Выбрать главу

— Może nawet odwiedzę siedzibę zwierzchnika — powiedział wesołym tonem. — Ułożyłem piosenkę o tutejszym zwierzchniku i chciałbym zobaczyć jego minę, gdy ją usłyszy!

— Ani mi się waż, Coll — rzekła Maris.

Uśmiechnął się od ucha do ucha.

— Jeszcze nie zwariowałem, starsza siostro. Ale jeśli zwierzchnik przepada za dobrym śpiewem, ta wizyta mogłaby się okazać warta zachodu. Być może czegoś się dowiem. Ty tylko pilnuj Bari.

Dwa dni później sprzedawca win przyniósł Evanowi pacjenta: potężnego, wychudzonego czarnego psa, jednego z dwóch monstrualnych ogarów, które ciągnęły jego drewniany wózek od wioski do wioski. Jakiś zakapturzony prześladowca okaleczył psa, który teraz leżał między bukłakami, pokryty zakrzepłymi plamami krwi i kurzem.

Evanowi nie udało się uratować zwierzęcia, ale w nagrodę za swoje starania dostał bukłak kwaśnego czerwonego wina.

— Skazali tę zdrajczynię lotniczkę — powiedział sprzedawca, gdy pili przed kominkiem. — Ma zawisnąć na szubienicy.

— Kiedy? — zapytała Maris.

— A któż to może wiedzieć? Wszędzie są lotnicy, a zwierzchnik chyba się ich boi. Ona jest teraz zamknięta w jego twierdzy. Myślę, że zwierzchnik czeka na to, co zrobią ci lotnicy. Gdybym był na jego miejscu, zabiłbym ją i ukręcił łeb całej sprawie. No, ale nie urodziłem się zwierzchnikiem.

Maris stanęła w drzwiach i patrzyła, jak mężczyzna wychodzi, a potem ciągnie wraz z drugim psem swój wózek. Evan podszedł z tyłu i objął ją ramieniem.

— Co czujesz? — zapytał.

— Zażenowanie — odparła, nie odwracając się do niego. — I strach. Wasz zwierzchnik rzucił wyzwanie lotnikom. Czy wiesz, jak poważna jest sytuacja? Oni muszą coś zrobić — nie mogą puścić tego płazem! — Dotknęła ręki mężczyzny. — Ciekawe, co się mówi na ten temat w Orlim Gnieździe. Wiem, że nie wolno mi dać się wciągnąć w sprawy lotników, ale trudno jest…

— Oni są twoimi przyjaciółmi — rzekł Evan. — Twój niepokój jest całkowicie zrozumiały.

— Mój niepokój przysporzy mi więcej cierpień — stwierdziła Maris. — Mimo to… — Potrząsnęła głową i odwróciła się twarzą do uzdrowiciela, który nadal ją obejmował. — Uświadamiam sobie, jak mało ważne są moje własne problemy — dorzuciła. — Dziś wieczorem nie chciałabym być w skórze Tyi, chociaż ona nadal jest lotniczką, a ja już nie.

— To dobrze — oznajmił Evan i lekko ją pocałował. — Bo wolę mieć przy sobie ciebie, a nie Tyę.

Maris uśmiechnęła się do niego i oboje weszli do domu.

W nocy zawitało do nich czworo obcych przybyszy wyglądających na rybaków. Mieli na sobie ciężkie buty, swetry i ciemne czapki oblamowane futrem kota morskiego. Przynieśli zapach słonego morza. Troje z nich miało długie noże z kości słoniowej i oczy przypominające barwą lód na zamarzniętym jeziorze. Czwarty przybysz przemówił.

— Nie pamiętasz mnie, Maris, ale my już się kiedyś poznaliśmy. Nazywam się Arrilan, pochodzę z Przerwanego Pierścienia.

Maris uważnie mu się przyjrzała. Przypomniała sobie ładnego młodzieńca, którego parę razy spotkała. Pod trzydniowym jasnym zarostem jego twarz była nierozpoznawalna, ale przenikliwe błękitne oczy wydawały się znajome.

— Rzeczywiście, to chyba ty — powiedziała. — Znalazłeś się daleko od domu, lotniku. Gdzie się podziały twoje skrzydła? I dobre maniery?

Arrilan zdobył się na ponury uśmiech.

— Moje maniery? Wybacz nieuprzejme zachowanie, ale bardzo się tu śpieszyłem, a w dodatku narażałem się na znaczne ryzyko. Płynęliśmy aż z Thrynel, żeby się z tobą zobaczyć; nasza mała łódka omal nie zatonęła na wzburzonym morzu. Kiedy ten stary człowiek chciał nas odprawić, straciłem cierpliwość.

— Jeśli jeszcze raz nazwiesz Evana starym człowiekiem, to ja stracę cierpliwość — chłodno stwierdziła Maris. — Dlaczego tu jesteś? Dlaczego nie przyleciałeś?

— Moje skrzydła są schowane na Thrynel. Uznano, że najlepiej będzie wysłać do ciebie potajemnie osobę, której twarz nie jest znana na Thayos. Wybrano mnie, ponieważ jestem nowy wśród lotników i pochodzę z Węgli. Moi rodzice byli rybakami i wychowywali mnie na rybaka. — Zdjął czapkę i potrząsnął gęstą, jasną czupryną. — Możemy usiąść? — zapytał. — Mamy do omówienia ważną sprawę.

— Co ty na to, Evan? — zapytała Maris.

— Siadajcie — powiedział Evan. — Zrobię herbatę.

— Ach, to byłoby bardzo miłe — powiedział z uśmiechem Arrilan. — Na morzu jest zimno. Przepraszam, jeśli użyłem zbyt ostrych słów. Czasy teraz ciężkie.

— Tak — zgodził się Evan. Wyszedł na zewnątrz, żeby nabrać wody.

— Po co tu przybyliście? — zapytała Maris, gdy Arrilan i jego milczący towarzysze usiedli. — O co w tym wszystkim chodzi?

— Przysłano mnie, żebym cię stąd zabrał. Wiesz, z Port Thayos trudno wypłynąć. Nie dostałabyś pozwolenia na opuszczenie wyspy. Niedaleko stąd ukryliśmy małą łódź rybacką. Tak będzie bezpieczniej. W razie gdyby nas złapała straż, powiemy, że jesteśmy zwykłymi rybakami, których sztorm przygnał na północ z Thrynel.

— Moje ucieczka wydaje się dobrze zaplanowana — zauważyła Maris. — Szkoda, że nikt nie porozumiał się w tej sprawie ze mną. — Spojrzała na przebranego lotnika i zmarszczyła czoło. — Czyj to był pomysł? Kto cię przysłał?

— Val Jednoskrzydły.

Maris uśmiechnęła się.

— Oczywiście, któżby inny? Ale dlaczego Val chce, żebym została zabrana z Thayos?

— Ze względu na twoje bezpieczeństwo — odparł Arrilan. — Tutaj jesteś zdana na własne siły, a ponieważ byłaś lotniczką, grozi ci nawet utrata życia.

— Nie stanowię dla zwierzchnika żadnego zagrożenia — żachnęła się Maris. — Nie miałby powodu…

Młody lotnik gwałtownie potrząsnął głową.

— Nie chodzi mi o zwierzchnika, tylko o ludzi. Nie wiesz, co się dzieje?

— Chyba nie — odparła Maris. — Może powinieneś mi o tym opowiedzieć.

— Wieść o aresztowaniu Tyi rozniosła się po całej Przystani Wiatrów. Dotarła nawet na Artellię i Węgle. Niektórzy ze szczurów lądowych zaczęli szemrać, wyrażając nieufność w stosunku do lotników. Zdarza się to nawet zwierzchnikom. — Zaczerwienił się. — Władczyni Przerwanego Pierścienia wezwała mnie natychmiast po tym, jak usłyszała nowinę i kategorycznym tonem zapytała, czy kiedykolwiek skłamałem albo przekręciłem wiadomość. Zmusiła mnie, żebym jej przysiągł lojalność. Jednak podczas tego przesłuchania było widać, że powątpiewa w każde moje słowo. I groziła mi! Groziła, że mnie wtrąci do więzienia, tak jakby mogła to zrobić albo miała prawo… — Przerwał. Wydawało się, że dławi go gniew.

— Ja oczywiście jestem jednoskrzydłym — podjął po chwili. — Wszyscy jesteśmy teraz podejrzani, ale najgorzej mają jednoskrzydli. S'wena z Deeth została zaatakowana przez opryszków i pobita po tym, jak wystąpiła w obronie Tyi podczas kłótni w tawernie. W miastach Wschodu ludzie wyzywają jednoskrzydłych, unikają ich, a nawet opluwają. Jem, który ma naprawdę ogromny szacunek dla tradycji, został wczoraj na Thrane uderzony odłamkiem skały. Natomiast Katinnowi podczas jego nieobecności podpalono dom na Lomarronie.

— Nie miałam pojęcia, że jest tak źle — powiedziała Maris.

— Jest źle — rzekł Arillan. — A będzie jeszcze gorzej. Największa gorączka panuje na Thayos. Val uważa, że wkrótce tłum przyjdzie po ciebie, dlatego przysłał nas tutaj, abyśmy mogli zabrać cię w bezpieczne miejsce.