– Widziałeś Maxwella? – spytał partnera Bosch.
– Kogo?
– Agenta Maxwella. Faceta, którego rano rozłożyliśmy na łopatki w domu Kentów.
– Nie, nikogo nie widziałem. Co…
– To jego samochód – powiedziała Walling, podchodząc do nich.
– Ignacio, to jest agentka Walling.
– Iggy.
– Rachel.
Podali sobie ręce.
– Dobra, więc musi być na górze – powiedział Bosch. – Ile tu jest klatek schodowych?
– Trzy – odrzekła Walling. – Ale na pewno wszedł do tej najbliżej samochodu.
Wskazała podwójne stalowe drzwi niedaleko rogu budynku. Bosch podszedł tam sprawdzić, czy są zamknięte. Ferras i Walling ruszyli za nim.
– Co się dzieje? – spytał Ferras.
– Maxwell to nasz morderca – odparł krótko Bosch. – Poszedł na górę…
– Co?
Bosch sprawdził drzwi wyjściowe. Od zewnątrz nie było żadnych klamek ani uchwytów. Odwrócił się do Ferrasa.
– Słuchaj, mamy mało czasu. Uwierz mi, to Maxwell. Wszedł tu, żeby załatwić Alicię Kent. Wej…
– Co ona tu robi?
– FBI ma tu swoje biuro. Tam jest Alicia. Koniec pytań, zgoda? Po prostu słuchaj. Agentka Walling i ja wjedziemy windą na górę. Ty zaczekasz przy tych drzwiach. Jeżeli Maxwell wyjdzie, rozwalasz go. Rozumiesz? Rozwalasz go.
– Dobra.
– W porządku. Wezwij wsparcie. Idziemy.
Bosch poklepał Ferrasa po policzku.
– trzymaj fason.
Zostawili Ferrasa i skierowali się do głównego wejścia. W budynku nie było żadnego holu, tylko korytarz z windą. Drzwi otwierało się przyciskiem, a Walling za pomocą karty magnetycznej odblokowała przycisk z siódemką. Winda ruszyła w górę.
– Coś mi mówi, że nigdy nie będziesz go nazywał Iggy – powiedziała Walling.
Bosch zbył jej uwagę milczeniem, ale nagle coś mu przyszło do głowy.
– Czy kiedy winda dojeżdża na piętro, włącza się jakiś dzwonek czy brzęczyk?
– Nie pamię… chyba tak. Tak, na pewno.
– No to świetnie. Będzie nas miał jak na dłoni.
Bosch wyciągnął z kabury swojego kimbera i odbezpieczył. Walling zrobiła to samo ze swoją bronią. Bosch odsunął Walling na bok, sam przywierając do drugiej ściany windy. Uniósł pistolet. Winda wreszcie dotarła na siódme i w korytarzu rozległ się cichy dźwięk dzwonka. Drzwi zaczęły się rozsuwać, ukazując najpierw Boscha.
Nikogo nie było.
Kiedy wysiedli, Rachel wyciągnęła rękę w lewo, dając mu znak, że tam znajdują się biura. Bosch przyjął pozycję strzelecką i na lekko ugiętych nogach ruszył korytarzem, trzymając broń w pogotowiu.
Nadal nie było nikogo.
Szedł zwrócony w lewo, podczas gdy Rachel osłaniała go z prawej. Dotarli do obszernego pomieszczenia – biura wydziału – gdzie znajdowały się dwa rzędy boksów oraz trzy oddzielne gabinety w otwartym planie. Między boksami umieszczono duże stojaki ze sprzętem elektronicznym, a na każdym biurku stały dwa monitory komputerowe. Biuro sprawiało wrażenie, jak gdyby w każdej chwili można je było spakować i przenieść w inne miejsce.
Bosch wszedł dalej i przez okno jednego z gabinetów zobaczył mężczyznę, który siedział na krześle z odchyloną do tyłu głową i otwartymi oczami. Wyglądał, jakby miał na szyi czerwony śliniaczek. Ale Bosch wiedział, że to krew. Mężczyzna dostał strzał w pierś.
Pokazał go Rachel. Na jego widok szybko wciągnęła haust powietrza i wydała ciche westchnienie.
Drzwi do gabinetu były uchylone. Podeszli do nich i Bosch otworzył je, a Walling osłaniała ich z tyłu. Gdy Bosch znalazł się w gabinecie, zobaczył Alicię Kent siedzącą na podłodze, opartą plecami o ścianę.
Kucnął przy niej. Miała otwarte, lecz nieruchome oczy. Między jej stopami leżał pistolet, a ściana za nią była zbryzgana krwią i fragmentami mózgu.
Bosch odwrócił się i obejrzał pomieszczenie. Zrozumiał, na czym polegała inscenizacja. Miało to wyglądać tak, jak gdyby Alicia Kent wyrwała agentowi broń z kabury, zastrzeliła go, a potem usiadła na podłodze i odebrała sobie życie. Nie było żadnego listu z wyjaśnieniem, lecz Maxwell nie mógł wymyślić niczego lepszego, mając do dyspozycji niewiele czasu.
Bosch odwrócił się do Walling. Opuściła broń i stała, patrząc na martwego agenta.
– Rachel – powiedział. – On tu musi jeszcze być.
Wyprostował się i wyszedł, by przeszukać biuro. Zerkając przez szybę, dostrzegł jakiś ruch za stojakami ze sprzętem. Zatrzymał się, uniósł broń i za jednym ze stojaków zauważył człowieka zmierzającego w kierunku drzwi z tabliczką WYJŚCIE.
W tym momencie Maxwell wyskoczył z ukrycia i rzucił się do drzwi.
– Maxwell! – krzyknął Bosch. – Stój!
Maxwell błyskawicznie się obrócił i uniósł pistolet. W chwili, gdy dotknął plecami drzwi, zaczął strzelać. Szyba pękła, a odłamki szkła prysnęły na Boscha. Odpowiedział ogniem i posłał sześć kul w kierunku otwartych drzwi, ale Maxwella już nie było.
– Rachel? – zawołał, nie odrywając oczu od drzwi. – Jesteś cała?
– Tak.
Jej głos dobiegł z dołu. Gdy padły strzały, rzuciła się na podłogę.
– Dokąd prowadzą tamte drzwi?
Rachel wstała. Bosch ruszył do wyjścia, oglądając się na nią. Zobaczył kawałki szkła na jej ubraniu i rozcięcie na policzku.
– Na schody prosto do jego samochodu.
Bosch wybiegł z biura na klatkę schodową. Otworzył telefon i wcisnął przycisk szybkiego wybierania, dzwoniąc do partnera. Ferras odebrał, zanim rozległ się pierwszy sygnał.
– Schodzi!
Bosch rzucił telefon i biegiem ruszył po schodach. Słyszał tupot kroków Maxwella na stalowych stopniach i instynkt mówił mu, że agent jest już za daleko.
22
Bosch pokonał trzy półpiętra, przeskakując po trzy stopnie. Słyszał kroki biegnącej za nim Walling. Po chwili z dołu dobiegł się głuchy łomot, gdy Maxwell dotarł do drzwi wyjściowych. Zaraz potem rozległy się krzyki i huk strzałów. Następowały tak szybko po sobie, że nie można było określić, kto strzelał pierwszy i ile padło strzałów.
Dziesięć sekund później Bosch dopadł do wyjścia. Wyskoczył na chodnik i zobaczył Ferrasa opartego o tylny zderzak samochodu Maxwella. W jednej ręce trzymał broń, a drugą ściskał łokieć. Na rękawie wykwitła plama krwi. Ruch na Trzeciej zamarł, a piesi biegli chodnikiem, szukając schronienia.
– Dostał dwa razy – krzyknął Ferras. – Tędy uciekł.
Wskazał głową stronę, gdzie Trzecia przechodziła w tunel biegnący pod Bunker Hill. Bosch podbiegł do partnera i zobaczył ranę przy stawie barkowym. Nie wyglądała źle.
– Wezwałeś wsparcie? – zapytał Bosch.
– Już jadą.
Ferras skrzywił się, chwytając mocniej uszkodzoną rękę.
– Naprawdę dobrze się spisałeś, Iggy. Trzymaj się, a ja idę dorwać tego faceta.
Ferras skinął głową. Bosch odwrócił się i w drzwiach ujrzał Rachel z twarzą umazaną krwią.
– Tędy – powiedział. – Maxwell dostał.
Ruszyli Trzecią, biegnąc obok siebie. Po kilku krokach Bosch znalazł trop. Maxwell musiał być poważnie ranny i tracił dużo krwi. Tym łatwiej było go wyśledzić.
Kiedy jednak dotarli na róg Trzeciej i Hill, trop się urwał. Na ulicy nie było śladów krwi. Bosch zajrzał w głąb długiego tunelu, ale nie zauważył nikogo poruszającego się pieszo. Rozejrzał się po Hill Street i nie zobaczył nic, dopóki jego uwagi nie przyciągnęło jakieś zamieszanie przed Grand Central Market.
– Tam – powiedział.
Szybko skierowali się w stronę dużej hali targowej. Przed wejściem Bosch odnalazł ślady krwi i wpadł do środka. Dwupiętrowa hala była skupiskiem budek zjedzeniem, stoisk i sklepików z przeróżnymi towarami. W powietrzu unosił się silny zapach kawy i tłuszczu, docierający zapewne do każdego piętra budynku ponad halą. Panował tu tłok i hałas, które utrudniały Boschowi podążanie tropem Maxwella.