Выбрать главу

Nagle tuż przed nimi rozległy się krzyki i ktoś dwa razy strzelił w powietrze. Ludzie natychmiast wpadli w popłoch. Dziesiątki klientów i sprzedawców z wrzaskiem zalało przejście, w którym stali Bosch i Walling, i rzuciło się w ich kierunku. Bosch zorientował się, że za chwilę zostaną stratowani. Jednym ruchem odsunął się w prawo, chwytając Walling w pasie i pociągając ją za szeroki betonowy filar.

Gdy tłum przecwałował obok, Bosch wyjrzał zza filaru. Hala była pusta. Nigdzie nie widział Maxwella, lecz po chwili dostrzegł ruch w jednej z lad chłodniczych przed sklepikiem mięsnym na końcu korytarza. Przyjrzał się uważniej i zdał sobie sprawę, że coś się poruszyło za ladą. Patrząc przez szyby witryny, w której wystawiono porcje wołowiny i wieprzowiny, Bosch zobaczył twarz Maxwella. Agent siedział na podłodze, oparty plecami o lodówkę w głębi sklepu.

– Jest przed nami, w mięsnym – szepnął Bosch do Walling. – Idź w prawo do końca przejścia. Będziesz go mogła zajść z prawej.

– A ty?

– Pójdę prosto i odwrócę jego uwagę.

– Możemy zaczekać na wsparcie.

– Nie zamierzam czekać.

– Tak myślałam.

– Gotowa?

– Nie, zamienimy się. Ja pójdę prosto i odwrócę jego uwagę, a ty zajdziesz go z boku.

Bosch wiedział, że to lepszy plan, ponieważ znała Maxwella, a Maxwall znał ją. Oznaczało to jednak, że Rachel naraża się na największe niebezpieczeństwo.

– Na pewno? – spytał.

– Tak. Tak będzie lepiej.

Bosch jeszcze raz wyjrzał zza filaru i stwierdził, że Maxwell nie ruszył się z miejsca. Miał czerwoną i spoconą twarz. Bosch popatrzył na Walling.

– Ciągle tam jest.

– Dobrze. Chodźmy.

Rozdzielili się i ruszyli. Bosch szybko pokonał przejście między stoiskami, które biegło równolegle do korytarza kończącego się sklepem mięsnym. Kiedy dotarł do końca, znalazł się w meksykańskim barze o wysokich ścianach. Miał osłonę i zza rogu mógł z boku zajrzeć za ladę sklepu mięsnego. Zobaczył Maxwella pięć metrów od siebie. Agent siedział bezwładnie oparty o lodówkę, wciąż ściskając broń w obu rękach. Jego koszula była przesiąknięta krwią.

Bosch schował się z powrotem, zebrał siły i przygotował się, by wyjść i zbliżyć się do Maxwella. Wtedy jednak usłyszał głos Walling.

– Cliff? To ja, Rachel. Pomogę ci.

Bosch spojrzał zza rogu. Walling stała na otwartej przestrzeni, półtora metra od lady chłodniczej, z bronią opuszczoną wzdłuż boku.

– Nie potrzeba mi żadnej pomocy – odpowiedział Maxwell. – Już za późno.

Bosch zorientował się, że gdyby Maxwell chciał do niej strzelić, pocisk musiałby przebić przednią i tylną szybę witryny. Przednia szyba była ustawiona pod kątem, więc musiałby nastąpić cud, żeby pocisk trafił Rachel. Ale cuda się zdarzają. Bosch uniósł broń, oparł ją o ścianę i był gotów strzelić, gdyby musiał.

– Daj spokój, Cliff – ciągnęła Walling. – Nie kończ tego w ten sposób.

– Nie mam wyjścia.

Nagle ciałem Maxwella wstrząsnął głęboki, mokry kaszel. Na jego ustach pojawiła się krew.

– Jezu, naprawdę dostałem – wykrztusił przed kolejnym atakiem kaszlu.

– Cliff? – nie ustępowała Walling. – Pozwól mi tam wejść. Chcę ci pomóc.

– Nie, jak wejdziesz, wtedy…

Dalsze słowa utonęły w huku, gdy Maxwell otworzył ogień do lady chłodniczej, strzelając na oślep do szklanych drzwi, które rozprysnęły się na kawałki. Rachel zrobiła unik, a Bosch wyszedł z ukrycia i uniósł pistolet, trzymając go oburącz. Nie strzelał, lecz nie spuszczał oka z lufy broni Maxwella. Gdyby wycelował do Walling, był gotów strzelić Maxwellowi w głowę.

Maxwell opuścił broń i wybuchnął śmiechem. Krew sączyła się z kącików jego ust, nadając mu wygląd upiornego klowna.

– Chyba… chyba właśnie zabiłem befsztyk z polędwicy.

Znowu się zaśmiał, ale zaraz zaniósł się kaszlem, który wyraźnie sprawiał mu ból. Kiedy się uspokoił, zaczął mówić.

– Chcę tylko powiedzieć… że to ona. Ona chciała, żeby zginął. A ja… chciałem jej. To wszystko. Ale upierała się, że to ma tak wyglądać… zrobiłem, co chciała. I za to… niech mnie szlag trafi.

Bosch zrobił krok w jego stronę. Przypuszczał, że Maxwell jeszcze go nie zauważył. Kiedy zrobił jeszcze jeden krok, Maxwell znów się odezwał.

– Przykro mi. Rachel? Powiedz im, że mi przykro.

– Cliff – odpowiedziała Walling. – Sam im to możesz powiedzieć.

Bosch zobaczył, jak Maxwell przyłożył sobie lufę do podbródka i bez wahania nacisnął spust. Siła strzału odrzuciła mu głowę do tyłu, a na drzwi lodówki trysnęła struga krwi. Pistolet wylądował na betonowej podłodze między jego wyciągniętymi nogami. W chwili śmierci Maxwell przyjął tę samą pozycję co jego kochanka, kobieta, którą właśnie zabił.

Walling obeszła witrynę, stanęła obok Boscha i oboje popatrzyli na martwego agenta. Rachel milczała. Bosch spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza. Poprowadził sprawę od początku do końca w ciągu nieco ponad dwunastu godzin. Straty zamknęły się liczbą pięciu ofiar śmiertelnych, jednej osoby rannej i jednej umierającej na chorobę popromienną.

Sam też nie wyszedł bez szwanku. Bosch zastanawiał się, czy w ostatecznym rozrachunku nie dołączy do listy ofiar. Gardło paliło go żywym ogniem, a w piersi czuł bolesny ucisk.

Spojrzawszy na Rachel, zobaczył strużkę krwi spływającą po jej policzku. Będą musieli założyć jej szwy na ranę.

– Wiesz co? – rzekł – Zawiozę cię do szpitala, jeżeli ty zawieziesz mnie.

Uśmiechnęła się ze smutkiem.

– Dorzuć Iggy'ego umowa stoi.

Bosch zostawił ją przy Maxwellu i wrócił pod Million Dollar Theater sprawdzić, jak się czuje jego partner. Kiedy szedł, ulicę zaczęły wypełniać radiowozy i tłumy gapiów. Bosch uznał, że zostawi zabezpieczenie miejsc zdarzenia funkcjonariuszom patroli.

Ferras siedział w otwartych drzwiach samochodu, czekając na karetkę. Trzymał rękę pod dziwnym kątem i wyraźnie cierpiał. Koszulę miał we krwi.

– Chcesz wody? – spytał go Bosch. – Mam w bagażniku butelkę.

– Nie, zaczekam. Chciałbym, żeby już przyjechali.

Z oddali dobiegł charakterystyczny dźwięk syreny karetki pogotowia, która zbliżała się do nich.

– Harry, co tam się stało?

Bosch oparł się o tok samochodu i powiedział mu, że Maxwell popełnił samobójstwo, kiedy go otoczyli.

– To dopiero zejście – rzekł Ferras. – W osaczeniu, bez wyjścia.

Bosch skinął głową ale milczał. Gdy czekali na ratowników, wrócił myślą na punkt widokowy na wzgórzu, gdzie ostatnią rzeczą, jaką Stanley Kent zobaczył przed śmiercią, było miasto mieniące się u jego stóp tysiącami pięknych świateł. Może Stanley owi zdawało się, że to niebo, które na niego czeka.

Lecz Bosch nie sądził, by to miało jakiekolwiek znaczenie, czy człowiek umiera osaczony w sklepie mięsnym, czy na wzgórzu ze świetlistą panoramą raju. Schodzisz z tego świata i finał nie ma większego znaczenia. Wszyscy spływamy do ścieku, pomyślał. Niektórzy są bliżej czarnej dziury niż inni. Niektórzy widzą, co się święci, inni nie mają pojęcia, kiedy wpadną w wir, który na zawsze wciągnie ich w ciemność.

Ważne, żeby z nim walczyć, powiedział sobie Bosch. Nigdy się nie poddawać. Nigdy nie dać się pokonać wirowi.

Zza rogu wyjechała karetka, ominęła kilka zaparkowanych na Broadwayu samochodów, po czym zahamowała u wylotu alejki i wyłączyła syrenę. Bosch pomógł partnerowi wstać i razem podeszli do ratowników.