Выбрать главу

— Czy wróżki naprawdę istnieją? — zapytał Miles. — Na farmach, gdzie dorastaliśmy było czasem słychać dziwne dźwięki.

Marcus wyrwał się przed brata.

— Raz na serio widziałem wróżkę — pochwalił się. — A kiedy byłem mały, straciłem dwadzieścia zębów.

— Naprawdę? — zapytał doktor Nichols. — Uśmiechniesz się dla mnie? Świetnie. A teraz otwórz buzię. Dwadzieścia zębów, powiadasz.

— Aha — powiedział Marcus, ocierając usta. — I każdy z nich odrósł, oprócz tego, który wybił mi Miles.

— To był wypadek — zaoponował Miles. Uniósł koszulkę i poprosił, żeby lekarz teraz posłuchał jego oddechu. Jimmy spoglądał na Ricksona i Hannę, którzy wspólnie tulili niemowlę i patrzyli lekarzowi na ręce. Zauważył też, że doktor Nichols, choć zajęty badaniem chłopców, raz po raz zerkał na dziecko na rękach Hanny.

Bliźniaki dostały po dziesięciocentówce.

— Monety przynoszą bliźniakom szczęście — powiedział doktor Nichols. — Rodzice wkładali je sobie pod poduszki w nadziei, że urodzą im się tacy zdrowi chłopcy jak wy.

Bliźniaki rozpromieniły się, oglądając monety z każdej strony w poszukiwaniu zatartej twarzy albo śladu liter, co oznaczałoby, że są prawdziwe.

— Rickson też kiedyś był bliźniakiem — powiedział Miles.

— Tak? — Doktor Nichols podniósł wzrok na starsze dzieci, które siedziały obok siebie na dolnym łóżku.

— Nie chcę mieć implantu — powiedziała chłodno Hannah. — Moja mama miała taki implant, ale jej go wycięli. Ja nie chcę, żeby ktoś mi coś wycinał.

Rickson objął ją ramieniem i przytulił. Posłał wysokiemu lekarzowi spojrzenie zmrużonych oczu, a Jimmy poczuł się nieswojo.

— Nie musisz mieć implantu — szepnął doktor Nichols, ale Jimmy pochwycił ukradkowe spojrzenie, jakie lekarz posłał Courtnee. — Mogę posłuchać serduszka waszego dziecka? Chcę się tylko upewnić, że jest silne i zdrowe…

— A czemu miałoby nie być? — zapytał Rickson, wypinając pierś.

Doktor Nichols przez chwilę tylko patrzył na chłopaka.

— Spotkałeś moją córkę, prawda? Juliette.

Rickson przytaknął.

— Przelotnie — odparł. — Zaraz potem odeszła.

— No cóż, przysłała mnie tutaj, bo leży jej na sercu wasze zdrowie. Jestem lekarzem. Moją specjalnością są dzieci, te najmłodsze. Sądzę, że wasze dziecko wygląda na silne i zdrowe. Chcę się tylko upewnić. — Doktor Nichols uniósł metalowy krążek na końcu aparatu do nasłuchiwania i przycisnął go do dłoni. — No i proszę. Będzie ciepły i przyjemny. Wasz chłopczyk nawet nie zauważy, ze go osłuchałem.

Jimmy potarł pierś w miejscu, gdzie lekarz przyłożył zimny krążek i zastanowił się, czemu nie zrobił tego samego dla niego.

— Za dziesięciocentówkę? — zapytał Rickson.

Doktor Nichols uśmiechnął się.

— Co powiesz na parę bonów?

— Co to są bony? — zapytał Rickson, ale Hannah już się obracała, żeby lekarz mógł obejrzeć dziecko.

Badania trwały dalej. Courtnee położyła Jimmy’emu rękę na ramieniu. Spojrzał na nią, żeby zobaczyć, o co chodzi.

— Juliette prosiła, żebym do niej zadzwoniła jak tylko będziecie na miejscu. Za jakiś czas wpadnę sprawdzić co u was…

— Czekaj — powiedział Jimmy. — Ja też chcę iść. Chciałbym z nią porozmawiać.

— Ja też — powiedziała wtulona w jego nogę Elise.

Courtnee zmarszczyła brwi.

— W porządku — powiedziała. — Tylko szybko, bo musicie jeszcze coś zjeść i się odświeżyć.

— Odświeżyć? — zapytała Elise.

— No tak, jeśli macie potem pójść na górę i zobaczyć swój nowy dom.

— Nowy dom? — zapytał Jimmy.

Ale Courtnee już odwróciła się do wyjścia.

* * *

Jimmy pospieszył za Courtnee. Wyszli z pokoiku i ruszyli korytarzem. Elise chwyciła swoją torbę na ramię, tę, w której trzymała ciężki album, i podreptała za nimi.

— O co chodziło z tym nowym domem? — zapytała. — Kiedy wrócimy do naszego prawdziwego domu?

Jimmy podrapał się po brodzie, obracając w myślach przeróżne kłamstwa i prawdy. Możliwe, że nigdy nie wrócimy do domu, miał ochotę powiedzieć. Gdziekolwiek się znajdziemy, możliwe, że już nigdy nie poczujemy się jak w domu.

— To chyba będzie nasz nowy dom — powiedział, uważając, aby głos mu się nie załamał. Położył swoją pomarszczoną dłoń na jej szczupłym ramieniu. Była tak krucha, że nawet słowa mogły wyrządzić jej krzywdę. — No, przynajmniej na razie. Dopóki nie naprawią naszego starego domu. — Zerknął na idącą przodem Courtnee, ale nie obejrzała się.

Elise zatrzymała się na środku korytarza i spojrzała przez ramię. Kiedy znów się odwróciła, w nikłym blasku Maszynowni błysnęła wilgoć w jej oczach. Jimmy już miał jej powiedzieć, żeby nie płakała, gdy Courtnee przyklękła i poprosiła Elise, żeby do niej podeszła. Dziewczynka ani drgnęła.

— Chcesz pójść z nami zadzwonić do Juliette i porozmawiać z nią przez radio? — zapytała Courtnee.

Elise przygryzła palec i kiwnęła głową. Po jej policzku spłynęła łza. Dziewczynka kurczowo tuliła torbę z książką, a Jimmy przypomniały się dzieci z poprzedniego życia, które w podobny sposób ściskały lalki.

— Kiedy już zadzwonimy, a wy się trochę odświeżycie, przyniosę ci ze spiżarni trochę kukurydzy cukrowej. Chcesz?

Elise wzruszyła ramionami. Jimmy chciał powiedzieć, że żadne z dzieci nigdy nie jadło kukurydzy cukrowej. Sam nigdy o czymś takim nie słyszał. Ale teraz też chciał spróbować.

— Chodźmy zadzwonić do Juliette — powiedziała Courtnee.

Elise pociągnęła nosem i kiwnęła głową. Wzięła Jimmy’ego za rękę i uniosła wzrok.

— Co to jest kukurydza cukrowa? — zapytała.

— To niespodzianka — odparł Jimmy i była to najświętsza prawda.

Courtnee poprowadziła ich za zakręt korytarza. Minęła chwila, zanim Jimmy skojarzył układ korytarzy z ciemnym i wilgotnym miejscem, które zostawili za sobą. Gdzieś pod warstwą świeżej farby i brzęczących lamp, pod pokrywą schludnego okablowania i zapachu świeżego smaru krył się labirynt identyczny z pordzewiałą puszką, którą zwiedzał przez ostatnie dwa tygodnie. Niemalże słyszał chlupiące pod stopami kałuże i wycie pompy zasysającej powietrze z dna osuszonego szybu — ale to ostatnie słyszał naprawdę. Głośny skowyt.

Elise krzyknęła, a Jimmy z początku pomyślał, że na nią nadepnął. Lecz u swoich stóp zobaczył wielkiego, brązowego szczura ze strasznym ogonem, który wył i kręcił się w kółko.

Jego serce zamarło. Elise krzyczała i krzyczała, ale zaraz dotarło do niego, że słyszy własny głos. Ręce Elise wpijały mu się w nogę, uniemożliwiając szybką ucieczkę. A tymczasem Courtnee, zgięta w pół, zanosiła się ze śmiechu. Jimmy o mało nie zemdlał, gdy podniosła ogromnego szczura z podłogi. A kiedy stworzenie polizało ją w podbródek, uświadomił sobie, że to wcale nie szczur, tylko pies. Szczeniak. Jako młody chłopak widywał czasem dorosłe psy na środkowych piętrach, ale nigdy nie widział szczenięcia. Widząc, że zwierzę jest niegroźne, Elise rozluźniła chwyt.

— Kotek! — zawołała.

— To nie kot — powiedział Jimmy. Znał się na kotach.

Courtnee wciąż się śmiała, kiedy zza rogu wypadł młody, zasapany mężczyzna, z pewnością zwabiony piskiem wystraszonego Jimmy’ego.