Выбрать главу

— Czego pragniesz, poszukiwaczu? — zabrzmiało pytanie.

— Prawdy — odparłem gorąco.

— Jakiej?

— Czyż prawda nie jest jedna jedyna?

— Oczywiście, że nie — odpowiedział z uśmiechem. — Jedyna prawda panuje w zbratanym świecie. Wasz świat jest rozdarty.

— Nasz świat? Pan wyraził się w taki sposób, jakby to nie był i wasz świat.

— Stał się nasz. Na długo. Nikt nie wie, ile jeszcze lat mamy pozostawać tutaj…

— Więc jesteście z innego świata?

— Z innego. Ale jakie to ma znaczenie?

— Mnie się wydaje, że decydujące. Gdyby ludzie wiedzieli, że na ziemi mieszkają potężni przybysze…

— To co z tego? — zapytał nieznajomy ze smutną ironią.

— Przyszliby do was, by poznać prawdę. To przyśpieszyłoby ewolucję planety…

— Robimy wszystko, co można. Lecz gdybyśmy jawnie ukazali się na ziemi — wola ludzkości zostałaby sparaliżowana. Ludzie zbyt łatwo oddają swoją wolność, chętnie ulegają despotom.

— Ale przecież wy nie pragniecie władzy…

— Istnieją dusze niewolnicze. Niewolnik znajdzie sobie zawsze pana, będzie ubóstwiał nawet nieruchomego, martwego bałwana. Historia zna pod dostatkiem przykładów tego rodzaju. Czego chciałeś tutaj? Dlaczego szli tutaj twoi towarzysze — staroobrzędowcy? Każdy chce zobaczyć Boga, mniej lub więcej wzniosłego. Tutaj nie ma bogów, jesteśmy waszymi braćmi. Jedynym naszym przywilejem jest to, że nie znamy złudzeń. Słyszysz? Bezlitośnie odrzucamy najpiękniejsze iluzje. Nie godzi się, by istota myśląca żyła w niewoli umowności, nawet najprzyjemniejszej. Pragniemy, byście zniszczyli kurniki waszych iluzji…

— Przyjdźcie i powiedzcie!

— Niech ten rozkaz zabrzmi w waszych sercach. Jeszcze zbyt namiętnie pragniecie rozkoszy i przyjemności. Powinniście poznać ich marność i zwrócić się ku prawdziwej rzeczywistości.

— Na czym ona polega?

— Na jedności istnienia. Przeciwstawiliście jej kult samotności. Każdy przeciw każdemu. Jeden przeciw wszystkim.

— Przychodzili myśliciele, bohaterowie. Wzywali ludzi do jedności. I dziś toczy się walka o tę ideę.

— Wiemy. Lecz droga jest jeszcze długa. Niewykluczona jest katastrofa. Planeta wśród kosmosu jest jak komórka organizmu wszechświata. Wiesz, co się zdarza, kiedy komórka choruje?

— Chorują inne, zdrowe.

— Tak. Resztę podpowie ci wyobraźnia. Powtarzam jeszcze raz pytanie — czego pragniesz?

— Poznać drogi wiodące do prawdziwego działania. Pomóżcie.

— Wszystko jest w tobie. Jest siła, jest wiedza. Pole tęskni za dobrym ziarnem, serca ludzkie pragną miłości. Idź, siej, uzdrawiaj chorych. Tam, wśród łoskotu bitwy, odnajdziesz prawdę. Prawdę ofiary. Biedni ludzie modlą się do Boga, by ocalił ich dusze. Trzeba przedtem mieć duszę. A mając ją — oddać ludzkości. Przyjdzie kiedyś czas, gdy ludzkość będzie zjednoczona. Widzimy ją w naszych zwierciadłach przyszłości. Jest embrion, wyrośnie z niego nowy świat. Idź, pomóż. I nieś wspomnienie o nas — braciach, którzy są obok was i udzielą wam pomocy, jeśli sami tego zechcecie.

— Czy moglibyście przyśpieszyć wyjście ludzi w kosmos?

— Przyśpieszyć? Po co? Wyjście w kosmos to narodziny w innym świecie. Przedwczesne urodziny to katastrofa. Lot do innych planet nie rozwiązuje problemów ludzkości. Rozwiązanie jest w waszych sercach. Odrzućcie bożki — znikną niewolnicy. Bądźcie tytanami. Nieskończoność zrodziła was i oczekuje synów tworzących, a nie przesądnych, małodusznych istot, poniżonych iluzją bezsilności. Wracaj do ojczyzny, piękna przyszłość jest bliska…

— A tu… Czy nie moglibyśmy zostać tutaj…

— Niezliczone mnóstwo ludzi poszukuje świętych Biało wodo w, by paść do nóg niebiańskim przybyszom. Pożądają spokoju. Ślepcy. My nie mamy spokoju. Im wyżej w bezmiarze kosmosu, tym walka z chaosem jest bardziej napięta. Zostańcie z początku bojownikami na Ziemi. Skoro nie potrafisz władać stalowym mieczem, jak będziesz trzymać płomienny? Moglibyśmy dać ci czaszę Amrity, będziesz nieśmiertelny. Ale co unieśmiertelnisz? Ograniczone ciało, chwiejny rozum, nieukształtowaną duszę. Taka nieśmiertelność to przekleństwo. Prawdziwa Amrita — to wieczna transformacja, nieskończone pragnienie absolutu. Wszystko we wszystkim — zapamiętaj…

Długo jeszcze rozmawialiśmy. Przede mną odsłaniały się nowe horyzonty, rozpływały się mury niezrozumienia, nastawał spokój pewności, nadziei. Nie umiem przekazać wszystkiego, nie jestem w stanie znaleźć odpowiednich słów, bo najważniejsze pozostały w ciszy serca, w nie wypowiedzianych uczuciach…

Wypytywałem o inne światy, o życie w kosmosie, o zasady ruchu ich aparatów. Nie powiedziano mi o tym nic.

— Cudza wiedza jest szkodliwa — rzekł przyjaciel. — Nadejdzie godzina, a zbudujecie własne okręty.

Ruszyliśmy w drogę powrotną. Milczący przewodnicy towarzyszyli nam do krańca doliny. Białowody, pozostały w pamięci jak fantom, jak miraż na pustyni. Przed nami leżała niezwykle trudna droga do domu. Czy podołamy? Czy nie zginiemy gdzieś na pustkowiu?

Potem… przewodnicy znikli. Mgła, cisza. Znów byliśmy sami wśród chaosu skał. Szedłem, słuchając odgłosu własnych kroków, oglądałem się wstecz, a w moim sercu zrodziła się wątpliwość: Czy to nie był sen? Czy to działo się z nami, czy nie? Zbyt wielka była różnica między zwyczajnym światem a tym czarownym refleksem nieziemskiej rzeczywistości.

Ale nie będę opisywać wszystkiego, co przecierpieliśmy w drodze powrotnej. Mimo wszystko dotarliśmy do Ałtaju. Starego Łabędzia już nie zastaliśmy — umarł — może wskutek choroby lub z tęsknoty za córką. Wkrótce po naszym powrocie zachorowała Ksenia. Szalałem z rozpaczy, a ona gasła jak świeczka i uśmiechając się żałośnie szeptała:

— Żegnaj, najdroższy. Już rozciąga się przede mną droga — daleka… daleka… Bez końca. Rozum nie ogarnia. Lecz w sercu mam radość. Umrę spokojnie. A ty — idź dalej… Pomagaj innym. I nie zapomnij o mnie… Nie zapomnij o twojej Kseni… na nowej drodze…

Potem samotność. Rozmyślania. Pewnego dnia zostałem aresztowany. Oskarżono mnie o szpiegostwo. W obozach pracowałem.jako lekarz. Zresztą po sprawdzeniu okazało się, że nie popełniłem żadnego przestępstwa. Zwolnionio mnie.

Pojechałem na Ukrainę. Pracuję jako lekarz-psychiatra. Patrzę na dzieci, na młodzież. Marzę, czekam na to, iż może dla nich odsłonią się nowe horyzonty życiowe. Wierzę, że moje marzenia nie będą bezpłodne, przecież tyle trudnych dróg pozostało za mną. Ludzkość zapłaciła straszliwą cenę za każde odkrycie, za zniszczenie iluzji. Wśród huraganów losu, wśród rozczarowań, w ogniu strasznej bitwy wyrasta nowa świadomość. Już przed oczami ludzi współczesnych jawią się nieziemskie drogi — ludzie pragną wyjść w kosmos…