Выбрать главу

Trzask zakłóceń. Dźwięk namyślających się fal radiowych.

— Nie potrwa. Obiecuję. Spotkaliście mojego tatę? Jest lekarzem. Posłałam go, żeby przebadał ciebie i dzieci.

— Widzieliśmy się z nim. Jest tutaj. — Jimmy zerknął na Elise, która już ciągnęła go w stronę drzwi, zapewne myśląc o kukurydzy.

— To dobrze. Mówiłeś, że Courtnee jest z wami. Możesz mi ją dać?

Jimmy wręczył kobiecie radyjko i zauważył, że ręka mu drży. Courtnee wzięła urządzenie. Juliette powiedziała jej coś o klatce schodowej, a Courtnee zrelacjonowała jej przebieg kopania tunelu. Przez chwilę rozmawiały o wysłaniu radia na górę, żeby Jules je miała, a potem pokłóciły się o to, czemu jej ojciec nie był na górze, żeby sprawdzić, czy jej i komuś o imieniu Nelson nic się nie stało. Jimmy nie wszystko rozumiał. Próbował nadążyć za rozmową, ale jego myśli krążyły gdzieś indziej. A potem zdał sobie sprawę, że nigdzie nie widać Elise.

— Gdzie to dziecko się podziało? — zapytał. Kucnął i zajrzał pod stół roboczy, ale nie znalazł tam niczego z wyjątkiem sterty części i popsutych maszyn. Wstał i sprawdził za jednym z wysokich regałów. Dziewczynka wybrała sobie kiepską porę na grę w chowanego. Sprawdził za rogiem, czując w gardle chłodny posmak paniki. W ich starym silosie Elise znikała błyskawicznie; łatwo się rozpraszała i kiedy zobaczyła coś błyszczącego albo poczuła zapach owoców, po prostu szła w tym kierunku. Ale tutaj… z nieznajomymi ludźmi i miejscami… Jimmy niezgrabnie lawirował pomiędzy zagraconymi stołami i regałami, a tętno coraz głośniej łomotało mu w uszach.

— Dopiero co ją… — zaczął Walker.

— Tutaj jestem — zawołała Elise. Pomachała im z korytarza, była tuż za drzwiami. — Wracamy już do Ricksona? Jestem głodna.

— A ja obiecałam ci kukurydzę — powiedziała z uśmiechem Courtnee. Właśnie skończyła rozmawiać z Juliette; przegapiła chwilę paniki Jimmy’ego. Ruszyła do drzwi i po drodze wręczyła mu dziwne radio. — Jules chciała, żebyś je ze sobą zabrał.

Jimmy ostrożnie wziął od niej urządzenie.

— Powiedziała, że za jakiś dzień albo dwa spotka się z wami w waszym nowym mieszkaniu przy dolnych farmach.

— Jestem naprawdę głodna — poskarżyła się z niecierpliwością Elise. Jimmy roześmiał się i powiedział, żeby zachowywała się uprzejmie, ale i jego żołądek głośno domagał się jedzenia. Wyszedłszy na korytarz zauważył, że dziewczynka wyjęła z torby album. Przyciskała go kurczowo do piersi. Luźne kolorowe strony, których jeszcze nie przyszyła wystawały spomiędzy kartek pod dziwnymi kątami.

— Chodźcie ze mną — powiedziała Courtnee, prowadząc ich korytarzem. — Zakochacie się w słodkiej kukurydzy Mamy Jean.

Jimmy nie wątpił w to ani trochę. Pospieszył za Courtnee, nie mogąc doczekać się posiłku i spotkania z Jules. Elise dreptała z tyłu własnym tempem. Ciężki album trzymała w obu rękach. Mruczała sobie pod nosem melodię — nie nauczyła się jeszcze gwizdać — a torba na jej ramieniu podrygiwała i wydawała własne dźwięki.

24

Juliette weszła do śluzy po próbki. Wciąż czuła gorąco unoszące się po wypalaniu — a może tylko je sobie wyobrażała. Możliwe, że po prostu zrobiło jej się gorąco w dusznym kombinezonie. Albo na widok hermetycznie zamkniętej skrzyni o wieku osmalonym przez liżące je przed chwilą płomienie.

Sprawdziła pojemnik wierzchem urękawiczonej dłoni. Materiał nie przylepił się do metalu jak smoła, wydawał się chłodny w dotyku. Po godzinie szorowania, przebierania się w nowe kombinezony i czyszczenia obu śluz oto miała przed sobą skrzynię pełną wskazówek. Skrzynię z powietrzem z zewnątrz, z glebą i innymi próbkami. Niewykluczone, że mieściła wskazówki wiele mówiące o tym, co było nie tak ze światem.

Przeniosła skrzynię do drugiej śluzy, gdzie pozostali już na nią czekali, a wraz z nimi wielki, okuty ołowiem kufer, szczelny i miękko wyściełany. Zaspawaną skrzynię z próbkami włożyli do środka. Po zamknięciu wieka Nelson okleił krawędzie pierścieniem uszczelniacza, a Lukas pomógł Juliette zdjąć hełm. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo była zdyszana. Noszenie kombinezonu było męczące.

Wyśliznęła się z niego, a Peter Billings pozamykał śluzy. Jego przyległe do stołówki biuro kilka tygodni temu zmieniło się w plac budowy, a Juliette dostrzegała, że nie mógł się doczekać, aż wszyscy sobie pójdą. Juliette obiecała mu, że usunie wewnętrzną śluzę tak szybko jak to tylko możliwe, ale ostrzegła, że nim to nastąpi, prawdopodobnie dojdzie do jeszcze paru wypraw poza silos. Najpierw jednak chciała zbadać próbki powietrza, które przyniosła. Czekała ich więc długa wędrówka do laboratorium czyszczenia na trzydziestym czwartym.

Nelson i Sophia torowali im drogę na schodach. Juliette i Lukas szli z tyłu, dźwigając skrzynię niczym rasowi tragarze w tandemie. Kolejne pogwałcenie Paktu, pomyślała Juliette. Ludzie w srebrnych uniformach robiący za tragarzy. Jak wiele zasad była skłonna złamać teraz, gdy mianowano ją strażniczką praw? Czy okaże się dość sprytna, by uzasadnić swoje działania?

Jej myśli powędrowały z własnej hipokryzji ku tunelowi, wieściom o tym, że Courtnee się przekopała i że Solo z dziećmi byli bezpieczni. Nie dawało jej spokoju, że nie było jej tam z nimi, ale przynajmniej jej ojciec był. Początkowo nie chciał mieć nic wspólnego z jej eskapadą, potem zaś opierał się przed opuszczeniem córki, żeby zająć się dziećmi. Juliette zapewniła go, że przy takiej ilości środków bezpieczeństwa badanie po powrocie jest niepotrzebne.

Kufer zakołysał się i uderzył o barierkę z ostrym brzękiem. Juliette z powrotem skupiła się na czekającym ją zadaniu.

— Wszystko gra tam z tyłu? — zapytał Lukas.

— Jak ci tragarze to robią? — zapytała i przełożyła uchwyt do drugiej ręki. Ciężar okutego ołowiem kufra ciągnął ją w dół, a sama skrzynia plątała się pod nogami. Lukas był niżej i mógł iść środkiem schodów z ręką opuszczoną wzdłuż ciała — co wyglądało znacznie wygodniej. Idąca wyżej Juliette nie mogła sobie na taką pozycję pozwolić. Na następnym podeście kazała Lukasowi poczekać. Zdjęła opinający ją w talii pasek, przywiązała go do uchwytu i zarzuciła sobie jego pętlę na ramię; podpatrzyła to u tragarzy. Dzięki temu mogła iść bokiem, a ciężar kufra opierał jej się o biodro. Tak samo noszono czarne torby z ciałami. Piętro niżej przywykła na tyle, że pozycja wydała jej się niemal wygodna, a Juliette zaczynała dostrzegać plusy bycia tragarzem. Człowiek miał czas pomyśleć. Umysł wyhamowywał, podczas gdy ciało się poruszało. Potem jednak wspomnienie o czarnych torbach i o tym, co sami nieśli rzuciło cień na jej myśli.

— Jak sobie radzisz? — zapytała Lukasa po dwóch przebytych w milczeniu obrotach spirali.

— Dobrze — odparł. — Tak się tylko zastanawiam, co tu niesiemy, wiesz? Co jest w skrzyni.

Jego umysł spowiły podobne cienie.

— Myślisz, że to był zły pomysł? — zapytała.

Nie odpowiedział. Ciężko poznać, czy wzruszył ramionami, czy tylko poprawiał chwyt.

Minęli kolejny podest schodów. Nelson i Sophia zalepili taśmą drzwi, ale zza brudnego szkła obserwowały ich twarze. Juliette dostrzegła starszą kobietę, która przytknęła do szyby jaskrawy krzyż. Odwróciła się, potarła krzyż i ucałowała go, a Juliette przypomniał się ojciec Wendel i jego przekonanie, że napełniała silos strachem, nie nadzieją. Nadzieję oferował on i jego kościół, obiecywał miejsce, w którym można żyć po śmierci. Strach pochodził zaś stąd, że próba zmiany świata na lepsze mogłaby go jeszcze pogorszyć.