Wzięła płaski śrubokręt z wieszaka na narzędzia i zaczęła zdrapywać uszczelniacz z krawędzi wieka. Nelson wybrał inny śrubokręt i zaczął skrobać z drugiej strony. Kiedy ich narzędzia się spotkały, podważyli i unieśli wieko, odsłaniając metalowy pojemnik ze śluzy. Unieśli mniejszą skrzynię i położyli na uprzednio przygotowanym blacie. Juliette zawahała się. Dziesiątki zawieszonych na ścianach kombinezonów przyglądały im się z milczącą dezaprobatą.
Ale przecież podjęli wszystkie możliwe środki bezpieczeństwa. Nawet te niedorzeczne. Kombinezony, które mieli na sobie pozbawiono zbędnego podbicia, żeby nie krępowały ruchów. Rękawice też. Juliette przystała na każde ustępstwo, o jakie prosił Lukas. Tak samo było z Shirly i jej podejściem do kopania przy użyciu zapasowej prądnicy — przecież kazała zmniejszyć zużycie prądu z głównego generatora, a nawet umieścić ładunki wybuchowe w tunelu na wypadek skażenia. Godziła się na wszystko, co pozwalało pchnąć projekt do przodu.
Juliette wróciła do tu i teraz, gdy zauważyła, że Nelson na nią czeka. Podniosła pokrywę metalowej skrzyni i wyjęła próbki. Dwie z powietrzem, jedną kontrolną z argonem ze śluzy, po jednej z powierzchni i z głębi gruntu, i jeszcze jedną z rozpadających się szczątków ludzkich. Wszystkie powędrowały na blat roboczy; skrzynię odstawili na bok.
— Od czego chce pani zacząć? — zapytał Nelson. Wziął fragment stalowej rurki z kawałkiem kredy na końcu, zaimprowizowane narzędzie do pisania w rękawicach. Obok na blacie stała tabliczka gotowa do zapisania.
— Zacznijmy od próbek powietrza — powiedziała. Minęło już kilka godzin od pobrania próbek. W skrytości ducha obawiała się, że z uszczelek już nic nie zostało i niczego nie zaobserwują. Sprawdziła oznaczenia na pojemniczkach i znalazła ten z numerem „2”. Próbka pobrana przy wzgórzach.
— Wie pani, jest w tym pewna ironia — odezwał się Nelson.
Juliette wzięła od niego pojemnik z próbką i zajrzała przez plastikowe wieczko.
— Co masz na myśli?
— Po prostu… — Odwrócił się, spojrzał na zegar na ścianie i naskrobał na tabliczce godzinę, po czym ze skruchą zerknął na Juliette. — To dziwne, że to robimy, że sprawdzamy jak jest na zewnątrz, że w ogóle wolno nam o tym mówić. To znaczy, przecież zrobiłem dla pani kombinezon. Byłem głównym technikiem odpowiedzialnym za kombinezon szeryfa Holstona. — Zza wizjera hełmu dostrzegła jego pochmurną minę i lśniące od potu czoło. — Pamiętam, jak pomagałem mu się ubrać.
Już trzeci albo i czwarty raz próbował zabrać się do niezręcznych przeprosin, a Juliette doceniała jego gest.
— Ty tylko wykonywałeś swoje zadanie — zapewniła go. A potem przeszło jej przez myśl, że takie podejście potrafi czasem poprowadzić człowieka naprawdę paskudną drogą.
— Ale ironia tkwi w tym, że to pomieszczenie… — Machnął urękawiczoną ręką na zwisające ze ścian kombinezony. — Nawet moja mama wierzyła, że to pomieszczenie istnieje po to, żeby pomagać ludziom, pomagać czyścicielom przetrwać jak dłużej, żeby pomóc im zbadać zewnętrzny świat, o którym nikomu nie wolno było mówić. Aż w końcu my się tu znaleźliśmy. 1 robimy coś więcej niż gadanie.
Juliette nie odpowiedziała, ale Nelson miał rację. Te ściany pełne były zarówno nadziei jak i strachu.
— To, co pragniemy odkryć oraz to, co jest na zewnątrz to dwie różne rzeczy — powiedziała w końcu. — Skupmy się na zadaniu.
Nelson kiwnął głową i uniósł kredę. Juliette potrząsnęła pierwszym pojemnikiem, żeby oddzielić od siebie uszczelki. Ta wytrzymała z Zaopatrzenia była nienaruszona. Na krawędziach wciąż widniały żółte oznaczenia. Druga uszczelka była w znacznie gorszym stanie. Czerwone oznaczenia zniknęły; powietrze w pojemniku wytrawiło brzegi. Tak samo było z dwoma kawałkami taśmy grzewczej na dnie. Kwadratowy fragment z Zaopatrzenia wyszedł z eksperymentu bez szwanku. Drugi, z IT — Juliette dla odróżnienia wycięła go w kształt trójkąta — miał na środku wygryzioną dziurkę.
— Powiedziałabym, że poszła jedna ósma uszczelki — powiedziała. — Jeden otwór w taśmie grzewczej, trzy milimetry średnicy. Obie próbki z Zaopatrzenia wyglądają na nienaruszone.
Nelson zapisał jej obserwacje. Oto jak postanowiła zmierzyć toksyczność powietrza — używając uszczelek i taśmy, które zaprojektowano, by zgniły w atmosferze i porównując je z tymi, o których wiedziała, że wytrzymają. Podała mu pojemnik, by mógł zweryfikować wynik i w tym momencie dotarło do niej, że oto trzymają w rękach pierwsze dane, dowód na miarę jej powrotu z czyszczenia. Sprzęt z magazynów laboratorium miał zawieść. Juliette przeszedł dreszcz. W jej umyśle już rodziły się dziesiątki pomysłów na nowe eksperymenty. A przecież jeszcze nie otworzyli pojemników z powietrzem ze środka.
— Potwierdzam zniszczenie jednej ósmej uszczelki — powiedział Nelson, zaglądając do pojemnika. — Ubytek w taśmie oceniłbym na dwa i pół milimetra.
— Pisz dwa i pół — powiedziała. W przyszłości powinni używać osobnych tabliczek. W przeciwnym razie jej obserwacje mogą wpływać na jego i vice versa. Musiała się tylu rzeczy nauczyć. Chwyciła kolejną próbkę, podczas gdy Nelson notował kredą liczby.
— Próbka pierwsza — powiedziała. — Pobrana na rampie. — Zajrzała do środka; jedna uszczelka była cała, z pewnością ta z Zaopatrzenia. Z drugiej zostało tylko pół. W jednym miejscu przeżarło ją niemal na wylot. Juliette obróciła pojemnik do góry nogami tak, by uszczelka oparła się o przejrzystą pokrywkę. — Coś jest nie tak — mruknęła. — Poświeć mi tu.
Nelson wygiął w jej kierunku elastyczne ramię lampki. Juliette wymierzyła snop światła w górę, pochyliła się nad blatem, odwracając głowę i w tej niezręcznej pozycji spojrzała na zrujnowaną uszczelkę oraz błyszczącą taśmę na denku pojemnika.
— Powiedziałabym, że… znikła połowa uszczelki. Otwory w taśmie szerokie na pięć… nie, sześć milimetrów. Musisz sam to zobaczyć.
Nelson zanotował liczby i wziął od niej pudełko, wygiął lampkę w swoją stronę. Juliette nie spodziewała się wielkiej różnicy między próbkami, ale jeśli już to podejrzewała, że gorsza okaże się ta ze wzgórz, nie z rampy. Nie z miejsca, skąd wypompowywali dobre powietrze.
— Może pomyliłam kolejność — rozważyła na głos. Sięgnęła po kolejny pojemnik, próbkę kontrolną. Poza silosem była bardzo ostrożna, ale w głowie miała mętlik. W pewnym momencie straciła poczucie czasu i otworzyła jeden z pojemników na dłużej niż powinna. To pewnie przez to.
— Potwierdzam — powiedział Nelson. — O wiele bardziej zniszczona. To na pewno próbka z rampy?
— Chyba schrzaniłam sprawę. Zostawiłam pojemnik otwarty na zbyt długo. Cholera. Możliwe, że nasze pomiary i porównania okażą się nic niewarte.
— Właśnie dlatego mamy więcej niż jedną próbkę — powiedział Nelson. Kaszlnął, aż zaparowała mu szybka hełmu. Odchrząknął. — Proszę się nie obwiniać.
Dobrze ją znał. Juliette wzięła próbkę kontrolną. Klęła pod nosem na samą siebie; zastanawiała się, co stojący na korytarzu Lukas o tym wszystkim myślał, kiedy słuchał ich przez radio.
— To już ostatni — powiedziała, potrząsając pojemnikiem.
Nelson czekał z kredą nad powierzchnią tabliczki.
Słucham
— Nie… rozumiem… — Wygięła ramię lampki, by oświetlić wnętrze pudełka. Potrząsnęła. Pot ściekał jej po szczęce i skapywał z podbródka. — Myślałam, że to jest próbka kontrolna — powiedziała. Odłożyła pojemnik i sięgnęła po inny, lecz ten był pełen ziemi. Serce tłukło jej się w piersi, kręciło jej się w głowie. To nie miało żadnego sensu. Chyba, że pomyliła kolejność próbek. Czyżby wszystko schrzaniła?