Выбрать главу

— Pomożesz mi w jego realizacji? Potrzebujemy cię.

— My? Zdaje się, że stanęłaś po stronie jednoskrzydłych, tak? — W głosie Dorrela nie było słychać złości ani potępienia, lecz Maris uświadomiła sobie, że jej dawny przyjaciel oddala się od niej coraz bardziej.

— Tu nie chodzi o stawanie po czyjejś stronie, Dorr. Przynajmniej nie w społeczności lotników. Zresztą, taki sposób postępowania oznaczałby śmierć, koniec wszystkiego, co jest dla nas drogie. Lotnicy — ci rodowi i jednoskrzydli — nie mogą być podzieleni i zdani na łaskę zwierzchników.

— Zgadzam się. Ale jest już za późno. Było za późno już wówczas, gdy Tya okazała pogardę dla wszelkich praw i tradycji, decydując się pierwszy raz na kłamstwo.

— Dorr — odezwała się Maris przymilnym tonem, starając się przemówić mu do rozsądku — ja również nie aprobuję postępku Tyi. Chciała dobrze; to, co zrobiła, było niewłaściwe, z tym się zgadzam, ale…

— Ja się zgadzam, ty się zgadzasz, ale… zawsze jest jakieś ale — przerwał jej. — Zawsze dochodzimy do tego punktu. Tya już nie żyje — to nie budzi niczyjej wątpliwości. Nie żyje, ale na tym sprawa się nie kończy, wręcz przeciwnie. Inni jednoskrzydli uznają ją za bohaterkę, męczennicę. Zginęła dlatego, że kłamała, oddała życie za prawo do niemówienia prawdy, fle jeszcze kłamstw zostanie wypowiedzianych? Ile czasu upłynie, zanim ludzie przestaną być nieufni wobec nas? Ponieważ jednoskrzydli odmówili potępienia Tyi i odłączyli się od nas, rozważa się… w nielicznym gronie… zamknięcie akademii, zlikwidowanie turniejów i powrót do dawnej tradycji, do czasów, gdy lotnik stawał się lotnikiem na całe życie.

— Przecież nie chcesz tego.

— Nie, nie, nie chcę. — Na moment zgarbił się, co nie było u niego typowe, i westchnął. — Maris, ta sprawa wykracza daleko poza moje czy twoje zachcianki. Wymknęła nam się z rąk. Wyprowadzając jednoskrzydłych z rady i ogłaszając nielegalne sankcje, Val podpisał na nich wyrok śmierci.

— Sankcje można odwołać — zauważyła Maris.

Dorr spojrzał na nią ze zdumieniem. Zmrużył oczy.

— Czy powiedział ci to Val Jednoskrzydły? Ja mu nie wierzę. On prowadzi jakąś podstępną grę, usiłuje mnie zwieść i w tym celu wykorzystuje ciebie.

— Dorrel! — Wstała z oburzeniem. — Proszę, zaufaj mi choć trochę! Nie jestem marionetką Vala! Nie obiecał, że odwoła sankcje, i wcale mnie nie wykorzystuje. Próbowałam go przekonać, że najlepiej będzie działać tak, aby nastąpiło ponowne zjednoczenie lotników rodowych i jednoskrzydłych. Val jest uparty i porywczy, ale nie ma klapek na oczach. Wprawdzie nie chciał obiecać, że odwoła sankcje, ale w końcu zdał sobie sprawę z tego, że popełnił błąd — te sankcje honorowała jedynie mała grupa, a rozłam wśród lotników nie przyniósł korzyści żadnej ze stron.

Dorrel popatrzył na Maris w zamyśleniu. Potem wstał również i zaczął krążyć po małym, zakurzonym pomieszczeniu.

— Niezły wyczyn — przekonać Vala Jednoskrzydłego, że nie miał racji — zauważył. — Ale jaki będzie teraz z tego pożytek? Czy on się zgadza, że nasz plan był dobry?

— Nie — odparła Maris. — Zresztą, nasz plan też miał wady. Moim zdaniem, postąpiłeś zbyt surowo. Och, wiem, co myślałeś — wiem, że musiałeś potępić przestępstwo Tyi i uznałeś, iż zrobisz najlepiej, przekazując ją zwierzchnikowi, by ten mógł dokonać na niej egzekucji.

Dorrel zatrzymał się i rzucił jej pochmurne spojrzenie.

— Maris, wiesz, że nigdy nie miałem takiego zamiaru. Nie wierzyłem, że Tya umrze. Jednakże propozycja Vala była absurdalna — ludzie odnieśliby wrażenie, że przebaczamy jej to, co zrobiła.

— Rada powinna była nalegać na wydanie Ty i. Lotnicy ukaraliby ją sami i pozbawili skrzydeł na zawsze.

— Ależ my ją pozbawiliśmy skrzydeł.

— Nie — odparła Maris. — Pozwoliliście, żeby uczynił to zwierzchnik, który powiesił ją, gdy miała je na sobie! Jak myślisz, dlaczego tak postąpił? Żeby pokazać, że może uśmiercić lotnika i ujdzie mu to płazem.

Na twarzy Dorrela malowało się przerażenie. Podszedł do kobiety i ścisnął ją za ramię.

— Maris, nie! Gdy ją wieszał, miała na sobie skrzydła?

Skinęła głową.

— Nie słyszałem o tym. — Znowu opadł na krzesło, jakby ktoś podciął mu nogi.

— Dopiął swego — zapewniła Maris. — Dowiódł, że lotników można zabijać równie łatwo jak wszystkich innych ludzi. I odtąd będą zabijani. Teraz gdy ty i Val doprowadziliście do rozłamu lotników rodowych i jednoskrzydłych na dwa wzajemnie zwalczające się obozy, zwierzchnicy nie omieszkają skorzystać z okazji. Zażądają przysiąg lojalności, ustanowią zasady i nakazy, żeby kontrolować lotników, a buntowników skażą za zdradę i stracą. Z czasem, być może, uznają skrzydła za swoją własność i będą je rozdawać tym, którzy będą posłuszni. Aresztowania i egzekucje grożą innym lotnikom choćby jutro. Wystarczy, żeby kolejny zwierzchnik uświadomił sobie, jaką ma władzę — żeby pamiętał, iż rozbici lotnicy nie potrafią skutecznie mu się przeciwstawić. — Usiadła i przyglądała się Dorrelowi, niemal wstrzymując oddech, w nadziei, że usłyszy pożądaną odpowiedź.

Dorrel skinął głową.

— To, co mówisz, jest niezbitą prawdą i budzi strach, ale… cóż ja mogę zrobić? Tylko Val i inni jednoskrzydli mogą podjąć decyzję o dołączeniu do nas. Z pewnością nie oczekujesz, że będę próbował zjednoczyć lotników i nawoływać ich do ogłoszenia naszych własnych spóźnionych sankcji?

— Oczywiście, że nie. Ale to nie zależy tylko od Vala — nie może. Obie strony muszą się zdobyć na pojednawcze gesty.

— Jakiego rodzaju gesty?

Maris pochyliła się do przodu.

— Dołącz do czarnych lotników — powiedziała. — Opłakuj Tyę. Przyłącz się do reszty. Kiedy rozejdzie się wieść, że Dorrel z Laus jest pogrążony w żałobie tak jak jednoskrzydli, inni uczynią to samo.

— Obchodzić żałobę? — Zmarszczył brwi. — Chcesz, żebym ubrał się na czarno i latał w kręgu? — zapytał podejrzliwie. — I co jeszcze? Co jeszcze mam robić wspólnie z czarnymi lotnikami? Czy twój plan polega na tym, że chcesz wzmocnić sankcje przeciw Thaoys, każąc lotnikom krążyć nad wyspą?

— Nie. To nie jest sankcja. Oni nie przeszkadzają innym lotnikom w przekazywaniu wieści na Thayos i z wyspy. Gdybyś ty musiał wraz ze swoimi zwolennikami opuścić krąg, nikt by was nie powstrzymywał. Tylko zrób ten gest.

— To więcej niż gest i więcej niż żałoba. Jestem tego pewien — rzekł Dorrel. — Maris, bądź ze mną uczciwa. Znamy się od bardzo dawna. Ze względu na uczucie, które wciąż do ciebie żywię, zrobiłbym wiele. Jednakże nie mogę działać wbrew własnym przekonaniom i nie dam się zwieść. Proszę, nie graj w jedną z gier Vala Jednoskrzydłego i nie próbuj mnie wykorzystywać. Myślę, że jesteś mi winna uczciwość.

Maris spokojnie patrzyła mu w oczy, ale ogarnęło ją poczucie winy. Rzeczywiście, usiłowała go wykorzystać — stanowił ważny element jej planu, a pamiętając o tym, ile znaczyli dla siebie w przeszłości, była pewna, że dawny ukochany nie sprawi jej zawodu. Jednakże nie miała zamiaru go oszukiwać.

— Dorr, zawsze uważałam cię za przyjaciela, nawet gdy mieliśmy odmienne poglądy — odparła spokojnie. — Nie proszę cię jednak o przyjacielską przysługę. Chodzi o coś ważniejszego. Myślę, że zlikwidowanie rozłamu między lotnikami rodowymi i jednoskrzydłymi jest równie istotne dla ciebie jak dla innych.

— Wobec tego powiedz mi całą prawdę. Wyjaśnij naprawdę, czego ode mnie chcesz.

— Chcę, żebyś dołączył do czarnych lotników i dowiódł, iż jednoskrzydli nie są osamotnieni. Pragnę doprowadzić do ponownego zjednoczenia lotników i jednoskrzydłych, pokazać światu, że nadal potrafią działać wspólnie.