Выбрать главу

— Dziękuję. A jakie są inne atrakcje związane z odejściem?

— Odchodzący zazwyczaj poszukują przeżyć, które ominęły ich wcześniej lub powtarzają te, które dały im najwięcej satysfakcji. Jeżeli jest jakieś specjalne danie, które pan lubi…

— Nigdy nie byłem smakoszem.

— Dzieła muzyczne, których chciałby pan jeszcze raz wysłuchać, przeżyć…

— Takie by się znalazły — powiedział Staunt. — Niezbyt wiele. Większość mnie nudzi. Kiedy Mozart, Bach i Beethoven zaczynają człowieka nudzić, to znaczy że czas odejść. Czy pan wie, że nawet Staunt wydaje mi się coraz mniej interesujący?

Doktor James nie uśmiechnął się.

— Może być pan pewien, że mamy w programie każdy rodzaj muzyki i jeżeli zauważy pan, że czegoś nie ma, a powinno być, mam nadzieję, że pan nas zawiadomi. To samo dotyczy książek. Ekran wyświetli panu dowolną pracę w dowolnym języku. Wystarczy tylko zamówić. Wielu odchodzących korzysta z okazji, by wreszcie przeczytać Wojnę i pokój czy Ulissesa.

— Lub Encyklopedię Brytannica od „Aardwark” do „Zwingli”.

— Panu zdaje się, że to żart, ale jakieś pięć lat temu mieliśmy tu pacjenta, który chciał właśnie tego dokonać.

— Jak daleko zajechał? — zainteresował się Staunt. — Do „Antymonu”, „Betelgezy”?

— Zdaje się, że do „Magnetyzmu”. Studiował bardzo pilnie.

— Ja też może trochę poczytam, panie doktorze. Może nie encyklopedię, ale przynajmniej Hallama, może Montaigne’a, może Hobbesa i może Bena Jonsona. Od sześćdziesięciu lat chciałem przeczytać Bena Jonsona. To chyba moja ostatnia szansa.

— Do innych możliwości należy ożywienie pamięci.

— Co to jest?

— Chemiczna stymulacja ośrodków pamięciowych. Pozwala przypomnieć sobie rzeczy, o których nie myślał pan przez ostatnie osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat. Przywołuje obrazy, zapachy i kolory wcześniejszych doświadczeń w sposób szczególnie żywy. W pewnym sensie jest to podróż w przeszłość. Nie znam żadnego z odchodzących, który po takim doświadczeniu nie wpadł w rodzaj radosnej ekstazy.

— Myślę, że taki eksperyment może być całkiem bolesny — zastanowił się Staunt. — Niepokojący, przygnębiający.

— Wcale nie. Nigdy. Emocje wspominane są w spokoju. Przeżycia mogły być swego czasu bolesne, ale ich wspomnienia nie. Stymulacja pozwala pogodzić się z tym, co się stało. Znałem ludzi, którzy poprosili o odejście w godzinę po stymulacji i to nie ze względu na to, że byli w depresji, ale żeby odejść w dobrym nastroju.

— Pomyślę o tym — powiedział Staunt.

— Poza wspomnianymi propozycjami, program odejścia zupełnie nie jest zaplanowany. Sam pan o nim decyduje. Będzie pana odwiedzać rodzina, będą przyjeżdżać przyjaciele, będą przyjęcia pożegnalne dla poszczególnych odchodzących i w końcu za miesiąc, za sześć miesięcy, w wybranym przez pana terminie odbędzie się przyjęcie pożegnalne dla pana, no i pan odejdzie. Wie pan, panie Staunt, że codziennie przeżywam podniecenie pracując z tymi wspaniałymi odchodzącymi, pomagając im pięknie przeżyć ostatnie tygodnie i obserwując pogodny nastrój, w jakim odchodzą. Moje odejście nastąpi za jakieś dziewięćdziesiąt, a może nawet sto lat, a jednak, w pewnym sensie, już na nie czekam. Odczuwam pewną niecierpliwość, wiedząc, że najszczęśliwsze godziny mojego życia nastąpią u jego końca. Odejść w pełni zdrowia, odejść dobrowolnie z tego świata w atmosferze spokoju i spełnienia, ze świadomością zakończenia dobrze przeżytego życia najszlachetniejszym z uczynków, pozwalając, by koło obróciło się i udostępniając miejsce młodym. Jakże to wspaniałe!

— Chciałbym — powiedział Staunt — zinstrumentować pańską arię. Drżące tremolo smyczków, żałosne zawodzenie obojów, harfy, sześć harf wydających niebiańskie dźwięki, a później wielkie crescendo puzonów i rogów, narastająca muzyka Walhalli…

— Mówiłem panu, że nie bardzo znam się na muzyce — powiedział doktor James zakłopotany.

— Przepraszam. Nie powinienem z pana żartować. Zgadzam się, że jest to piękne i wspaniałe. Czuję się szczęśliwy, że tu jestem.

— To miło, że pan jest z nami — powiedział doktor James.

Rozdział 6

Staunt nie miał ochoty na kolację we wspólnej jadalni. Odbył długą podróż, przekroczył kilka stref czasowych i nie miał apetytu. Zamówił lekki posiłek, sok, zupę i owoce i kolacja pojawiła się prawie natychmiast przesłana podziemnym systemem transportowym. Zjadł niewiele. Zanim odejdę, obiecywał sobie, zjem befsztyk w sosie pieprzowym, ślimaki, baraninę w curry i inne rzeczy, którymi się nie interesowałem, kiedy byłem młody i mogłem je strawić. James daje mi szansę. Dlaczego z niej nie skorzystać? Stanę się przedśmiertelnym smakoszem, nawet jeżeli miałoby to mnie zabić. Lepiej odejść tak, niż wypić jakiś płyn bez smaku, który dają na koniec.

Po kolacji zapytał, gdzie jest Bollinger.

— Pan Bollinger pojechał do domu — powiedziano Stauntowi. — Wróci pojutrze. Będzie spędzać z panem każdego tygodnia po trzy dni.

Staunt zrozumiał, że nierozsądnie było wymagać, aby przewodnik poświęcił mu cały swój czas. Mógł przynajmniej jednak zostać przez pierwszą noc. Może jednak odchodzący powinien sam przystosować się do życia w Domu Pożegnań.

Bawił się terminalem usiłując zbadać jego możliwości. Przez pewien czas słuchał mniej znanej muzyki, średniowieczne utwory organowe, sonaty Hummela, osiemnastowieczne opery niemieckie, muzykę elektroniczną z połowy dwudziestego wieku. Trudno było przelicytować komputer. Zdawało się, że komputer miał dostęp do wszystkich utworów, jakie kiedykolwiek były nagrane.

Następnie Staunt zainteresował się książkami. Poprosił o Hobbesa, Hallama, Montaigne’a i Jonsona. Nie życzył sobie wyświetlenia, ale wydruku, żeby mieć własne egzemplarze i po kilku minutach nowe, szeleszczące stosy kartek zaczęły pojawiać się dostarczane poprzez ten sam system transportowy, który wcześniej podał mu kolację. Odłożył książki na bok nie oglądając ich. Zastanawiał się nad telefonami. Może do córki, może do kilku przyjaciół. Wszyscy mieszkali jednak albo na wschodzie, albo w Europie, a różnica czasu powodowała, że było tam już bardzo późno. Staunt odrzucił więc pomysł telefonowania do kogokolwiek. Popadł w ponury nastrój. Po co przyjechał tu do tych trzech małych plastikowych pokoików na pustyni opuszczając wygodny dom, swoje zbiory sztuki, swój ogród, książki? Zostawił wszystko dla tej mdłej stacyjki w połowie drogi do śmierci. Mógłbym zadzwonić do doktora Jamesa i powiedzieć, że chciałbym odejść zaraz. Zaoszczędziłbym kłopotów personelowi, zaoszczędziłbym pieniędzy podatników, oszczędziłbym rodzinie kłopotów i rytuałów pożegnalnych. Jak właściwie człowiek odchodzi? Był przekonany, że używano trucizny. Coś miłego i słodkiego i człowiek zasypia. Spokojna śmierć, jak u Sokratesa. Po prostu chłód wspina się szybko od nóg do serca. Dziś wieczorem. Odejść dziś wieczorem.

Nie.

Muszę rozegrać tę grę prawidłowo. Muszę odejść elegancko.

— Chciałbym, żeby ktoś pokazał mi drogę do sali rekreacyjnej — powiedział do terminalu.

Panna Ełliot, pielęgniarka, pojawiła się, jak gdyby czekała pod drzwiami. O ile Staunt mógł to jeszcze ocenić, była przystojna, złotowłosa, z obfitym biustem. Miała jasną skórę i duże, szkliste, błękitne oczy. Było w niej jednak coś odległego, bezosobowego, mechanicznego. Była prawie jak robot.

— Sala rekreacyjna? Oczywiście, panie Staunt. Podała mu rękę. Chciał zrezygnować z jej pomocy, ale pamiętając swoje trudności z dojściem do ośrodka, rozmyślił się. Szedł opierając się na niej. Akceptuję w ten sposób swoją śmiertelność, przyspieszam swój upadek — pomyślał.