Выбрать главу

Jego partner, Posada, ten za kierownicą, silił się na taki sam szyk, ale mu nie wychodziło. Był zbyt wątły, ze zbyt wydatnym jabłkiem Adama. Obaj mieli wąsy, ale te Posady były wymuskane i trochę komiczne, jak u francuskiego kelnera z komedii z Carym Grantem.

Sturtz wyszczerzył zęby. Zawsze się cieszył na jego widok. Ig nigdy nie cieszył się na widok policjantów, a najbardziej unikał Sturtza i Posady, którzy od śmierci Merrin zrobili sobie z prześladowania Iga hobby. Zatrzymywali go za przekroczenie limitu prędkości o dziesięć kilometrów, przeszukiwali jego samochód, wlepiali mu mandat za śmiecenie, włóczenie się, życie.

– Nic. Stoję sobie – powiedział Ig.

– Stoisz sobie od półgodziny! – zawołał do niego Posada, wysiadając z radiowozu. – Mówisz do siebie. Kobieta, która mieszka w okolicy, kazała dzieciom wejść do domu, bo się ciebie przestraszyła.

– Pomyśl, jak by spanikowała, gdyby wiedziała, kto to jest – szydził Sturtz. – Miejscowy zboczeniec i podejrzany o morderstwo.

– Myśl pozytywnie, nie zabił żadnych dzieci.

– Na razie.

– To ja już pojadę – odezwał się Ig.

– Zostaniesz – oznajmił Sturtz.

– Co zamierzasz? – spytał go Posada.

– Chcę go za coś posadzić.

– Za co?

– Nie wiem. Za cokolwiek. Coś mu podłożyć. Torebkę koki. Niezarejestrowaną broń. Cokolwiek. Szkoda, że nic nie mamy. Strasznie chciałbym się do niego dobrać.

– Jak tak gadasz świństwa, mam ochotę pocałować cię w usta – rzekł Posada.

Sturtz skinął głową, niezrażony tym wyznaniem. Wtedy Ig przypomniał sobie o rogach. Znowu się zaczynało, jak z lekarzem i pielęgniarką, Glenną i Allie Letterworth.

– Tak najbardziej – dodał Sturtz – to chciałbym go za coś zgarnąć i zmusić, żeby się zaczął awanturować. Miałbym pretekst, żeby mu powybijać wszystkie pierdolone zęby z tej żałosnej mordy.

– O tak. Chciałbym to zobaczyć – stwierdził Posada.

– Wiecie w ogóle, co mówicie? – spytał Ig.

– Nie – przyznał Posada.

– Tak jakby. – Sturtz zmrużył oczy. – Rozmawiamy, czy powinniśmy cię zgarnąć dla samej radochy, ale nie wiem dlaczego.

– Nie wiesz, dlaczego chcesz mnie zgarnąć?

– A nie, to wiem. Nie wiem, dlaczego o tym mówimy. Na ogół nie poruszam takich spraw.

– Dlaczego chcecie mnie zgarnąć?

– Przez tę twoją pedalską minę. Ta pedalska mina mnie wkurza. Nie przypadam za ciotami – oznajmił Sturtz.

– A ja chcę cię zgarnąć, bo może zaczniesz się szarpać, a wtedy Sturtz cię położy na masce samochodu, żeby cię skuć – powiedział Posada. – I będę miał pod co walić konia. Tylko że wyobrażę was sobie nagich.

– Więc nie chcecie mnie zgarnąć dlatego, że waszym zdaniem upiekło mi się zabicie Merrin?

– Nie, nawet cię o to nie podejrzewam – odparł Sturtz. – Cipa z ciebie, od razu byś się przyznał.

Posada parsknął śmiechem.

– Połóż ręce na dachu samochodu – rozkazał Sturtz. – Chcę zajrzeć tu i tam. Zrewidować ci tył.

Ig z ulgą odwrócił się od nich i rozpostarł ramiona na dachu samochodu. Przycisnął czoło do szyby od strony kierowcy. Chłodne szkło go koiło.

Sturtz podszedł do bagażnika. Posada stanął za Igiem.

– Potrzebuję jego kluczyków – rzucił Sturtz.

Ig sięgnął prawą dłonią do kieszeni.

– Ręce na dachu! – powstrzymał go Posada. – Ja je wezmę. Która kieszeń?

– Prawa.

Posada wsunął dłoń do kieszeni Iga i zamknął palce na kluczykach. Wyciągnął je i rzucił Sturtzowi, który otworzył bagażnik.

– Chciałbym znowu włożyć rękę do twojej kieszeni – odezwał się Posada. – I nie wyjmować. Nie masz pojęcia, jak mi trudno nie wykorzystywać prawa do obmacywania. Ale mi się powiedziało. Rewidowania. Ha. Nie sądziłem, jak często będę musiał skuwać wysportowanych, półnagich mężczyzn. Muszę się przyznać, że nie zawsze byłem grzeczny.

– Powinieneś wyznać Sturtzowi, co do niego czujesz – powiedział Ig. W tej samej chwili jego rogi zapulsowały.

– Myślisz? – Posada był zaskoczony, lecz zaciekawiony. – Czasem myślałem… ale nie, pewnie by mi przywalił, aż bym się zesrał.

– A skąd. Na pewno na to czeka. Jak myślisz, dlaczego rozpina ten guzik na piersi?

– Zauważyłem, że zawsze tak chodzi.

– Po prostu rozepnij Sturtzowi rozporek i zrób mu laskę. Zaskocz go. Niech ma niespodziankę. Pewnie czeka, aż zrobisz pierwszy ruch. Ale nie rób nic, dopóki nie odjadę, dobrze? To tylko wasza sprawa.

Posada otoczył usta dłonią i tchnął w nią, sprawdzając oddech.

– Szlag by to – mruknął. – Nie umyłem zębów. – Strzelił palcami. – Ale w schowku mam gumę.

Odwrócił się i pobiegł do radiowozu, mamrocząc pod nosem. Bagażnik trzasnął. Sturtz wrócił niespiesznie do Iga.

– Chciałbym mieć powód, żeby cię aresztować. Chciałbym, żebyś podniósł na mnie rękę. Mógłbym skłamać, że mnie obmacywałeś. Zrobiłeś mi propozycję. Zawsze uważałem, że wyglądasz ciotowato. Kręcisz tyłkiem i masz takie spojrzenie, jakbyś się chciał rozpłakać. Nie wierzę, że Merrin Williams cię wpuściła do łóżka. Ten, kto ją zgwałcił, pewnie zafundował jej pierwsze dobre rżnięcie w życiu.

Ig miał wrażenie, że w gardle utknął mu kamień.

– Co byś zrobił – spytał – gdyby dotknął cię mężczyzna?

– Wsadziłbym mu latarkę w dupę. Niech homoś ma, jak tak lubi. – Potem zastanowił się i dodał: – Chyba że byłbym pijany. Wtedy pewnie dałbym zrobić sobie laskę. – Znowu się zastanowił, po czym spytał z nadzieją: – Chcesz mnie dotknąć, żebym mógł ci wsadzić…

– Nie. Ale chyba masz rację co do gejów. Trzeba im wyznaczyć granicę. Jak raz pozwolisz homosiowi się dotknąć, ludzie powiedzą, że sam też jesteś homosiem.

– Wiem, że mam rację. Nie musisz mi mówić. Skończyliśmy, jedź. Nie chcę cię znowu przyłapać pod tym mostem, jasne?

– Tak.

– Tak naprawdę to chcę cię przyłapać. Z prochami w samochodzie. Rozumiesz?

– Tak.

– To w porządku. O ile się rozumiemy. A teraz spadaj. – Sturtz rzucił kluczyki na żwir.

Ig zaczekał, aż policjant odejdzie, po czym podniósł je i usiadł za kierownicą. Po raz ostatni zerknął na radiowóz w lusterku wstecznym. Sturtz siedział już na fotelu pasażera, trzymając oburącz formularz na podkładce. Wpatrywał się w niego ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się, co wpisać. Posada spoglądał na niego z tęsknotą i pożądaniem. Gdy Ig ruszył, Posada oblizał wargi, pochylił się i zniknął pod deską rozdzielczą.

ROZDZIAŁ 6

Pojechał nad rzekę, żeby obmyślić plan, lecz po całym tym myśleniu miał w głowie taki sam mętlik jak godzinę temu. Pomyślał o rodzicach i nawet przejechał parę przecznic w stronę ich domu, ale potem nerwowo obrócił kierownicą, skręcając w boczną uliczkę. Potrzebował pomocy, a nie sądził, żeby mogli mu jej udzielić. Wolał nie myśleć, co mógłby dostać od nich… z jakich potajemnych pragnień mogliby mu się zwierzyć. A jeśli jego matkę toczy żądza rżnięcia się z małymi chłopcami? Albo ojca?

A poza tym od śmierci Merrin coś się między nimi zmieniło. Cierpieli, widząc, co się z nim dzieje. Nie pytali, jak mu się żyje, ani razu nie odwiedzili mieszkania Glenny. Glenna spytała, dlaczego nigdy nie spotkają się na obiedzie, i zarzuciła Igowi, że się jej wstydzi, co było prawdą. Bolało ich także, że przez niego na ich nazwisko padł cień, ponieważ całe miasto wiedziało, że to Ig zgwałcił i zamordował Merrin Williams, a upiekło mu się, bo jego bogaci i ustosunkowani rodzice zadzwonili do kogo trzeba i ukręcili łeb sprawie.

Jego ojciec był przez jakiś czas gwiazdą drugiego gatunku. Grał z Sinatrą i Deanem Martinem, brał udział w ich nagraniach. Pod koniec lat sześćdziesiątych i na początku siedemdziesiątych nagrał też własne płyty dla Blue Tone – cztery – a jego marzący, wyrafinowany kawałek zatytułowany „Fishin' with Pogo" znalazł się na liście stu największych hitów. Ojciec ożenił się z tancerką z Vegas, wystąpił gościnnie w telewizyjnych programach, w paru filmach i w końcu zamieszkał w New Hampshire, żeby mama Iga miała blisko do rodziny. Później został sławnym profesorem w Berklee College of Music, od czasu do czasu grającym w Boston Pops Orchestra.