daleka była od zdawkowej uprzejmości. Często wręcz zabiegała o towarzystwo młodzieńca, prosiła go o radę, jadła z nim i ilekroć Sena dobierała pary studentów do wyścigu, pierwsza rzucała mu wyzwanie.

Maris dostrzegała korzystne strony tej sytuacji. Konfrontacja z lepszym lotnikiem okazywała się dla S'Relli znakomitą lekcją i pomagała jej szybciej eliminować słabe punkty. A przecież S'Rella postanowiła sobie, że w tym roku musi zdobyć skrzydła. Istniały też inne, mniej praktyczne powody, dla których Val fascynował S'Relle. Ta nieśmiała dziewczyna z Południa nigdy nie czuła się zbyt dobrze wśród pochodzących z Zachodu drewnianoskrzydłych; inaczej gotowała, inaczej się ubierała i układała włosy, mówiła z obco brzmiącym akcentem; nawet to, o czym opowiadała podczas zebrań studentów, różniło się od innych historyjek. Wywodzący się ze Wschodu Val Jednoskrzydły również czuł się obco w akademickiej społeczności. Maris wcale się nie dziwiła, że te dwa egzotyczne ptaki latają razem.

Pomimo to czuła się nieswojo, obserwując ich zachowanie. S'Rella była młoda i łatwo ulegała wpływom; Maris nie chciała, aby dziewczyna podchwytywała pomysły Vala. Poza tym zbyt bliska zażyłość z Jednoskrzydłym mogłaby sprowokować nieprzychylne uwagi lotników, a to z pewnością uraziłoby wrażliwą S'Relle.

Maris postanowiła jednak zapomnieć o swoich niepokojach i nie wtrącała się. Czas nie sprzyjał osobistym rozterkom; musiała przygotować drewnianoskrzydłych do decydującej walki.