— Prawdę. Poznałem jej ogromną część, ale wciąż zostało kilka luk. Sprawiają mi większy ból niż dziury w moich płucach.
— Wątpię — powiedział Thurman. Lecz mimo to rozważył ofertę. — Co chcesz wiedzieć?
— Serwery. Wiem, co na nich jest. Wszystkie szczegóły z życia mieszkańców silosów, gdzie pracują, czym się zajmują, jak długo żyją, ile mają dzieci, co jedzą, gdzie chadzają, wszystko. Chcę wiedzieć, po co.
Thurman przyjrzał mu się. Nie odezwał się ani słowem.
— Znalazłem wskaźniki procentowe. Zmieniające się rankingi. Oznaczają szanse tych ludzi na przeżycie, jeśli zostaną wypuszczeni, mam rację? Ale skąd system to wie?
— Po prostu wie — powiedział Thurman. — I myślisz, że właśnie po to są silosy?
— Tak, myślę, że między nimi rozgrywa się wojna. Wojna, w której tylko jeden zwycięży.
— Więc czego ode mnie chcesz?
— Myślę, że jest w tym jakieś drugie dno. Powiedz mi, a ja wyjaśnię, jak zająłem twoje miejsce. — Donald usiadł na posłaniu i owinął ręce wokół łydek, podczas gdy kaszel maltretował jego gardło i żebra. Thurman czekał, aż atak ustąpi.
— Serwery robią dokładnie to, co powiedziałeś. Śledzą wszystkie te życia i oceniają je. Decydują również o wynikach loterii, dzięki czemu możemy w bardzo namacalny sposób kształtować tych ludzi. Zwiększamy szanse przetrwania. Pozwalamy wzrastać najlepszym. To dlatego szanse zwiększają się wraz z upływem czasu.
— Oczywiście. — Donald poczuł się głupi. Powinien był się domyślić. Nieraz słyszał słowa Thurmana: niczego nie zostawiamy przypadkowi. A czymże innym była loteria?
Pochwycił spojrzenie Thurmana.
— Twoja kolej — powiedział starzec. — Jak to zrobiłeś?
Donald oparł się o ścianę. Kaszlnął w pięść, a Thurman przyglądał mu się w milczeniu i z szeroko otwartymi oczami.
— To była Anna — powiedział Donald. — Odkryła twoje plany. Zamierzałeś ją uśpić, kiedy skończy ci pomagać, a ona obawiała się, że już nigdy się nie obudzi. Dałeś jej dostęp do systemów, żeby mogła uporać się z czterdziestym. To ona wszystko tak poustawiała, żebym zajął twoje miejsce. Zostawiła mi też w twojej skrzynce odbiorczej wiadomość, w której prosiła mnie o pomoc. Sądzę, że chciała pokrzyżować ci plany. Zakończyć to wszystko.
— Nie — powiedział Thurman.
— O, tak. I obudziłem się, ale nie rozumiałem, o co mnie prosiła. Za późno się zorientowałem. A w międzyczasie ciągle były problemy z silosem czterdziestym. Kiedy się obudziłem i zacząłem tę zmianę, czterdziesty…
— Zajęto się nim — powiedział Thurman.
Donald odchylił głowę do tyłu i spojrzał na sufit.
— Chcieli, żebyś tak myślał. Oto co ja myślę. Sądzę, że ci z silosu czterdziestego przejęli kontrolę nad sygnałem z kamer, żebyśmy nie wiedzieli, co się tam dzieje. Tak jak mówiłeś, zbuntowany szef IT, rewolta na górze. Silos zgasł, kiedy odcięli nas od kamer. Ale wcześniej zajęli się rurami z gazem, żebyśmy nie mogli ich zabić. A jeszcze wcześniej zhakowali ładunki, które detonowalibyśmy, gdyby wszystko inne zawiodło. Działali w odwrotnej kolejności. Kiedy silos zgasł, oni już dawno przejęli kontrolę. Tak jak ja. Tak jak zrobiła to Anna.
— Jak mogliby…?
— Może ona im pomagała, nie wiem. Mi pomogła. I jakimś sposobem wieści rozniosły się do innych silosów. A może zanim skończyła ratować ci tyłek, zdała sobie sprawę, że to oni mają rację, a my się mylimy. Może zostawiła silos czterdziesty w spokoju i niech sobie robią co chcą. Myślę, że jej zdaniem oni mogliby ocalić nas wszystkich.
Donald kaszlnął. Przez głowę przemknęły mu stare sagi o herosach, opowieści o mężczyznach i kobietach walczących o dobro i sprawiedliwość — zawsze z happy endem, zawsze przeciwko przeważającym siłom wroga, zawsze gówno prawda. Bohaterowie nie wygrywali. Bohaterami zostawali ci, którzy akurat zwyciężyli. To o nich opowiadała historia — polegli zaś milczeli. Wszystko to brednie.
— Zbombardowałem silos czterdziesty zanim zrozumiałem, o co tu chodzi — powiedział Donald. Spojrzał na sufit, czując nad sobą ciężar pięter, ziemi i ołowianego nieba. — Zbombardowałem ich, bo chciałem odwrócić od siebie uwagę, bo mnie to nie obchodziło. Zabiłem Annę, bo mnie tu sprowadziła, bo uratowała mi życie. W obu przypadkach odwaliłem za ciebie kawał roboty, prawda? Zdławiłem dwie rebelie, których nawet się nie spodziewałeś…
— Nie. — Thurman wstał. Górował teraz nad Donaldem.
— Tak — powiedział Donald. Zamrugał, by przepędzić napływające do oczu łzy. W jego sercu, w miejscu dawnej wściekłości na Annę, teraz ziała dziura. Pozostał mu tylko żal i poczucie winy. Zabił osobę, która kochała go najmocniej ze wszystkich, która walczyła o to, co słuszne. Nigdy nie zatrzymał się, by zapytać, pomyśleć, porozmawiać.
— Zapoczątkowałeś to powstanie, łamiąc własne zasady — powiedział Thurmanowi. — Sam je zacząłeś, gdy ją obudziłeś. Byłeś słaby. Stworzyłeś zagrożenie, a ja się go pozbyłem. I niech cię szlag trafi za to, że jej posłuchałeś. Że sprowadziłeś mnie tutaj. Że zmieniłeś mnie w to!
Donald zamknął oczy. Poczuł łaskotanie spływających po skroniach łez, a przez zamknięte powieki dostrzegł padający na niego cień Thurmana. Przygotował się na cios. Odchylił głowę do tyłu, uniósł brodę i czekał. Myślał o Helen. Myślał o Annie. Myślał o Charlotte. Gdy sobie o niej przypomniał, otworzył usta, żeby powiedzieć Thurmanowi o kryjówce siostry — zanim spadnie na niego cios, zanim oberwie tak, jak na to zasługiwał za pomaganie tym potworom, za bycie ich nieświadomym narzędziem. Już zaczynał mówić Thurmanowi o Charlotte, gdy przez powieki błysnęło mu światło, mignął usuwający się na korytarz cień, huknęły zatrzaśnięte z wściekłością drzwi.
32
Silos 18
Lukas przeczuwał, że coś jest nie tak jeszcze zanim wpiął słuchawki do gniazda. Czerwone światła jak zawsze pulsowały nad serwerami, ale pora się nie zgadzała. Dotąd na rozmowach z silosem pierwszym można było polegać jak na zegarku. Tym razem telefon zastał go w środku obiadu. Brzęczenie i miganie niosło się z biura Lukasa na korytarz. Sims, stary szef Ochrony, odnalazł go w pomieszczeniu socjalnym i powiedział, że ktoś próbuje się z nim skontaktować. W pierwszej chwili Lukas pomyślał, że ich tajemniczy dobroczyńca chce ich ostrzec. A może dzwonił, żeby podziękować za to, że wreszcie przestali kopać.
Usłyszał w słuchawkach kliknięcie; nastąpiło połączenie. Piekielne lampy pod sufitem przestały migać.
— Halo? — odezwał się, łapiąc oddech.
— Kto mówi?
Ktoś inny. Głos był ten sam, ale słowa się nie zgadzały. Czemu miałby nie wiedzieć, do kogo się dodzwonił?
— Tu Lukas. Lukas Kyle. Kto mówi?
— Daj mi szefa silosu.
Lukas wyprostował się.
— Ja jestem szefem tego silosu. Silosu osiemnastego Operacji Pięćdziesiąt Ładu Światowego. Z kim rozmawiam?
— Rozmawiasz z człowiekiem, który opracował Ład Światowy. A teraz dawaj szefa. Mam tu na liście niejakiego… Bernarda Hollanda.
Lukasowi omal się nie wymsknęło, że Bernard nie żyje. Wszyscy wiedzieli, że nie żyje. To fakt, z którym należało się pogodzić. Sam widział, jak Bernard płonął zamiast wyjść na czyszczenie, płonął nie pozwalając się uratować. Lecz ten człowiek tego nie wiedział. Na myśl o złożoności życia po drugiej stronie linii, tej nieomylnej linii, Lukasowi zakręciło się w głowie. Bogowie nie byli wszechmocni. Albo nie jadali przy tym samym stole. Albo ten, który nazywał siebie Donaldem był bardziej nieposłuszny niż Lukas podejrzewał. Albo — jak stwierdziłaby Juliette, gdyby tu była — robili go w chuja.