— Solo! — pisnęła Elise. Przytuliła się do jego nogi.
— Ten chłopak ci coś zabrał? — zapytał.
— Nie, to przyjaciel. Niech go pan postawi. — Rozejrzała się po tłumie w poszukiwaniu mężczyzn, którzy ich gonili. — Powinniśmy iść — powiedziała i jeszcze raz uścisnęła nogę Solo. — Chcę iść do domu.
Solo pogłaskał ją po głowie.
— I właśnie tam się wybieramy.
29
Elise pozwoliła, by Solo poniósł jej torbę i książkę, podczas gdy ona tuliła Pieska. Przebrnąwszy przez tłum, wydostali się z bazaru i wrócili na klatkę schodową. Shaw snuł się za nimi jak cień, nawet gdy Solo powiedział chłopcu, by wracał do rodziny. A kiedy Elise i Solo schodzili po schodach, ona raz po raz zerkała przez ramię i widziała brązowy kombinezon Shawa, gdy ten wyglądał zza centralnego słupa albo obserwował ich z góry przez barierkę. Zastanawiała się, czy nie wspomnieć o tym Solo, ale nie zrobiła tego.
Kilka pięter pod bazarem dogonił ich tragarz i przekazał wiadomość. Jewel też szła na dół i ich szukała. Co drugi tragarz w silosie szukał Elise. A Elise nawet nie wiedziała, że zaginęła.
Gdy przystanęli na następnym podeście, Solo dał jej się napić ze swojej manierki. Potem nalała trochę wody w jego starą, pomarszczoną dłoń jak do maleńkiej miseczki, a Piesek z wdzięcznością ugasił pragnienie. Mieli wrażenie, że minęła wieczność zanim Jewel do nich dotarła, lecz gdy się zjawiła, towarzyszył jej huk pospiesznych kroków. Cały podest się zatrząsł. Jewel była spocona i zdyszana, ale Solo to nie przeszkadzało. Przytulił swoją przyjaciółkę, a Elise przez chwilę myślała, że nigdy jej nie puści. Na podest przyszło więcej ludzi, którzy mijali ich i posyłali im dziwne spojrzenia. Kiedy wreszcie wypuścili się nawzajem z objęć, Jewel uśmiechała się i płakała jednocześnie. Powiedziała coś do Solo i teraz z kolei on się rozpłakał. Spoglądali na Elise, a ona wiedziała, że chodzi o jakieś tajemnice albo o coś złego. Jewel podniosła ją i ucałowała w oba policzki, i przytuliła ją tak, że omal jej nie udusiła.
— Wszystko będzie dobrze — powiedziała dziewczynce. Ale Elise nie wiedziała, co jest nie tak.
— Odzyskałam Pieska — pochwaliła się. A potem przypomniała sobie, że Jewel nie miała pojęcia o jej nowym zwierzaku. Spojrzała na Pieska, który właśnie sikał Jewel na but, pewnie na powitanie.
— Pies — powiedziała Jewel. Ścisnęła Elise za ramię. — Nie możesz go zatrzymać. Psy są niebezpieczne.
— On nie jest niebezpieczny.
Piesek kąsał dziewczynkę w dłoń. Elise zabrała rękę i pogładziła Pieska po łebku.
— Zabrałaś go z bazaru? To tam poszłaś? — Jewel spojrzała na Solo, a ten przytaknął. — Nie możesz brać rzeczy, które nie należą do ciebie. Jeśli zabrałaś go ze straganu, będziesz musiała go oddać.
— Piesek przyszedł z głębin — powiedziała Elise. Nachyliła się i objęła zwierzę rękami. — Przyszedł z Maszynowni. Możemy go tam zabrać. Ale nie na bazar. Przepraszam, że go wzięłam. — Przytuliła Pieska i pomyślała o mężczyźnie, który trzymał w ręku sztukę mięsa z bielejącymi żebrami. Jewel znów spojrzała na Solo.
— To nie pies z bazaru — potwierdził. — Wzięła go ze skrzyni w Maszynowni.
— Dobra. Później to naprostujemy. Musimy dogonić pozostałych.
Choć wszyscy byli zmęczeni, nawet Elise i Piesek, ruszyli natychmiast. Dorosłym najwyraźniej pilno było na dół, a po perypetiach na bazarze Elise podzielała ich pośpiech. Powiedziała Jewel, że chciałaby wrócić do domu, a Jewel powiedziała, że tam właśnie ich zabiera.
— Musimy zrobić tak, żeby było jak dawniej — stwierdziła Elise, co z jakiegoś powodu rozbawiło Jewel.
— Jesteś za młoda na nostalgię — powiedziała.
Elise zapytała, co to znaczy „nostalgia”, a Jewel wyjaśniła:
— Nostalgia jest wtedy, kiedy myślisz, że przeszłość była lepsza niż w rzeczywistości, bo teraźniejszość jest okropna.
— Często czuję nostalgię — obwieściła Elise.
Jewel i Solo roześmiali się. Ale zaraz potem wyglądali na smutnych. Elise zauważyła, że często wymieniali takie niewesołe spojrzenia, a Jewel raz po raz ocierała oczy. Wreszcie dziewczynka zapytała, co się stało.
Zatrzymali się na środku schodów i przytulili ją. Powiedzieli jej o Marcusie, o tym jak wypadł za barierkę, gdy tamten szalony tłum przewrócił Elise i spłoszył Pieska. Marcus spadł i zginął. Elise spojrzała na barierkę, nie rozumiejąc, jak Marcus mógł się prześliznąć nad tak wysoką poręczą. Nie rozumiała, jak to się stało, ale wiedziała, że będzie tak, jak z ich rodzicami, którzy zniknęli gdzieś i nigdy nie wrócili. Dokładnie tak samo. Marcus już nigdy nie przebiegnie się ze śmiechem po Dziczy. Otarła twarz; żal jej się zrobiło Milesa, który już nie był bliźniakiem.
— To dlatego wracamy do domu? — zapytała.
— Między innymi — odparła Jewel. — Nie powinnam była was tu w ogóle przyprowadzać.
Elise przytaknęła. Nie sposób się nie zgodzić. Tyle że teraz miała Pieska, a Piesek pochodził stąd. Niech sobie Jewel mówi co chce, Elise go nikomu nie odda.
Juliette pozwoliła Elise iść przodem. Spieszyła się, by ich dogonić i teraz bolały ją nogi, parę razy omal się nie potknęła. Oczywiście, nie mogła się doczekać, aż dzieci znów będą razem i znajdą się w domu. Wciąż obwiniała się za to, co stało się z Marcusem. Pełna skruchy mijała kolejne piętra. Nagle z radia dobiegł czyjś głos:
— Jules, jesteś tam?
To była Shirly, brzmiała na poirytowaną. Juliette odpięła urządzenie od paska. Shirly musiała być z Walkerem, pewnie korzystała z jego radia.
— Słucham — powiedziała. Trzymała dłoń na poręczy schodów, idąc za Elise i Solo. Obok przecisnął się tragarz i młoda para zmierzająca w przeciwnym kierunku.
— Co się, do cholery, dzieje? — zapytała Shirly. — Dopiero co przeszedł tędy tłum. Stratowali Frankiego przy bramce. Jest w ambulatorium. A teraz przez ten twój pieprzony tunel przeszli kolejni, może z trzydzieści osób. Nie pisałam się na to.
Juliette doszła do wniosku, że to pewnie ta sama grupa, przez którą zginął Marcus. Jimmy odwrócił się i zerknął na radio. Juliette zmniejszyła głośność, żeby Elise nic nie słyszała.
— Jak to kolejni, jakie trzydzieści osób? To kto tam jeszcze jest? — zapytała Juliette.
— Zacznijmy od tego, że twoja ekipa. Część mechaników z trzeciej zmiany, którzy powinni spać, ale chcieli zobaczyć, co jest po drugiej stronie. I twój komitet do spraw planowania.
— Komitet do spraw planowania? — Juliette zwolniła kroku.
— No. Mówili, że ich przysłałaś. Mówili, że mają pozwolenie na zbadanie tunelu. Pokazali dokument z twojego biura.
Juliette przypomniało się, że Marsha wspominała o czymś takim przed obradami rady miasta. Ale ona była zajęta kombinezonami.
— Nie przysłałaś ich? — zapytała Shirly.
— Możliwe, że przysłałam — przyznała Juliette. — Ale jeśli chodzi o drugą grupę, ten tłum, wpadli na nich z tatą po drodze na dół. Ktoś spadł i się zabił.
Po drugiej stronie linii zaległa cisza. A potem:
— Słyszeliśmy o upadku. Nie sądziłam, że jedno ma związek z drugim. Mówię ci, niewiele brakuje, żebym kazała się wszystkim wynosić i zamknęła tunel. Sprawy wymknęły się spod kontroli, Jules.