Выбрать главу

Poszedł do kuchni, pamiętając, że rozglądając się tam wcześniej, widział w lodówce butelki schłodzonej wody.

– Chcesz coś? – zawołał.

– Nie – odkrzyknęła Walling. – Nie jesteśmy u siebie, zapomniałeś?

Bosch otworzył lodówkę, wyciągnął butelkę wody i wypił połowę, stojąc przed otwartymi drzwiami. Zimne powietrze też dobrze mu zrobiło. Zamknął lodówkę, lecz natychmiast otworzył ją ponownie. Coś zauważył. Na górnej półce stała plastikowa butelka z sokiem winogronowym. Wyciągnął ją i obejrzał, przypomniawszy sobie, że gdy przeglądał śmieci w garażu, znalazł papierowe ręczniki ze śladami soku winogronowego.

Kolejny kawałek układanki trafił na właściwe miejsce. Bosch odstawił butelkę na miejsce, po czym wrócił do salonu, gdzie Rachel czekała na dalszy ciąg. Nadal nie zamierzał siadać.

– Dobra, kiedy złapaliście na wideo w porcie terrorystę znanego jako Moby?

– Co to ma współ…

– Proszę cię, odpowiedz na pytanie.

– Dwunastego sierpnia zeszłego roku.

– Dobra, dwunastego sierpnia. A potem co, ogłoszono jakiś alarm w FBI i Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego?

Skinęła głową.

– Ale nie od razu – powiedziała. – Dopiero po dwóch miesiącach analizy wideo potwierdzono, że to byli Nassar i El-Fayed. Napisałam komunikat. Wyszedł dziewiątego października i zawierał informację o tym, że widziano ich obu w kraju.

– Dlaczego nie ogłosiliście tego publicznie? Pytam z czystej ciekawości.

– Bo mieliśmy… właściwie nie mogę ci powiedzieć.

– Właśnie powiedziałaś. Pewnie obserwowaliście jakąś osobę czy miejsce i liczyliście na to, że się tam pojawią. Gdybyście to podali do publicznej wiadomości, mogliby zejść do podziemia i już nigdy by się nie pokazali.

– Możemy wrócić do tematu?

– Jasne. A więc komunikat wychodzi dziewiątego października. Tego dnia zrodził się plan zamordowania Stanleya Kenta.

Walling skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na niego. Bosch pomyślał, że być może zaczyna rozumieć, do czego zmierza, i nie jest zachwycona.

– Najlepiej zacząć od końca i cofnąć się do początku – powiedział Bosch. – Alicia Kent podała wam imię Moby'ego. Skąd mogła je znać?

– Usłyszała, jak jeden zwracał się tak do drugiego.

Bosch przecząco pokręcił głową.

– Nie, powiedziała ci, że usłyszała. Ale jeżeli kłamała, skąd wiedziałaby, jakie imię ma podać? Czyżby to był zbieg okoliczności, że podała pseudonim faceta, który pół roku wcześniej był widziany w kraju – i to akurat w okręgu Los Angeles? Nie sądzę, Rachel, ty chyba też nie. Takiego prawdopodobieństwa nie da się obliczyć.

– No dobrze, więc twierdzisz, że imię podał jej ktoś z biura albo innej agencji, do której trafił mój komunikat.

Bosch skinął głową i wycelował w nią palec.

– Zgadza się. Podał jej imię, żeby mogła z nim wyskoczyć, kiedy będzie ją przesłuchiwał ten mistrz z FBI. Imię razem z planem podrzucenia samochodu przed domem Ramina Samira miało zmylić trop, żeby FBI i reszta zaczęli szukać terrorystów, którzy nie mieli z tym nic wspólnego.

– „Podał"? On?

– Właśnie do tego zmierzam. Masz rację, imię mógł jej przekazać każdy, kto widział komunikat. Przypuszczam, że w grę wchodziłoby sporo osób. Sporo w samym Los Angeles. Jak więc zawęzić tę grupę do jednego człowieka?

– Ty mi powiedz.

Bosch otworzył butelkę i wypił resztę wody. Trzymając w ręce pustą butelkę, kontynuował:

– Spróbujmy ją zawęzić, cofając się jeszcze dalej. Gdzie mogły się przeciąć drogi Alicii Kent i jednej z osób, które wiedziały o Mobym?

Walling zmarszczyła brwi i pokręciła głową.

– Przy takich parametrach, gdziekolwiek. W kolejce w supermarkecie albo gdy kupowała nawóz do róż. Gdziekolwiek.

Bosch naprowadził ją dokładnie tam, gdzie zamierzał.

– Wobec tego należy zawęzić parametry – ciągnął. – Gdzie mogłaby spotkać kogoś, kto wiedział o Mobym, a jednocześnie wiedział, że jej mąż ma dostęp do materiałów radioaktywnych, które mogłyby interesować Moby'ego?

Walling lekceważąco potrząsnęła głową.

– Nigdzie. Musiałoby dojść do nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, żeby…

Urwała, kiedy wreszcie do niej dotarło. Doznała olśnienia. I szoku, gdy zrozumiała, co Bosch ma na myśli.

– Mój partner i ja na początku zeszłego roku odwiedziliśmy Kentów, żeby ich ostrzec. Chyba chcesz mi dać do zrozumienia, że jestem podejrzana.

Bosch pokręcił głową.

– Mówiłem o podejrzanym w rodzaju męskim, pamiętasz? Nie przyjechałaś tu sama.

Gdy pojęła sugestię, w jej oczach zamigotała złość.

– To absurd. Wykluczone. Nie wierzę, że mógłbyś…

Nie dokończyła, jak gdyby odnalazła w pamięci jakiś szczegół, który mógł podważyć jej zaufanie i lojalność wobec partnera. Bosch wychwycił ten sygnał i podszedł bliżej.

– Co? – spytał.

– Nic.

– Co?

– Słuchaj, dobrze ci radzę – powiedziała stanowczo – lepiej nie mów nikomu o swojej teorii. Masz szczęście, że ja pierwsza ją usłyszałam. Bo gadasz jak jakiś pomyleniec, któremu zależy tylko na wendecie. Nie masz dowodów, nie masz motywu, nie masz żadnych obciążających zeznań, nic. Tylko chorą hipotezę opartą na… plakacie z pozycjami jogi.

– Nie ma innego wyjaśnienia, które pokrywa się z faktami. Mówię o faktach sprawy. Nie o fakcie, że FBI, Departament Bezpieczeństwa i reszta rządu federalnego byliby zachwyceni, gdyby to był zamach terrorystyczny, bo dzięki temu udowodniliby, że są potrzebni i odwrócili uwagę krytyków od swoich wpadek. Wbrew temu, co myślisz, są dowody i są obciążające zeznania. Gdybyśmy podłączyli Alicii Kent wykrywacz kłamstw, przekonałabyś się, że wszystko, co powiedziała mnie, tobie i temu mistrzowi przesłuchiwania to łgarstwo. Prawdziwym mistrzem była Alicia Kent. Mistrzynią manipulacji.

Walling pochyliła się i spuściła wzrok na podłogę.

– Dziękuję, Harry. Tak się składa, że tym mistrzem przesłuchiwania, z którego tak sobie szydzisz, jestem ja.

Bosch na moment otworzył usta.

– Och… tak… to przepraszam… ale to nie ma znaczenia. Ważne, że Alicia Kent jest mistrzynią kłamstwa. Nakłamała nam, ale skoro już wiemy, jak było naprawdę, łatwo ją będzie zdemaskować.

Walling wstała z fotela i podeszła do okna panoramicznego. Pionowe żaluzje były zasłonięte, ale rozchyliła je palcami i wyjrzała na ulicę. Bosch widział, że rozmyśla nad jego teorią, analizując wszystkie szczegóły.

– A świadek? – spytała, nie odwracając się. – Słyszał, jak morderca krzyknął „Allah". Też należał do spisku? A może przypadkiem wiedzieli, że tam jest, i krzyknęli „Allah" w ramach swojej mistrzowskiej manipulacji?

Bosch delikatnie odchrząknął. Gardło go piekło i coraz trudniej było mu mówić.

– Nie, to akurat lekcja na temat słyszenia tego, co chce się usłyszeć. Przyznaję się, że kiepski ze mnie mistrz przesłuchiwania. Chłopak powiedział mi, że morderca krzyknął, naciskając spust. Mówił, że nie jest pewien, ale brzmiało to jak „Allah", co oczywiście zgadzało się z tym, co wtedy myślałem. Usłyszałem to, co chciałem usłyszeć.

Walling odsunęła się od okna, usiadła i znów założyła ręce. Bosch w końcu także usiadł na fotelu naprzeciw niej.

– Ale skąd świadek mógł wiedzieć, że krzyczał morderca, a nie ofiara? – ciągnął. – Siedział ponad pięćdziesiąt metrów od nich. Było ciemno. Skąd mógł wiedzieć, że to nie Stanley Kent wykrzyczał ostatnie słowo przed egzekucją? Imię kobiety, którą kochał, bo miał umrzeć, nie wiedząc nawet, że go zdradziła.

– Alicia.