Выбрать главу

Drzwi gabinetu uchyliły się. Zajrzała przez nie woźna Wala. Jej chytre oczki uśmiechały się.

— Można? — zapytała.

— Wejdź, wejdź — kiwnął głową Sahajdak. — Co tam masz, Walu? Jakąś korespondencję?

— List zza granicy. Z Indii.

— Z Indii? Daj no prędzej…

— Proszę. — Wala położyła na biurku dużą kopertę.— Ale, Mychajło Kuźmiczu, mam do was wielką prośbę…

— O co chodzi?

— Takie piękne znaczki! Jak przeczytacie, dacie mi?

— Bo co, jesteś filatelistką?

— Aha.

— Chętnie, Walu — rzekł wesoło Sahajdak. — Weźmiesz sobie. Ja tych skarbów nie zbieram. Dziękuję ci…

Wala, nucąc wesoło, wyszła z gabinetu. Sahajdak obejrzał kopertę. Od kogo może być ten list? Zdaje się, że nie miałem tam żadnego korespondenta. Aha, na odwrocie znajduje się nazwisko nadawcy. „Swami Rishideva,\.. Rishideva?! Swami?! On?

Sahajdak poczuł, że ciepła fala napływa mu do serca, ręce mu ścierpły. Nie zapomniał. Po długiej, niewymownie długiej przerwie! On już nie wspominał dalekich czasów młodości. Wojna, niewola, dziwna ucieczka — wszystko stało się snem, marzeniem, nieprawdopodobieństwem. I dziwne rozmowy w kamieniołomie, w baraku, i wędrówka przez góry… Jak kadry filmu przygodowego…

Sahajdak rozerwał kopertę. Były w niej dwie mniejsze koperty i złożona we czworo kartka. Rozłożył ją, wypadły dwa zdjęcia. Mój Boże, kto to jest? Siwobrody wspaniały patriarcha w zawoju, z ognistymi czarnymi oczami — czyżby to Rishideva? Ileż on teraz może mieć lat? Po pięćdziesiątce. Taka otchłań czasu, przeszło ćwierć wieku. A na drugim zdjęciu uśmiechnięta jasnooka twarz amerykańskiego lotnika. Harry Fitzgerald Thawn, pułkownik. Mało się zmienił, tylko głęboka linia między brwiami, gorzkie zmarszczki koło ust, wyraźniej zakreślony podbródek.

Mychajło odłożył fotografie i zabrał się do listu. List napisany był po angielsku.

Drogi Mychaju!

Dotrzymałem obietnicy, znalazłem Rishidevę w Himalajach, teraz piszemy do ciebie razem. Nie bałeś się zwykłych bomb podczas wojny — czy nie przerazi cię bomba czasu? Mam nadzieją, ze sią zobaczymy. Swami wszystko ci wyjaśni. Ściskam cię

Harry F. Thawn.

Dalszy ciąg listu napisany był po ukraińsku. Wyraźny, prosty charakter pisma, powściągliwe zdania:

Swami Rishideva śle szczere powitanie bratu Myćhajle.

Czytałem niedawno w kilku pismach ukraińskich wzmianki o tobie, o waszym obserwatorium. Zrozumiałem, iż nadeszła pora, kiedy powinniśmy się spotkać. Nie zapomniałeś o tym, co było? Znasz zapewne nienaruszalne prawo wszechświata — każde ziarno musi wzejść i dać owoc.

Prawem brata przypominam ci o przyrzeczeniu. Złożyliśmy je wspólnie. W tych listach składamy ci sprawozdanie. Oczekujemy wzajemności. Będziemy na sympozjum filozoficznym w Pradze. Czy przyjedziesz? Bardzo dobrze by się złożyło. Spotkanie jest nieodzowne.

Życzę ci radości i pokoju

Swami Rishideva.

Drżącymi rękami Mychajło rozciął następną kopertę. O czym on przypomina? O jakiej obietnicy? O młodzieńczej przysiędze złożonej wśród łoskotu pocisków, w obliczu śmierci? Zapomniał o niej. Zapomniał czy… nie chciał pamiętać? Jak ona brzmiała? Żyć dla innych. Żyć nie dla siebie. Romantyczne słowa, abstrakcyjne dążenia z kręgu utopii. Każdy krok, każdy oddech związany jest z własnym ciałem, z własnymi myślami, interesami, potrzebami. Czy nie nazbyt długo przeciąga się ta mistyczna, daleka gra? Czego chce Swami Rishideva?

Na niebieskich kartkach cienkiego papieru spokojne, szczere rozmyślania. Opowieść o tym, co najbardziej intymne, głębokie, ukryte. Nie ma żadnych tajemnic, wszystko pozostawia się do osądu bratu, towarzyszowi, współbojownikowi…

Mój bracie z dalekiej i tak bliskiej mojemu sercu Ukrainy, wybacz mi, że tak długo nie wzywałem ciebie, nie pisałem, nie przypominałem o sobie. Byłeś ze mną w sanach, w myślach. Widziałem ciebie w wizjach, posyłałem ci życzenia radości i dobrego samopoczucia. Chciałem, byś sam był ogrodnikiem swojego rozumu. Minął długi czas, teraz można spojrzeć, co wyhodowałeś, jakie kwiaty ducha rozkwitły na twojej sławnej ziemi?

Posłuchaj więc teraz, co było ze mną. Na fotografii wyraźnie widać nieubłagany bieg czasu. Lecz to są znaki mai — złudzenia rozłąki. Niech cię nie zmylą. Uznaję tylko jedną miarę życia — natężenie twórczości, która panuje nad starym, nieubłaganym Chronosem. Po naszym rozstaniu luróciłem do korpusu ekspedycyjnego. Do końca wojny pracowałem w szpitalu. Potem wróciłem do Indii. Mój udział w wojnie pomógł mi zrozumieć rozmiary światowej walki między światłem i mrokiem. Nasza historiografia, nasze podręczniki, obserwatorzy polityczni i działacze ślizgają się po powierzchni wydarzeń, nie są w stanie dotrzeć do sedna dramatu świata. Jest wiele różnych nurtów w rozwoju planetarnym, ale najważniejszym z nich jest pojedynek człowieka i zwierzęcia. Wszystko inne — stanowi tylko jakiś aspekt jednego z tych zjawisk. Zresztą o tym później — podczas naszego spotkania.

Powróciłem do drogiego mi aśramu. O, radości spotkania z guru! Czy wy, Europejczycy, wiecie, kim jest Nauczyciel Serca? Guru nie potępił mojego postępowania i wyjaśnił mi jego przyczynę. W każdym z nas drzemią miriady potencjalnych ziaren przeszłości — dobrego i złego. Nie możemy zniszczyć w sobie niczego; ani ascetyzm, ani samobiczowanie, ani post, ani modlitwy, ani intelektualizm, ani pokuta, ani przysięgi, ani obietnice — nic nie pomoże, nie uwolni nas od zła. Niech ujawnia się wszystko, i im prędzej, tym lepiej! Ostatnie wydarzenia na śiuiecie, olbrzymie konflikty różnych narodów — stanowią przyśpieszony objaw nagromadzonej w cyklach historycznych psy chody namiczmj energii narodów. Ta psy chody namika nieuchronnie prowadzi do sublimacji, do wyrafinowania, do uczłowieczenia świata — przez rewolucje i powstania ducha. Żywiołu ognia nie można powstrzymać. Jeszcze bardziej niemożliwe jest zakucie go w dogmaty i kanony religijne, w ograniczone symbole bóstw i ortodoksyjnych nauk.