Выбрать главу

Nigdy nie miał zbyt wielu przyjaciół, ponieważ żaden z kolegów nie chciał przesiadywać u niego, jedząc chleb z samym masłem i oglądając czarno-białą telewizję.

Z początku marzył, że zostanie gwiazdorem westernów, takim jak Clint Eastwood. Potem chciał być tajnym agentem, jak Napoleon Solo. Później zmienił zdanie i postanowił zostać architektem. Ale przede wszystkim chciał być bogaty. Chciał swoim dzieciom smarować chleb masłem orzechowym, a do picia dawać im Dr. Peppera.

Jednak kiedy był jeszcze w szkole średniej, jego ojciec otworzył własną firmę ubezpieczeniową i odniósł natychmiastowy sukces. Zanim Jim zdał maturę, jego rodzice przenieśli się do dużego, wygodnego domu w Santa Barbara, a on mógł rozpocząć studia na wydziale anglistyki UCLA, z na pół skrystalizowanym zamiarem, że w przyszłości zostanie pisarzem. Miał samochód i spore kieszonkowe i wydawało mu się, że w końcu jest szczęśliwy.

Ale kiedy był jeszcze na pierwszym roku, pojawiła się kuzynka Laura, która w ciągu paru miesięcy zmieniła całe jego życie. Kiedy Jim widział ją ostatnio, miała zaledwie sześć lat. Teraz była piękną osiemnastoletnią blondynką o długich, lśniących, sięgających do kolan włosach i niebieskich oczach, które go urzekły. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jest taka nieśmiała. Wydawała się wcale nie wierzyć w siebie i zawsze wolała siedzieć w domu i oglądać telewizję, niż pójść gdzieś i zabawić się.

Wziął na siebie rolę jej nieoficjalnego opiekuna. Zabierał ją na plażę, na tańce, na przyjęcia. Był w niej mocno zadurzony, a ona najwyraźniej też go lubiła.

Kiedyś napisał dla niej wiersz, zatytułowany „Moja złotowłosa dziewczyna”. Wręczył go jej, gdy siedzieli na plaży. Przez moment spoglądała na kartkę, a potem oddała mu ją, uśmiechnęła się i nic nie powiedziała.

– Nie podoba ci się? – zapytał.

– Nie wiem – przyznała. – Nie potrafię tego przeczytać.

Wtedy Jim po raz pierwszy zetknął się z dysleksją. Laura była pozbawiona umiejętności werbalnego myślenia. Wszystko przechodziło jej przez głowę jak film bez ścieżki dźwiękowej, gdyż po prostu nie potrafiła połączyć drukowanych słów z przedmiotami, czynnościami czy pojęciami. W szkole nauczyciele i koleżanki traktowali ją jak nieuka lub przygłupa, a kiedyś nauczycielka na oczach całej klasy podarła jej pracę.

W dodatku często była karana za spóźnienia, gdyż dyslektycy nie mają poczucia czasu.

Na drugi dzień Jim poszedł do biblioteki wydziału psychologii i pożyczył dziewięć książek o dysleksji oraz innych dysfunkcjach utrudniających czytanie. Przestudiował je wszystkie i skontaktował się z autorem jednej z nich, profesorem Myronem Daviesem z Boston University. Z pomocą profesora opracował metodę wykorzystującą diagramy i obrazki, która pozwoliła mu nauczyć kuzynkę rozpoznawania słów.

Laura została u Rooków przez całe lato i Jim powoli nauczył ją czytać opowiadania, poematy i artykuły w gazetach. Stała się śmielsza, pewniejsza siebie i zanim wróciła do domu, umiała już czytać całe strony tekstu, nawet jeśli przeczytanie jednej zabierało jej ponad kwadrans.

Jednak nigdy się z nią nie kochał – ani razu. A w grudniu przysłała mu list z życzeniami, w którym napisała, że znalazła sobie nowego chłopca i jest „szaleńczo zakochana”. Napisała też, że zawdzięcza Jimowi „códowne, zópełnie nowe życie”.

Jim przez prawie sześć miesięcy nie mógł się z tym pogodzić i właściwie nigdy się nie pogodził. Aż do śmierci będzie pamiętał, jak wyglądała wtedy na plaży, z tymi ziarenkami piasku na skórze. Ale przynajmniej wiedział już, co chce robić. Nie chciał już być filmowym kowbojem, architektem czy powieściopisarzem. Chciał pomagać dzieciakom, które nie radziły sobie z czytaniem, pisaniem czy matematyką. Obojętnie na czym polegał ich problem – czy jąkały się, miały kłopoty rodzinne czy też zdolność koncentracji komara – wszystkie zasługiwały na pomoc i Jim studiował przez cztery lata, ucząc się, jak im pomóc.

Dojechał do plaży, zaparkował i wyjął z bagażnika prochy pani Vaizey. Zszedł po schodkach i przeszedł po piasku. Ocean wydawał się tego wieczoru dziwnie groźny, fale przypływu pieniły się i lśniły od Palisades Park aż po Municipal Pier.

Jim stanął na brzegu, a woda cofnęła się, jakby w obawie przed nim. Gdy podniósł plastikową torbę, znów podpłynęła, ciepłą falą omywając mu stopy. Odwrócił worek do góry dnem i pył wysypał się, poleciał z wiatrem w ciemność.

Prawie opróżnił torbę, zanim przypomniał sobie, co powiedziała Sharon. „Jest jednak sposób, żeby stał się widoczny i aby zobaczyli go wszyscy”.

Proszek śmierci, właśnie to. Jim przestał rozsypywać szczątki pani Vaizey i przy światłach nabrzeża sprawdził, ile pyłu zostało. Zaledwie wystarczyłoby na wypełnienie dzbanka od kawy. Mimo to mocno zawiązał torbę i zaniósł ją z powrotem do samochodu. Miał przeczucie, że może mu się jeszcze przydać. Z dysleksją Laury uporał się dzięki lekturze fachowych książek i rozmowom z ekspertami – i w ten sam sposób poradzi sobie z wujem Umberem. Walczy z kimś, kto praktykuje czary, musi więc zdobyć odpowiednią wiedzę o magii, magiczne umiejętności i przedmioty. Sharon pożyczyła mu książki, a teraz miał także proszek śmierci. Może, jeśli się postara, sam znajdzie laseczkę loa.

Wsiadł do samochodu i uruchomił silnik.

– Wiesz, kim jesteś? – zapytał sam siebie. – Jesteś wariatem, ot co.

Kiedy wrócił do swojego mieszkania, na automatycznej sekretarce znalazł wiadomość od Susan.

– „Przepraszam, jeśli zareagowałam przesadnie, ale nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłeś. Lubię cię, Jim, jeśli jednak sprawiałam wrażenie, że to coś więcej niż przyjaźń, mogę cię tylko przeprosić. Ale myślę, że od tej pory powinniśmy trzymać się od siebie z daleka, nie uważasz?”

Przesłuchał tę wiadomość trzy razy. Nie mógł pojąć, co się właściwie stało. Wczoraj Susan wydawała się taka chętna. Przytuliła się do niego, powiedziała, że jest cudowny i pocałowała go z języczkiem, a dzisiaj miał się trzymać od niej z daleka. Słyszał, że kobiety są zmienne, jednak to już przesada.

Och, może to i lepiej, pomyślał z rezygnacją. Przynajmniej nie musi biegać i gromadzić map, które mógłby jej pokazać.

Była jeszcze inna wiadomość, od matki Tee Jaya:

– „Dzwonię, żeby panu powiedzieć, jaka jestem wdzięczna za to, co pan zrobił, panie Rook. Uratował pan mojego chłopca. Nadal jest z wujem Umberem, ale przynajmniej oczyszczono go z zarzutu zamordowania biednego Elvina, a to dla mnie najważniejsze”.

Ostatnią wiadomość pozostawił ktoś o głębokim, ponurym, groźnie brzmiącym głosie:

– „Niech pan pamięta o tym, co mi pan obiecał, panie Rook, i nie próbuje wycofać się ze złożonej obietnicy. Mój posłaniec zjawi się niebawem i powie panu, co ma pan robić. Niech pan uważnie wysłucha tego, co ma do powiedzenia…”

Jim nagle poczuł się okropnie głodny, więc poszedł do kuchni. Otworzył lodówkę i przez chwilę patrzył na kawałek starego sera gorgonzola. Potem otworzył kredens i spojrzał na karton przeterminowanych Golden Grahams oraz trzy puszki łososia. Wrócił do telefonu i wystukał numer Pizza Express.

– Cienką i chrupiącą, z dodatkową porcją papryki, chili i sardynkami – powiedział.

Wziął prysznic, włożył koszulkę polo i spodnie, usiadł na kanapie i włączył telewizor.

Nigdy nie był tak zdezorientowany. Okropna śmierć Elvina i jeszcze okropniejsza śmierć pani Vaizey, „dym” i duchy oraz zapowiedź kolejnej tragedii – wszystko to podważy jego dotychczasowe poglądy na życie, śmierć i nadprzyrodzone zjawiska. Wcześniej był przekonany, że śmierć jest kresem wszystkiego. Teraz pokazano mu – w niezwykle gwałtowny i nieoczekiwany sposób – że to tylko inny stan istnienia.