Выбрать главу

W końcu rozum przegrał. Byłem roztrzęsiony, wytrącony z równowagi, zdemoralizowany. Najmniej spodziewane osoby opowiadały się po stronie Thomasa Proroka i czułem się w coraz większym stopniu odizolowany, zimny człowiek o kamiennym sercu, wiejski ateista krzywiący się na widok wieńców, przybijanych na drzwiach na Boże Narodzenie. Do ostatniej chwili nie wiedziałem, co zrobię, ale kiedy nadeszła godzina, znalazłem się sam w swoim gabinecie, zamknąłem drzwi na klucz, aby odseparować się od żony i dzieci — którzy stwierdzili, że i tak będą uczestniczyć w modlitwie — i padłem na kolana z policzkami płonącymi rumieńcem, a usta moje poruszały się wymawiając słowa modlitwy. Modliłem się. Na całym świecie miliardy wierzących modliły się wraz ze mną. Modliłem się zakłopotany własną słabością, a ból i wstyd ściskały mnie za gardło. Pan wysłuchał nas i dał Znak. Przez jeden dzień i przez jedną noc Ziemia nie poruszała się wokół Słońca i wokół własnej osi. Prawa bezwładności uległy zaprzeczeniu, podobnie jak moje poglądy. Następnie Ziemia ruszyła w dalszą drogę, jak gdyby nie zdarzyło się nic niezwykłego. Wyobraźcie sobie moją rozterkę. Chciałbym znowu spotkać owych irlandzkich chłopców. Powinienem ich przeprosić.

Rozdział 4

Thomas naucza na rynku

Słyszą, co mówicie. Mówicie, że jestem prorokiem, mówicie, że jestem świętym. Niektórzy nawet twierdzą, że jestem Synem Bożym, który ponownie pojawił się na Ziemi. Mówicie, że spowodowałem, iż Słońce zatrzymało się nad Jerozolimą. Otóż nie. Uczynił to Bóg Wszechmogący, Pan Zastępów. To Jego wola okazana w odpowiedzi na wasze modlitwy. Ja jestem jedynie drogą, po której wędrują do Niego wasze modlitwy. Nie jestem żadnym świętym. Nie jestem Synem Bożym. Nie jestem nikim, za kogo mnie uważacie. Jestem po prostu Thomas. Kim jestem?

Jestem tylko głosem, rzecznikiem, narzędziem, za pomocą którego ujawniła się Jego wola. Nie prezentuję tu przed wami, przyjaciele, swojej skromności. Chcę, żebyście dojrzeli prawdę. Kim jestem?

Powiem wam, kim byłem, chociaż to już i tak wiecie. Byłem bandytą, byłem złym człowiekiem. Postępowałem wbrew prawu. Byłem zabójcą, kłamcą, pijakiem, oszustem! Robiłem, co chciałem. Sam stanowiłem własne prawa. Gdyby mnie złapano, na pewno nie prosiłbym o litość. Plułbym na sędziów i przyjmowałbym wyroki z podniesioną głową, ale nigdy nie zostałem złapany, ponieważ miałem szczęście i ponieważ mamy takie czasy, że złym ludziom dobrze się powodzi^ źli ludzie kwitną, a cnotliwi są wdeptywani w błoto. Byłem poza prawem! Thomas — przestępca. Thomas — bandyta szydzący z prawa. Zło było moją religią przez cały czas, kiedy posługiwałem się miotaczami płomieni w Brazylii, kiedy drenowałem wasze kieszenie w naszych miastach, kiedy dokonywałem oszustw komputerowych. Jeżeli człowiek kiedykolwiek należał do Szatana, to byłem nim ja. I co się wtedy stało? Pan przyszedł do Szatana i powiedział: Szatanie, oddaj mi Thomasa, potrzebuję go. I Szatan oddał mnie Jemu, ponieważ Szatan jest również sługą Bożym.

I Pan wziął mnie i potrząsnął mną, i powiedział: — Thomas, jesteś śmieciem!

A ja powiedziałem: — Wiem o tym, Panie, ale kto mnie takim uczynił?

A Pan zaśmiał się i powiedział: — Jesteś odważny, Thomas, jeżeli odpowiadasz mi w ten sposób. Lubię ludzi odważnych. Ale mylisz się, przyjacielu. Dałem ci możliwość bycia świętym lub grzesznikiem, a ty wybrałeś grzech z własnej woli! Czy myślisz, że trudziłbym się tworząc złych ludzi? Ja nie tworzę marionetek. Tworzę istoty ludzkie. Dałem ci wybór, a ty wybrałeś zło. Czyż nie tak, Thomas? Czy to nie jest prawda?

A ja powiedziałem: — Tak, Panie, może to i prawda. Nie wiem.

I Pan Bóg znów się na mnie rozgniewał i znów mną potrząsnął, a kiedy się pozbierałem, miałem rozciętą wargę i krew mi kapała z nosa, a Pan zapytał jak bym postąpił, gdybym mógł zacząć wszystko od początku, a ja popatrzyłem Mu w oczy i powiedziałem: — Panie, jak dotąd zło bardziej mi się opłacało. Pędziłem wygodne życie, miałem wszystkie swoje radości i nie spędziłem ani dnia za kratkami. Powiedz mi zatem, Panie, dlaczego nie miałbym być dalej grzesznikiem, skoro dotąd wszystko mi się udawało?

A On odrzekł: — Ponieważ już wszystko zrobiłeś, a teraz czas, żebyś zrobił coś innego.

— A co takiego, Panie? — spytałem.

— Chciałbym, żebyś zrobił dla mnie coś ważnego, Thomas — odparł Pan. — Świat pełen jest ludzi, którzy utracili wiarę, którzy nie mają żadnej nadziei, którzy uznali, że już nie warto próbować i że nadchodzi koniec świata. Chciałbym jakoś dotrzeć do tych ludzi i powiedzieć im, że się mylą. Chciałbym pokazać im, że mogą wziąć swój los we własne ręce i jeżeli wierzą w siebie i we Mnie, mogą zbudować lepszy świat.

— To łatwe, Panie — odparłem. — Dlaczego nie ukażesz się na niebie i nie powiesz im tego sam, jak to powiedziałeś mnie?

A On roześmiał się i powiedział: — O, nie, Thomas. To za łatwe. Powiedziałem ci, że nie tworzę marionetek. Oni muszą chcieć odrzucić rozpacz. To oni muszą zrobić pierwszy krok. Czy rozumiesz Mnie, Thomas?

— Tak, Panie, ale co ja mam zrobić?

A On powiedział: — Idź do nich, Thomas. Opowiedz im o swoim zmarnowanym, bezużytecznym, sprzecznym z zasadami życiu i o tym, jak Pan dał ci szansę dokonania dla odmiany czegoś wartościowego, a ty pokonałeś własne zło i skorzystałeś z okazji. Następnie wezwij ich, by zebrali się i modlili o przywrócenie wiary i poproś o znak. Jeżeli cię wysłuchają, jeżeli będą się szczerze modlić, to obiecuję, że znak będzie dany, że ujawnię swoją obecność i wszystkie wątpliwości znikną i opadną łuski z ich oczu. Czy zrobisz to dla mnie, Thomas?

Otóż, przyjaciele, wysłuchałem Pana i stwierdziłem, że cały drżę i zlany jestem potem i w mgnieniu oka nie byłem już dawnym, brudnym Thomasem. Byłem kimś nowym i czystym. Byłem człowiekiem o szczytnych celach, człowiekiem wierzącym w coś większego i lepszego niż własna zachłanność i własne pragnienia. Tak zmieniony przyszedłem do was. Opowiedziałem wszystko. Dalszy ciąg znacie, jak to zebraliśmy się dobrowolnie i oddaliśmy Mu nasze serca i jak On uczynił dla nas cud dwa tygodnie temu, dając nam znak, i od tej pory patrzy na nas.

Cóż jednak teraz możemy zobaczyć, teraz, jak już znak został nam dany? Cóż możemy zobaczyć?

Gdzież jest nowy świat wiary? Gdzież jest ten nowy sen o nadziei? Czy ludzie stoją ramię przy ramieniu chwaląc Pana i pracują razem dla osiągnięcia światłości?

Cóż więc widzimy? Widzimy gnijącą planetę, sczerniałą

1 popękaną aż do rdzenia. Widzimy raka zwątpienia. Widzimy wirusa zamętu. Widzimy, że znak Jego jest opacznie tłumaczony na każdym kroku, a jego piękno jest zdeptane i zniszczone.

Wciąż widzimy wymalowanych szaleńców tańczących i bijących w bębny, wrzeszczących, że świat się skończy pod koniec tego 1999 roku. Cóż to za szaleństwo? Czyż Bóg nie przemówił? Czyż nie przekazał nam radosnej nowiny? Bóg jest z nami. Bóg jest dobry. Dlaczego Miłośnicy Apokalipsy nie zaakceptowali prawdy Jego znaku?

Gorzej! Codziennie pojawiają się nowe szaleństwa! Czym są owe kulty pojawiające się wśród nas? Kim są ci ludzie, którzy żądają od Boga, aby powrócił i przedstawił swoje zamiary, jak gdyby znak im nie wystarczał? Kim są owi tchórzliwi bluźniercy, którzy twierdzą, że winniśmy paść w trwodze i wylewać łzy żalu, ponieważ przywołaliśmy nie Boga, lecz Szatana i zmierzamy ku zagładzie? Popatrzcie na wyniosłych przedstawicieli kleru, którzy odziani w szaty kapłańskie i lśniące tiary usiłują wyjaśnić znak jakimś zjawiskiem natury. Cóż to za słowa? Czy rzeczywiście pochodzą od sług Bożych? Popatrzcie na dawnych bezbożników, którzy wrzeszczą jak przerażone małpy, ponieważ ich bezbożność została im wydarta! Cóż widzimy? Widzimy wszędzie szaleństwo i trwogę, chociaż wszędzie powinniśmy widzieć radość.