Выбрать главу

– Jak najbardziej. No nic, zobaczymy, co życie przyniesie. Jeżeli on ma taki szlachetny charakter, jak go malują, to może nie będzie utrudniał. Dojeżdżamy, możemy budzić kolegów ekipę.

Dwa dni później – a była to niedziela – Eulalię obudził telefon.

– Lala? Przepraszam, że ja tak wcześnie, pewnie jeszcze śpisz… Mówi twój brat. Na wypadek gdybyś mnie nie poznała po głosie, informuję.

– Dlaczego zawsze dzwonisz w niedzielę o tej porze, ty degeneracie bez uczuć wyższych?

– Helenka wraca do kraju, chciałem cię zawiadomić.

– A nie mogłeś dwie godziny później?

– W zasadzie mogłem… Popatrz, nie przyszło mi to do głowy.

– Wszystko rozumiem. Radość z tego, że ukochana żona cię opuszcza, pozbawiła cię zdrowego rozsądku. Czy ona pojedzie na Jagiellońską, czy od razu zamierza założyć u mnie swoją kwaterę główną?

– Obawiam się, że przyjedzie do ciebie…

– No i z czego tu się śmiać?

– Nie, nie, ja cię przepraszam, ja ci naprawdę współczuję…

– Atanazy! Kiedy ty wreszcie będziesz mężczyzną i zaczniesz ją lać albo coś w tym rodzaju? Żeby zaczęła cię szanować? Oraz wykonywać twoje polecenia?!

– Być może zacznę o tym myśleć poważnie – obiecał Atanazy.

– A jak tam Marysia?

– W porządku. W ogóle wszystko w porządku. Ty, słuchaj, a jakbyś tak pomyślał o powrocie?

– Myślę cały czas, ale bardzo niechętnie. Nie martw się, Lala, ona ten remont szybko zrobi. Masz dla niej tę ekipę?

– O cholera. Nie mam.

– Obiecałaś! Ja cię proszę, postaraj się, bo ona będzie myślała, że ją oszukałem, żeby szybciej wyjechała…

– Mogą być kłopoty. Spróbuję. Kiedy ona tu będzie?

– Jutro, bo jedzie ze znajomymi ludźmi samochodem.

– To oni tam tyle czasu wszyscy siedzieli?

– Nie, to nie są ci, z którymi przyjechała. Tamci byli dwa tygodnie. No dobrze, całuję cię, kochana siostrzyczko, jakbyś kiedyś była w kłopotach, to licz na mnie.

– Jestem w kłopotach – powiedziała żałośnie Eulalia, ale jej brat już odłożył słuchawkę.

Ponieważ wyglądało na to, że już nie uda jej się zasnąć, wykorzystała moment, kiedy obie łazienki były wolne, wybrała wygodniejszą i urządziła sobie dwie godziny odnowy biologicznej, nie bacząc na protesty rodziny, która tymczasem wstała i chciała się kąpać. Niezadowolonych kierowała pod prysznic w drugiej łazience i cynicznie polecała sporządzić tam grafik.

Po śniadaniu, kiedy już przycichło gremialnie wyrażane niezadowolenie, zawiadomiła rodzinę oraz obecnych na herbacie Paulinę i Roberta, że od jutra trzeba będzie się ścieśnić.

– Przyjeżdża twoja mama, Marysiu.

– Świetnie – ucieszyła się kochana córeczka. – Jestem ciekawa, co mi mama przywiezie w prezencie!

– Ścieśnić! – Balbinę prawie zatchnęło, a Paulina skuliła się na krześle. – Jak ty to sobie wyobrażasz?

– Bardzo prosto. Paulina i Robert zostają tam, gdzie są, Sławka zajmuje bokówkę, Kuba zostaje na kanapie w salonie, ojciec wraca do sypialni, Marysia będzie spała z mamą w pokoju Sławki.

Ojciec spojrzał na nią nieco speszony. Prawdopodobnie nie miał pojęcia, że ona wie, że on sypia w bokówce i pewnie dlatego rano zawsze z większym trudem schodzi ze schodów. Nareszcie będzie mógł spać wyprostowany, biedaczek.

– No cóż – powiedziała Balbina, wciąż dosyć nadęta. – Można i tak. Ja jednak chciałabym zapytać młodych ludzi, jak długo zamierzają tak koczować po obcych.

– Mamo!

– Pani ma rację – powiedział cicho Robert. Paulina skuliła się jeszcze bardziej. – Nie powinniśmy tyle czasu żerować na pani uprzejmości. Ja… rozejrzę się za mieszkaniem.

– A masz forsę na to mieszkanie?

– Na razie nie, ale coś wymyślę…

– Dosyć długo myślisz, młody człowieku! – wyraziła dezaprobatę gniewna Balbina.

– Mamo! Proszę cię! Robercie, porozmawiamy później na ten temat. Mamo, przyjmij do wiadomości, że dopóki Poła i Robert są w potrzebie, będą mogli tu mieszkać. Oraz liczyć na naszą pomoc.

– Bardzo wygodnie! prychnęła Balbina. – Dorośli ludzie!

Bliźniaki spojrzały po sobie.

– Ja może bym miała rozwiązanie… – szepnęła niewinnie Sława. Oczy zebranych zwróciły się ku niej jak na komendę. Z wyjątkiem oczu brata, który zapewne telepatycznie wiedział, co siostrzyczka wymyśliła.

– Mów, Sławciu – zachęcił ją nieświadomy dziadek. – Mów, dziecinko. Ty zawsze miałaś dobre pomysły.

– Bo w zasadzie teraz mieszkanie na Jagiellońskiej jest wolne – powiedziała pomysłowa dziecinka. – Więc jeśli babcia z dziadkiem chcą nadal u nas mieszkać…

– Oszalałaś! – przerwała jej Balbina, po czym umilkła.

Eulalia postanowiła zakończyć sprawę tym niedopowiedzeniem. Teraz trzeba załatwić jedną ważną rzecz: budowlańców.

– Sławeczko – powiedziała przymilnie. – Mam do ciebie prośbę…

Wszyscy z ulgą przyjęli zmianę tematu.

– Dla ciebie wszystko, mamunia.

– Chciałabym cię prosić, żebyś udała się do sąsiada, do którego ja się nie mogę udać z wiadomych ci względów, i dowiedziała się, jak można się skontaktować z tymi facetami, którzy mu remontowali mieszkanie. Helenka chce robić remont na Jagiellońskiej i potrzebuje szybkich fachowców. Ci byli błyskawiczni.

Sławka pomilczała chwilę.

– Sama nie pójdziesz?

– Wykluczone. A obiecałam Atanazemu, że się dowiem. Tylko że jak ja mu obiecywałam, to nie wiedziałam, kto tu zamieszka. No, bądź dobrym dzieckiem. Możesz iść z Kubą.

– Nie, nie, spokojnie, pójdę sama. Jestem już duża i nie potrzebuję niańki. Właściwie to nawet chętnie go sobie obejrzę, tego twojego gbura. Kiedy mam iść?

– Kiedy chcesz, byle dzisiaj.

– To pójdę od razu.

Na kilka chwil Sławka zniknęła w swoim pokoju, poczym wyszła z niego odziana w swoje ulubione reprezentacyjne szaty w kolorze bladobłękitnym, artystycznie poszarpane tu i ówdzie przy dekolcie i rękawach.

– Peżocik stoi, pan w domu – zaraportował Kuba.

Jego siostra wyszła z pokoju, pozostawiając po sobie subtelny zapach perfum Lancome’a, które podprowadziła Balbinie.

Eulalia zabrała się do sprzątania po śniadaniu, a ponieważ Pola natychmiast zaofiarowała jej pomoc, postanowiła od razu porozmawiać z nią o przyszłości, wykorzystując to zbliżenie, jakie daje wspólne zmywanie i wycieranie filiżanek (zmywała Pola, wycierał Robert, a Eulalia obserwowała to z przyjemnością, bo nie cierpiała ani zmywania, ani wycierania).

Oboje młodzi byli tak wystraszeni wystąpieniem Balbiny, że Eulalia, która rozmawiała z nimi spokojnie i przyjaźnie, natychmiast dowiedziała się, w czym rzecz. Otóż zarówno rodzice Poli, jak i Roberta nie wchodzili w grę jako ewentualne zaplecze mieszkaniowe. Jedni i drudzy wciąż byli wściekli i najwyraźniej czekali, żeby się któreś z młodych załamało. Młodzi nie chcieliby się załamywać, jednakowoż nie stać ich było na wynajęcie mieszkania, a na kupienie tym bardziej.

Niemniej, gdyby sytuacja stała się zupełnie dramatyczna, Robert jest gotów przerwać studia i zająć się pracą. Ma widoki na pracę, owszem, w branży komputerowej, mógłby też nadal robić fuchy jako zdolny kreślarz, oczywiście, też komputerowy, i jako dekorator wystaw, i jeszcze parę rzeczy…

Eulalia poczuła pewien podziw dla zaradności łysego młodziana. Jednocześnie odnosiła wrażenie, że szkoda by było, żeby taki zdolny człowiek przerywał studia. Z powodu dziecka ukochanej, które to dziecko ona ma z kim zupełnie innym.

Dziecko.

Coś jej wpadło do głowy.

– Słuchajcie, kochani. To nie to, żebym była patologicznie wścibska, ale chciałabym wiedzieć, jaki jest status pana Szermickiego w tej sprawie.

– Żaden – powiedział obojętnym tonem Robert. – Ten pan dla nas nie istnieje.

Pola popatrzyła na swojego rycerza z uwielbieniem. Eulalia z ulgą skonstatowała, że Robertowi udało się sprawić, iż sobowtór Pierce’a Brosnana przestał istnieć dla jego wybranki.

– Dobrze – powiedziała. – On sobie może dla was nie istnieć, ale przecież to jest jego dziecko. Czy tak?

– Tak – szepnęła Paulina.

– Czy on się w ogóle nie zainteresował tym, że ma zostać tatusiem?

– On ma rodzinę – szepnęła jeszcze ciszej uwiedziona i porzucona. – Ma dzieci.

– A ty się, Paulinko, uniosłaś honorem?

– Niech pani jej nie męczy – poprosił Robert miękko.

– Nie traktujcie tego jak męczenie, dzieci. Zastanawiam się tylko, czy stać was na takie unoszenie się honorem. Pan Szermicki, o ile wiem, nie należy do źle sytuowanych. Stale zbiera nagrody na jakichś konkursach, stale coś tam realizuje, głównie zresztą za granicą…

– Nie pójdę do niego po pieniądze – żachnęła się Paulina, czerwona jak piwonia.

– Ty nie.

– Ja też nie, proszę wybaczyć – żachnął się Robert.

– Ty też nie. Ja.

– Pani? – Jednobrzmiący okrzyk wyrwał się z dwojga wzburzonych piersi.

– Ja. Pola nie pójdzie, ja ją rozumiem, ona była zaangażowana uczuciowo, poza tym nie będzie się upokarzać. Robert powinien w ogóle pozostać w cieniu i proszę mi tu nie opowiadać, że to tchórzostwo czy coś w tym rodzaju. Ty masz skończyć studia, żeby ci się talent nie zmarnował, bo to by już zupełnie nie miało sensu. Ja nie jestem zaangażowana w żaden sposób, nie mam nic do stracenia, nic złego mnie nie może spotkać.

– Ale czy on w ogóle będzie chciał z panią rozmawiać?

– A dlaczego miałby nie chcieć?

– Bo jest pani osobą postronną.

– Do pewnego stopnia masz rację, Robercie. Ale ja nie pójdę do niego jako osoba postronna. Paulinko, czy zgodziłabyś się, że bym została twoją matką?

– O Boże – powiedziała Paulina. Robert nie powiedział nic, tylko oczy mu błysnęły. Nadzwyczajne, jak on wyprzystojniał bez tych kłaków. Dopóki mu spadały na czoło w strąkach, nie było widać ani tego, że to czoło jest inteligentne, ani tych jasno błyszczących oczu.

– To znaczy, że się zgadzasz. Bardzo dobrze. Postaram się porozmawiać z nim w przyszłym tygodniu. Jak to miło, że pozmywaliście.

W tym momencie do kuchni zajrzał Kuba i zaraportował, że Sławka wraca.