Poszła tropem pozostawionym przez zwierzę; robiło się coraz ciemniej. Po chwili odnalazła sakiewkę, a właściwie to, co z niej zostało. Była rozdarta, nie było w niej już nic do jedzenia, z butelki wylała się prawie cała woda. Wypadło wszystko, z wyjątkiem korzeni i olejków. Nicole chciała ruszyć dalej, ale nagle usłyszała jakiś dziwny odgłos — coś pomiędzy kszykiem a płaczem. Kilkanaście metrów dalej ścieżka prowadziła ku polance. Dziewczynka wytężyła wzrok.
Usłyszała warczenie i jakiś rumor.
Dwa młode lwy bawiły się jej zieloną sukienką. Tuż obok leżała ich matka. Nicole zamarła z przerażenia.
Dygocąc ze strachu, zaczęła się cofać. Wróciła do jeziorka. Jej pierwszą myślą było rzucić się do ucieczki. Ale gdzie miałaby przenocować? Lwica z pewnością by mnie dostrzegła, pomyślała dziewczynka. Najlepiej przenocować wśród drzew, z dala od lwiej ścieżki. Muszę leżeć nieruchomo, wtedy będę bezpieczna…
Upiła łyk wody z odzyskanej butelki, wspięła się na pagórek i położyła się w zagłębieniu po jego drugiej stronie. Zasnęła natychmiast.
Obudziła się z uczuciem, że chodzą po niej setki robaków. Dotknęła brzucha; było na nim pełno mrówek. Krzyknęła. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, jak nierozsądnie postąpiła. Lwica buszowała już w zaroślach. Nicole strącała z siebie mrówki; nagle dostrzegła wpatrzone w siebie oczy lwa. Była bliska omdlenia. Pomimo strachu przypomniała sobie, co Omeh powiedział jej o korzeniu. Włożyła go do ust i szybko pogryzła. Był obrzydliwy, z trudem udało jej się go przełknąć.
Lwica zaczęła ją gonić. Nicole uciekała przez zarośla… Gałęzie smagały ją po twarzy. Potknęła się i upadła, ale zaraz wstała. Wskoczyła do wody, ale nie musiała pływać. Rozłożyła ramiona i uniosła się w powietrze. Była ptakiem szybującym w przestworzach. Spojrzała w dół. Lwica patrzyła na nią ze zdziwieniem. Nicole zaśmiała się i wzleciała ponad drzewa. Pod nią rozciągała się sawanna. Wzrokiem obejmowała obszar kilkuset kilometrów.
Poleciała na południe, skręciła na zachód i gdzieś w oddali ujrzała ogień obozowiska. Skierowała się w tę stronę. Jej ptasi pisk obudził Omeha. Omeh ujrzał ją i spytał w ptasim języku:
— Ronata?
Ale Nicole nie odpowiedziała. Chciała się wznieść wyżej, ponad chmury.
Nad chmurami księżyc i gwiazdy były lepiej widoczne. Wołały coś do niej. Gdzieś w oddali Nicole usłyszała muzykę, jakby grę szklanych dzwoneczków. Usiłowała machać skrzydłami, ale nie mogła. Ptasie skrzydła stały się niezdolne do utrzymania jej w rozrzedzonym powietrzu. Włączyła silnik rakietowy. Była teraz srebrnym pociskiem mknącym ku gwiazdom.
Na orbicie muzyka stała się głośniejsza. Była to już cała symfonia. Ziemia została gdzieś na dole. Ktoś ją wołał. Kto? Któż mógłby ją stąd przywoływać? Minęła księżyc, coraz bardziej oddalając się od słońca, które wkrótce stało się małą plamką, by po chwili całkowicie zniknąć. Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność. Nicole wstrzymała oddech i wypłynęła na powierzchnię.
Lwica chodziła tam i z powrotem wzdłuż brzegu. Nicole widziała ruchy jej mięśni; znała jej myśli.
— Proszę, zostaw mnie w spokoju — powiedziała. — Nie zrobię krzywdy twoim dzieciom.
— Znam twój zapach — odparła lwica. — Moje szczenięta bawiły się tym zapachem.
— Ja też jestem szczenięciem — rzekła Nicole — i chcę wrócić do mamy. Boję się.
— Wyjdź z wody — odparła lwica. — Muszę cię obejrzeć. Nie wierzę, że jesteś szczenięciem.
Nicole zdobyła się na odwagę. Wpatrzona w oczy Lwicy, dopłynęła do brzegu. Zwierzę się nie poruszyło. Gdy woda sięgała jej po pas, Nicole zaczęła śpiewać. Melodia była prosta i spokojna. Towarzyszyła jej od początku życia. Matka nuciła ją, całując Nicole w kołysce na dobranoc. Potem gasiła światło, a dziewczynka natychmiast zasypiała.
Była to Kołysanka Brahmsa.
Lwica zrobiła kilka kroków w tył. Dziewczynka ruszyła w jej stronę, cały czas śpiewając.
Wreszcie wyszła z wody. Lwica skoczyła w bok i zniknęła w gąszczu. Nicole szła dalej. Po chwili opuściła oazę. O świcie dotarła do stawu, położyła się wśród traw i zasnęła. Omeh i kapłan Senoufo znaleźli ją w południe. Leżała na ziemi półnaga i spała.
Wszystko to pamiętała tak, jak gdyby stało się wczoraj. A przecież było to już prawie trzydzieści lat temu, myślała, leżąc na łóżku w swojej kabinie na pokładzie Newtona. To, czego się wtedy nauczyłam, było lekcją na cafe życie. Nicole myślała o siedmioletniej dziewczynce, która nie zginęła w zupełnie obcym świecie. Więc dlaczego teraz tak bardzo użalam się nad sobą? Przecież wtedy moja sytuacja była o wiele gorsza…
Znów poczuła się silna. Jej umysł analizował sytuację i tworzył plan działania. Co jeszcze mogło przyczynić się do śmierci Borzowa?
Doszła do przekonania, że chcąc rozwiązać tę zagadkę, będzie musiała pozostać na pokładzie Newtona podczas pierwszej misji. Zdecydowała, że rano powiadomi o tym Heilmanna i Browna.
Była bardzo zmęczona. Przejście jawy w sen następowało stopniowo. Zasnęła nucąc pod nosem kołysankę Brahmsa…
21. KOSTKA PANDORY
Nicole dostrzegła Browna przez szybę. Stał pochylony nad mapą i tłumaczył coś Francesce. Nicole zapukała do drzwi.
— Cześć, Nicole — przywitała ją Francesca. — Czym możemy ci służyć?
— Chciałabym porozmawiać z doktorem Brownem — powiedziała Nicole. — Chodzi o plan moich zadań.
— Wejdź, proszę.
Nicole powoli weszła do kabiny i zajęła jedno z dwóch krzeseł naprzeciwko biurka. Rozejrzała się dookoła. Bardzo się tu zmieniło; zniknęły fotografie żony i dzieci Borzowa, nie było także jego ulubionego obrazu przedstawiającego ptaka szybującego wysoko nad Newą. Na ścianach wisiały teraz mapy i plany, z których każdy nosił numer kolejnej misji.
Za czasów Borzowa w kabinie było bardzo przytulnie. Teraz pokój był sterylny i nieprzyjazny. Na ścianie za biurkiem doktor Brown powiesił kopie swoich dyplomów i nagród.
Brown wstał z krzesła i pytająco spojrzał na Nicole.
— Więc?
— Chciałabym z panem porozmawiać, to sprawa osobista powiedziała i zamilkła. Brown także nic nie mówił. Wreszcie Nicole znacząco spojrzała na Franceskę.
— Ona pomaga mi w sprawach administracyjnych — wyjaśnił. — Myślę, że jej kobieca intuicja jest bardzo przydatna.
Nicole milczała. Była przygotowana na rozmowę z Brownem, ale nie spodziewała się, że świadkiem tej rozmowy będzie Francesca. Może powinnam stąd wyjść? — zastanawiała się.
— Czytałam spis moich obowiązków podczas pierwszej misji — odezwała się po dłuższym milczeniu — i chciałabym o coś poprosić. Z opisu wynika, że nie mam tam dużo do roboty. Wydaje mi się, że podobnie jest z Iriną Turgieniew. Proponuję, żeby moje obowiązki nie związane z medycyną przekazał pan Irinie, a ja zostanę na pokładzie Newtona z admirałem Heilmannem i generałem O’Toole’em. Będę pilnie śledzić wasze postępy i wkroczę do akcji, gdy moja obecność okaże się konieczna. W pozostałych sprawach z powodzeniem może zastąpić mnie Janos.
W pokoju zapadła cisza. Brown spojrzał najpierw na Nicole, potem na Franceskę.
— Dlaczego chcesz zostać na pokładzie? — spytała Francesca. — Ja nie mogę doczekać się pierwszej wyprawy.
— Jak już powiedziałam, to sprawa osobista — wykręciła się Nicole. — Jeszcze nie otrząsnęłam się po śmierci Borzowa, a w tej sprawie zostało mi sporo papierkowej roboty. Pierwsza misja wydaje się prosta. Jeżeli odpocznę, będę mogła wyruszyć z drugą.