Выбрать главу

Były rany, były bitwy. Wszystko było. Skończyła się wojna. Sahajdak wrócił do domu. Aresztowano go — w jaki sposób wydostał się z niewoli, kto mu pomógł, dlaczego pozostał w Jugosławii?

Nie wierzono mu. Śmiano się z opowieści o ucieczce z kamieniołomu. A potem — oburzano się na jego upór. Po co te bajki? Dlaczego nie jest szczery? Szczere wyznanie zmniejszy wymiar kary. Kara, za co? Za tajne kontakty z wywiadem zagranicznym. Istnieją informacje. Najlepiej, żeby przyznał się sam. Nie ma do czego się przyznać? To bardzo smutne. Zapewne utracił podczas wędrówek na obczyźnie resztki uczuć patriotycznych.

Sahajdakowi udało się zawiadomić rodzinę. Przysłali mu trochę odzieży i żywności. Okazali pomoc. Sprawę zbadano dokładnie. Zapytywano w państwach sprzymierzonych, szukano dokumentów. W końcu zwolniono. Pozwolono jechać na Ukrainę.

Wieś rodzinna była spalona. Połowa mieszkańców zginęła podczas okupacji, wielu nie wróciło z wojny. Lecz odbudowano chaty, urodziły się nowe dzieci. Życie brało górę…

Sahajdak wstąpił na uniwersytet. Chciał urzeczywistnić stare, najdroższe marzenie — zostać astronomem. Mieszkał kątem u starej kobiety, płacił czterysta rubli. W nocy wstawał, zapalał lampkę, polował na pluskwy, gniótł je i wrzucał do kubła. Wczesnym rankiem biegł na dworzec kolejowy, wyładowywał worki z wagonów lub węgiel z platform. Po otrzymaniu wypłaty biegł do stołówki a potem na uniwersytet. Czasami matka przywoziła paczkę, tak zwaną „wałówkę”. Wówczas rozkoszował się, zajadając wraz z kolegami z kursu domową kiełbasę lub smażone kartofle. Było wszystko — chłód i głód. Ale o tym zapomniało się, pozostały w pamięci namiętne dyskusje o pochodzeniu wszechświata, o dalekich planetach, o nowych hipotezach, które wstrząsały podstawami fizyki współczesnej.

Potem aspirantura. Spotkanie z Niną. Gdzie się spotkali? Zdaje się, że na jakimś wieczorku u znajomych. Było wesoło. Atmosfera miła i niewymuszona. Grała muzyka, szampan iskrzył się w kieliszkach. Poznano ich ze sobą. Duże niebieskie oczy. Kędziory. Istny anioł. Zatańczyli. Anioł miał smukłą postać i wysoki biust. Nina wpatrywała się w Sahajdaka. Ach, te tajemnicze spojrzenia kobiece! Pełne tajnych, urojonych obietnic! A potem — pustka. Powszedniość, szara codzienność, poszukiwanie nowych przygód, nowej „tajemnicy”.

Nina wiedziała, czego chce. Nie poprzestała na pocałunkach i objęciach. Ich stosunki uregulował formalnie urząd stanu cywilnego. Były gratulacje, wesele, miesiąc miodowy. Dlaczego miodowy? Co za kretyńskie pojęcie! Co mają do siebie miłość i miód? Tam gdzie słodycze — nie ma kochania. Miłość — jaka ona jest? Może istnieje jakieś naiwne książkowe sformułowanie? Nie wie, nie dowiadywał się. Nie wierzył w nią, ściślej mówiąc, zwątpił. Bo przyzwyczaił się, przywykł do wygody, do pajęczyny życia. Skrzydła namiętnego poszukiwania, marzenia powiesił gdzieś na kołeczku zobojętnienia. Okrutne? A czy nie tak? Nawet gwiazdy, dalekie piękne światy — przekształcił w narzędzia do swojej rozprawy doktorskiej. Ha-ha! Spróbuj zaprzeczyć! Gwiazdy i stopień naukowy. Tytuł doktora i nieskończoność. Tajemnica kwazarów i wysokie pobory. „Ile pani mąż dostanie podwyżki?” „Cudownie! Będzie można kupić nowe meble.” „Pani mąż ma przed sobą wspaniałą przyszłość…”

A chłopcy-kosmonauci latają nad Ziemią. Latają w miniaturowej żelaznej skorupie. I kto wie, co ich tam oczekuje? Geologowie idą nad górskimi potokami, najmniejszy kamyk może ich zrzucić do burzliwego potoku, na skały. A chłop ociera spocone, okryte kurzem czoło, grzbiet go boli z ogromnego wysiłku. Czy znałem, czy odczuwałem takie napięcie? Czy kroczyłem nad przepaścią?

Swami, Harry, co ja odpowiem na wasze listy, na waszą szczerość? Zaplątałem się jak mucha w pajęczynie. Mogłem i nie zrobiłem, pragnąłem i nie osiągnąłem, miałem szanse i odwróciłem się od nich. Miałem… a może nie? Nie wiem… Wiem tylko jedno — nie dotrzymałem młodzieńczej obietnicy, wybrałem spokój, zacisze. Gorzko mi, ciężko, wstyd…

Mychajło znów podszedł do biurka, usiadł na krześle. Pisać? Opowiadać o sobie? Nie warto. Na takie cudowne listy odpowiadać w minorowym tonie? Nie można. Lepiej podczas spotkania. Oko w oko. Serce do serca… Tak będzie lepiej…

Podniósł arkusz czystego papieru. Napisał adres: Sioami Rishideva. Darjeeling. Sikkim. Indie.

Potem krótko:

Witam, całuję was obu — Swami, Harry. O niczym nie zapomniałem, bomba czasu ekspłodowała. Szczegóły \3odczas spotkania, będę na sympozjum w Pradze.

Mychajło Sahajdak.

Nacisnął dzwonek. Do gabinetu weszła Wala. Chciwym okiem patrzyła na kopertę.

— Przeczytaliście już, Mychajle Kuźmiczu?

— Już, gołąbeczku. Weź sobie. Tylko zostaw mi adres.

— Oj, dziękuję wam! To uzupełni moją kolekcję! Przyjaciółka umrze z zawiści.

Sahajdak uśmiechnął się smutno. Ot, masz. Nawet w takich drobiazgach ujawnia się zarodek zawiści, rywalizacji. „Moje zbiory są jedyne w swoim rodzaju.” A dlaczego nie szukać znaczków dla przyjaciółki? Czemu nie pragnąć czegoś dla towarzysza? Życzyć, żeby to on miał niezwykłą kolekcję?

— Walu, z łaski swojej, wyślij depeszę…

— Chętnie, dokąd?

— Do Indii. Zdaje się, że zagraniczne są droższe?

— Po pięćdziesiąt kopiejek za słowo. Czy po trzydzieści. Zapomniałam.

— Nic nie szkodzi, zaraz pójdziemy do kasjera, odbiorę zaliczkę urlopową. Wystarczy piętnaście rubli…

Sahajdak wysłał Walę na pocztę, schował pieniądze, wrócił do gabinetu. Zajrzał Saszko, zapytał:

— No, i co z kwazarami?

— Nie mam do nich głowy — machnął ręką Sahajdak.

— Co się stało? Masz jakiś dziwny wyraz twarzy.

— Jak ci wytłumaczyć? Przeszłość… Dawni przyjaciele przysłali list, no i… zaczęło się rozmyślanie…

— Rozumiem — kiwnął poważnie głową Saszko. — Przeszłość bywa smutna. Ale nic, w dniu urodzin trzeba odrzucić smutki…

— To prawda — uśmiechnął się Mychajło. — Do diabła ze smutkiem. Będziemy się bawić. Wiesz — jakoś nie idzie mi praca. Pozostawiam ci wszystkie manele, zrób porządek. A ja idę. A więc umówiliśmy się — o szóstej w restauracji „Moskwa”.