Выбрать главу

— Spotkamy się, jak się już zaaklimatyzujesz — mówi Zacharias i dotyka go lekko kostkami palców w pożegnalnym geście stosowanym jedynie przez zmarłych.

— Do zobaczenia — mówi Mortimer.

— Do zobaczenia — mówi Gracchus.

— Do szybkiego… — mówi Nerita.

Nigdy — myśli Klein, ale oni i tak zrozumieją. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy się z wami nie spotkam. Nigdy nie spotkam się z tobą, Sybille. Sylaby brzmią w jego mózgu, a słowo nigdy, nigdy, nigdy przelewa się po nim, jak fale uderzające o brzeg, spłukuje go, oczyszcza, uzdrawia. Jest wolny. Jest sam.

— Żegnaj — woła Sybille z hallu.

— Żegnaj — odpowiada.

* * *

Minęły długie lata, zanim się znów spotkali. Ostatnie dni 1999 roku spędzili jednak razem, polując na dodo w cieniu potężnego Kilimandżaro.

Thomas Prorok

Rozdział 1

Światło księżyca, światło gwiazd, światło pochodni

Jak długo będzie trwać ta noc? Mrok jest gęsty, mimo że usiłuje rozproszyć go światło księżyca, światło gwiazd, światło pochodni. W dolinie śpiewają. Gorzki dym pochodni dociera aż na wzgórze, gdzie stoi Thomas w otoczeniu swych najwierniejszych uczniów. Urywki starych pieśni rozbrzmiewają wśród drzew. „Przedwieczna skało, w Twych szczelinach…”, „Boże, nasze Wspomożenie w wiekach minionych”, „Jezu, ukochany mej duszy, pozwól mi biec ku Tobie”. Thomas jest ośrodkiem wszystkiego. Jakaś niewidzialna aura spowija jego ciężką, potężną sylwetkę jak nieuchwytne pole elektryczne. Saul Kraft stojący u jego boku wydaje się przyćmiony, przytłoczony. Drobny, delikatny mężczyzna, teraz znajdujący się na drugim planie, ale nie bez znaczenia dla wydarzeń tej nocy. „Bliżej, mój Boże, do Ciebie”. Thomas zaczyna nucić melodię. Później już śpiewa. Jego głos, chociaż głęboki i magiczny, prawdziwie charyzmatyczny, przeskakuje przypadkowo z jednej tonacji w drugą. Prorok nie ma ucha do muzyki. Kraft uśmiecha się kwaśno pod wpływem dźwięków wydawanych przez Thomasa.

Hej, strażniku, powiedz już, Jakie dary niesie noc. Hej, wędrowcze pośród wzgórz, Spójrz na blasku gwiazdy moc!

Z dołu dobiegają zmieszane okrzyki, westchnienia, kaszel. Która godzina? Jest późno. Thomas przeczesuje dłońmi swoje długie, splątane włosy szarpiąc, gładząc i układając długie pasma na swych potężnych ramionach. Był to powszechnie znany gest, uwielbiany przez tłumy. Zastanawia się, czy powinien się ukazać. Wzywają go po imieniu. Słyszy rytmiczne okrzyki przebijające się przez dźwięki pieśni. Tho-mas! Tho-mas! Tho-mas! W głosach brzmi histeria. Chcą, żeby wystąpił, rozłożył ramiona i zmusił niebo do poruszenia się, tak jak przedtem zmusił je do zatrzymania się. Thomas opiera się jednak przed dokonaniem tego wielkiego, acz pustego gestu. Jakże łatwo odgrywać rolę proroka! Nie on spowodował, że niebo zatrzymało się, i wie, ze nie jest w stanie spowodować, by się znowu poruszyło. W każdym razie nie tylko przy użyciu własnej woli.

— Która godzina? — pyta.

— Za kwadrans dziesiąta — odpowiada Kraft i po chwili namysłu dodaje: — Wieczorem.

Minęło zatem już prawie dwadzieścia cztery godziny. Niebo w dalszym ciągu tkwi nieruchomo. I cóż, Thomas? Czyż nie o to ci chodziło? Padnijcie na kolana, wołałeś, i błagajcie Go o znak, który udowodni nam, że On jest wciąż z nami w potrzebie. Wznieście do Niego wielki okrzyk. I ludzie w całym kraju padli na kolana i prosili, i wznosili okrzyki. Znak został dany. Skąd zatem to przeczucie nieszczęścia? Skąd ten strach? Ta noc z pewnością minie. Spójrz na Krafta. Uśmiecha się. Kraft nigdy nie miał wątpliwości. Te zimne oczy, te szerokie usta o wąskich wargach, ten wyraz spokoju na twarzy.

— Powinieneś do nich przemówić — sugeruje Kraft.

— Nie mam nic do powiedzenia.

— Kilka słów pocieszenia.

— Poczekajmy na to, co się stanie. Cóż mogę im powiedzieć w tej chwili?

— Zabrakło ci słów? Tobie, który zawsze pełen byłeś przepowiedni?

Thomas wzrusza ramionami. Bywają chwile, kiedy Kraft wprawia go we wściekłość. Ten człowieczek zawsze go do czegoś namawiał, coś kombinował, przygadywał mu, nigdy nie rezygnował i zawsze popychał tę krucjatę ku sobie tylko znanemu celowi. Intensywność wiary Krafta męczy Thomasa. Zirytowany prorok odwraca się od niego. Widzi tu i ówdzie ogniska rozrzucone aż po horyzont. Spotkania modlitewne? Rozruchy? Patrząc na odległe płomienie Thomas bawi się od niechcenia gałką radia.

— …kończąc bezprecedensowy okres dwudziestoczterogodzinnego dnia na większości półkuli wschodniej, nie kończący się świt na Bliskim Wschodzie, nie kończące się południe na Syberii,, we wschodnich Chinach, na Filipinach i w Indonezji, podczas gdy Europa Zachodnia i Ameryki są pogrążone w nie kończącej się nocy…

— …Wtedy, a było to w dniu, kiedy Pan wydał Amorejczyków w ręce synów izraelskich, powiedział Jozue do Pana wobec Izraela: Słońce, zatrzymaj się w Gibeonie, a ty, księżycu, w dolinie Ajalon! I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, dopóki naród nie zemścił się na swoich nieprzyjaciołach. Czyż nie jest to zapisane w Księdze Powtórzonego Prawa? I zatrzymało się słońce pośrodku nieba, i nie spieszyło się do zachodu nieomal przez cały dzień…

— …zaskakująca kulminacja kampanii prowadzonej przez Thomasa Dayidsona z Reno w Newadzie, zwanego powszechnie Thomasem Prorokiem. Ten samozwańczy apostoł pokoju z rozczochraną brodą i długimi włosami doprowadził swą krucjatę wiary do punktu kulminacyjnego w postaci światowego programu równoczesnej modlitwy, która wydaje się przyczyną…

Hej, strażniku, czy promienie Są zwiastunem nam wesela? Tak, wędrowcze, są spełnieniem Obietnic dla Izraela.

— Thomas, czy słyszysz, co oni śpiewają? — mówi Kraft ostro. — Musisz do nich przemówić. Ty ich w to wrobiłeś. Teraz chcą, żebyś powiedział im, jak z tego wybrnąć.

— Jeszcze nie, Saul.

— Nie możesz przegapić tej chwili. Udowodnij im, że Bóg wciąż przemawia przez ciebie!

— Kiedy Bóg będzie gotów przemówić — odpowiada lodowato Thomas — wypowiem Jego słowa. Nie wcześniej.

Thomas patrzy na Krafta i szuka innej stacji.

— …kontynuował spotkania w Waszyngtonie, ale nie ogłoszono żadnego komunikatu. Tymczasem w ONZ…

— …oto On nadchodzi wśród chmur i ujrzy Go każde oko i wszystkie ludy świata łzy będą wylewać przez Niego. Amen…

— …zanotowano też przypadki rabunków w Caracas, Mexico City, Oakland i Vancouver. Na oświetlonej półkuli nie zanotowano większych niepokojów, chociaż nie potwierdzone doniesienia z Moskwy…

— …i kiedy to, bracia, słońce zatrzymało się? O szóstej rano, bracia, o szóstej czasu jerozolimskiego! A którego dnia to się stało? Oczywiście szóstego czerwca. Szóstego dnia, szóstego miesiąca! Sześć — sześć — sześć! A co mówią nam święte księgi, moi umiłowani, w rozdziale trzynastym Apokalipsy? Z morza wyjdzie smok mający siedem głów i dziesięć rogów, a na jego głowach siedem diademów i święte księgi wspominają jeszcze, o umiłowani, numer owego smoka, który jest sześćset sześćdziesiąt sześć i znów napotykamy owe znamienne cyfry — sześć, sześć, sześć! Któż może zaprzeczyć, że nie są to nasze ostatnie dni, że nadchodzi czas Apokalipsy? W tym czasie rozpaczy i ognia siedząc na tej zmartwiałej planecie, czekając na Jego sąd, musimy…