Выбрать главу

– Gdzie masz kluczyk? – zapytała Walling.

Kiedy Bosch podawał jej kluczyki, podbiegł do nich Brenner.

– Co jest? Co się stało?

– Został napromieniowany. Cez jest w schowku pod środkowym oparciem w toyocie. Uważajcie. Zabieram go do szpitala.

Brenner odsunął się, jak gdyby Bosch był nosicielem zakaźnej choroby.

– W porządku – rzekł. – Zadzwoń, kiedy będziesz mogła.

Bosch i Walling szli do samochodu.

– No, Bosch, trzymaj się – mówiła Walling. – Bądź dzielny, zaraz się tobą zajmiemy.

Znów zwróciła się do niego po nazwisku.

18

Samochód szarpnął gwałtownie, gdy Walling wyjechała z alejki i skręciła na południe, włączając się do ruchu na Cahuenga.

– Zabieram cię do „Queen of Angels", żeby doktor Garner mogła cię obejrzeć – powiedziała. – Trzymaj się, zrób to dla mnie, Bosch.

Wiedział, że czułe nazywanie po nazwisku niebawem się skończy. Wskazał pas lewego skrętu prowadzący na Barham Boulevard.

– Daj spokój ze szpitalem – powiedział. – Zawieź mnie do domu Kentów.

– Co?

– Później pojadę się zbadać. Jedź do domu Kentów. Skręć tu. Jedź!

Wjechała na pas lewego skrętu.

– Co się dzieje?

– Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.

– To znaczy, że to zasłabnięcie przed chwilą było…

– Musiałem cię stamtąd zabrać, musiałem cię zabrać od Brennera, żeby to sprawdzić i z tobą pogadać. Bez świadków.

– Co sprawdzić? O czym pogadać? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Myślałam, że ratuję ci życie. Teraz Brenner albo ktoś inny zapisze sobie na koncie odzyskanie cezu. Wielkie dzięki, gnojku. To było moje miejsce zdarzenia.

Rozpiął marynarkę i wyciągnął zrolowany i złożony plakat.

– Nie przejmuj się tym – powiedział. – Ty będziesz mogła zapisać sobie na koncie aresztowania. Tylko może nie będziesz chciała.

Rozłożył plakat, zaginając górną część i kładąc ją na kolanach. Interesowała go dolna część.

– Dhanurasana – powiedział.

Walling zerknęła na niego, a potem na plakat.

– Zaczniesz wreszcie mówić, o co tu chodzi?

– Alicia Kent ćwiczy jogę. W jej pokoju do ćwiczeń widziałem maty.

– Ja też. Co z tego?

– Widziałaś odbarwienie od słońca na ścianie po jakimś obrazie, kalendarzu albo plakacie?

– Tak, widziałam.

Bosch uniósł plakat.

– Idę o zakład, że ten będzie pasował jak ulał. To jest plakat, który Gonzalves znalazł razem z cezem.

– I co to oznacza? Jeżeli plakat faktycznie będzie pasował?

– Że to była zbrodnia prawie doskonała. Alicia Kent ukartowała zabójstwo męża i gdyby Digoberto Gonzalves przypadkiem nie znalazł wyrzuconych dowodów, uszłoby to jej na sucho.

Walling lekceważąco pokręciła głową.

– Daj spokój, Harry. Twierdzisz, że weszła w zmowę z międzynarodowymi terrorystami, żeby zabili jej męża w zamian za cez? Nie wierzę, że w ogóle to robię. Muszę wracać na miejsce zdarzenia.

Spojrzała w lusterka, przygotowując się do manewru zawracania. Jechali Lake Hollywood Drive i od domu Kentów dzieliły ich dwie minuty.

– Nie, jedź dalej. Jesteśmy prawie na miejscu. Alicia Kent weszła w zmowę, ale nie z żadnym terrorystą. Dowodem jest cez w śmieciach. Sama mówiłaś, że Moby i El-Fayed nie mogli ukraść cezu, żeby go wyrzucić. Jaki z tego wniosek? To nie była kradzież. To naprawdę było morderstwo. Cez był fałszywym tropem. Tak jak Ramin Samir. A Moby i El-Fayed? Też mieli nas zmylić. Ten plakat pomoże to udowodnić.

– Jak?

– Dhanurasana, łuk.

Przysunął plakat bliżej, żeby mogła zobaczyć pozycję jogi w dolnym rogu. Ilustracja przedstawiała leżącą na brzuchu kobietę, z rękami z tyłu, trzymając się za kostki w taki sposób, że jej tułów był wygięty w łuk. Wyglądała, jak gdyby ją związano.

Walling zerknęła na zakręt przed sobą, po czym jeszcze raz przyjrzała się pozycji na plakacie.

– Wejdziemy do domu i sprawdzimy, czy plakat pasuje do plamy na ścianie – rzekł Bosch. – Jeżeli tak, to znaczy, że ona i morderca zdjęli go, bo nie chcieli ryzykować, że zobaczymy go i skojarzymy z tym, co ją spotkało.

– To naciągane, Harry. I to mocno.

– Wcale nie, jeżeli popatrzymy na to w szerszym kontekście.

– A ty oczywiście potrafisz go przedstawić.

– Jak tylko wejdziemy do domu.

– Mam nadzieję, że nie pozbyłeś się klucza.

– Jasne, że nie.

Walling skręciła w Arrowhead Drive i wcisnęła gaz. Ale po chwili zwolniła i znów z niedowierzaniem pokręciła głową.

– To niedorzeczne. Przecież podała nam imię „Moby". Nie mogła wiedzieć, że jest w kraju. Poza tym twój świadek twierdzi, że w punkcie widokowym morderca nacisnął spust, wzywając Allaha. Jak…

– Najpierw spróbujmy przyłożyć plakat do ściany. Jeżeli pasuje, wszystko ci dokładnie wytłumaczę. Obiecuję. Jeżeli nie pasuje, to ręczę słowem – przestanę ci zawracać głowę.

Ustąpiła i przez ostatni odcinek drogi nie odezwała się ani słowem. Przed domem Kentów nie było już wozu FBI. Bosch przypuszczał, że wszyscy jak jeden mąż ruszyli do miejsca odnalezienia cezu.

– Dzięki Bogu, że nie muszę jeszcze raz spotykać się z Maxwellem – powiedział.

Walling nawet się nie uśmiechnęła.

Bosch wysiadł, niosąc plakat oraz teczkę ze zdjęciami, które technicy zrobili w domu Kentów. Kluczami Stanleya Kenta otworzył drzwi i od razu skierowali się do pokoju ćwiczeń. Stanęli po obu stronach prostokątnego odbarwienia na ścianie, a Bosch rozwinął plakat. Trzymając go za górne rogi, przyłożyli plakat do rogów plamy. Bosch przesunął drugą ręką przez środek plakatu, wygładzając go na ścianie. Plakat pasował idealnie. Co więcej, ślady po taśmie na ścianie pasowały do śladów i resztek taśmy na plakacie. Bosch nie miał najmniejszych wątpliwości. Plakat znaleziony przez Digoberta Gonzalvesa w kontenerze przy Cahuenga z pewnością pochodził z domowego studia jogi Alicii Kent.

Rachel puściła swoją stronę plakatu i wyszła z pokoju.

– Będę w salonie. Nie mogę się doczekać twoich wyjaśnień.

Bosch zrolował plakat i poszedł za nią. Walling usiadła na tym samym fotelu, na którym przed kilkoma godzinami posadził Maxwella. Bosch stanął przed nią.

– Bali się, że plakat ich zdradzi – powiedział. – Jakiś sprytny agent czy detektyw mógłby zobaczyć pozycję łuku i zacząć się zastanawiać. Kobieta ćwiczy jogę, może mogłaby wytrzymać związana na łóżku, może to był jej pomysł, może zrobiła to, żeby pomóc wprowadzić nas w błąd. Woleli więc nie ryzykować. Plakat musiał zniknąć. Trafił do kontenera na śmieci razem z cezem, bronią i wszystkim, czego użyli. Z wyjątkiem kominiarek i lipnej mapy, które podrzucili razem z samochodem pod domem Samira.

– Jest mistrzynią przestępstwa – powiedziała Walling z drwiną w głosie.

Bosch ciągnął, niezrażony jej sarkazmem, wiedział, że ją przekona.

– Jeżeli każesz swoim ludziom przeszukać tamten szereg kontenerów, znajdziesz resztę – tłumik z butelki po coli, rękawiczki, pierwszy zestaw opasek, którymi ją związano, wszystkie…

– Pierwszy zestaw opasek?

– Zgadza się. Zaraz do tego dojdę.

Na Walling nie zrobiło to żadnego wrażenia.

– Lepiej dojdź do wszystkiego po kolei. Bo w tej historii jest mnóstwo dziur. Co z imieniem „Moby"? Co z wzywaniem Allaha przez mordercę? Co…

Bosch podniósł rękę.

– Zaczekaj – powiedział. – Muszę się napić wody. Wyschło mi w gardle od tego gadania.