– Myślę? Ja to wiem. Co powiedział panu dziś Chill? Niech mi pan nie mówi, że jeszcze się opiera.
Jim nie odpowiedział. Umber Jones obrzucił go przeciągłym spojrzeniem, a potem puścił jego ręce. Pochylił się i podniósł laskę loa, przesuwając po niej rękę, jakby upewniał się, że nie została uszkodzona. Właśnie ta laska umożliwiała jego duchowi wkraczanie do realnego świata a także zabieranie różnych rzeczy, okaleczanie i zabijanie ludzi. Umber podszedł do swojego ciała, rozchylił palce i włożył laseczkę na swoje miejsce.
– Myślałem, że mogę panu ufać – oświadczył. – Nie wie pan, jak bardzo mnie pan rozczarował. Zawiódł pan też swoich uczniów.
– Nawet nie próbuj krzywdzić moich uczniów.
Umber Jones popatrzył na niego groźnie.
– Nie zdołasz mnie powstrzymać.
– Och, powstrzymam. Znajdę jakiś sposób, możesz mi wierzyć.
– A jeśli każę ci, żebyś sam się pożarł, tak jak zrobiłem to z twoją znajomą?
– Za bardzo mnie potrzebujesz. Jak bez mojej pomocy przekonasz wszystkich tych handlarzy narkotyków, żeby ci płacili?
– Zawsze mogę znaleźć innego przyjaciela.
– Być może. Jednak to nie takie łatwe znaleźć przyjaciela. Szczególnie przyjaciela, którego można szantażować, tak jak mnie.
Umber Jones wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Masz rację, ale myślę, że powinieneś dostać nauczkę. Sądzę, że powinieneś otrzymać małą lekcję posłuszeństwa i pokory.
Jim nie wiedział, co na to powiedzieć. Jeszcze nigdy w życiu nie był tak przestraszony. W postaci ducha, poza swoim ciałem, czuł się słaby i bezbronny jak nowo narodzone dziecko wobec tej widmowej postaci, uosabiającej ciemne moce. Zanim Umber Jones uderzył go, nie miał pojęcia, że duch może dotknąć innego ducha, nie mówiąc już o tym, że mógłby zrobić mu krzywdę. Poza tym, czego dowiedział się od pani Vaizey i co wyczytał w książkach
Sharon i National Geographic, jego znajomość tematu ograniczała się do Jacoba Marleya i „Caspra”.
– I co zamierzasz zrobić? – zapytał niespokojnie.
– Przekonasz się – odparł Umber Jones.
– Chcesz mnie wypuścić?
– Jak sam powiedziałeś, niełatwo znaleźć przyjaciela…
– A co z tą lekcją posłuszeństwa i pokory?
– Przekonasz się – powtórzył Umber Jones, odwrócił się plecami do Jima i znów podszedł do łóżka. Stanął obok swego ciała, położył dłonie na jego piersi, a potem wymamrotał kilka niezrozumiałych słów. Jego ciało zaczęło oddychać szybciej i głębiej, aż klapy czarnego fraka unosiły się i opadały. Wkrótce oddech przeszedł w rzężące jęki, jak u człowieka uwięzionego w zatopionej łodzi podwodnej.
Widmowa postać Umbera Jonesa zadrżała. Ciało wydawało się przyciągać je z każdym rzężącym oddechem. Potem duch Umbera zaczął się kurczyć i tracić kształt, coraz bardziej przypominając dym. Na oczach oszołomionego Jima ciało powoli wessało ten dym. Obok łóżka nie pozostało nic oprócz kilku czarnych smużek, które unosiły się i wiły, aż i one zostały wessane.
Jim usłyszał, że Umber Jones coś mamrocze. Jego palce poruszyły się. Czas uciekać, pomyślał. Odwrócił się i wyleciał przez szparę w oknie w noc. Opadł na chodnik i obejrzał, się na okno mieszkania. Na tle migotliwego blasku świec dostrzegł sylwetkę stojącego tam i obserwującego go Umbera Jonesa.
Ruszył do domu, przelatując nad kolejnymi ulicami. Teraz chciał tylko powrócić do swego ciała, zanim Umber Jones postanowi dać mu lekcję. Dzięki Bogu wyglądało to, że nie będzie musiał konsumować sam siebie. Jednak nieświadomość tego, co szykuje dla niego przeciwnik, była niemal równie przerażająca.
Dotarł do swojego domu i wleciał przez lufcik do mieszkania. Przeleciał przez pokój stołowy, w którym kotka Tibbles spała na podłodze obok kanapy.
Ale sama kanapa była pusta. Jego cielesna postać zniknęła.
ROZDZIAŁ XII
Przeleciał do sypialni. Tam również nie było ciała. Z rosnącym przerażeniem otworzył drzwi łazienki. Wanna była pusta. Z sitka prysznica kapała woda.
Wrócił do stołowego i położył dłoń na kanapie, jednak nie wyczuł ciepła. Zauważył, że popiół jest rozrzucony, jakby ktoś przeszedł przez krąg. Kotka chyba wyczuła obecność pana, bo podniosła łeb i otworzyła jedno oko.
Co do diabła mam teraz zrobić? – zastanawiał się Jim. Czy właśnie tak ukarał go Umber Jones, zabierając mu ciało i pozostawiając bezdomnego ducha? Pani Vaizey mówiła, że rozdzielone ciało i duch mogą przetrwać bez siebie tylko przez krótki czas. Co teraz ma robić?
A jeżeli zniknięcie jego ciała nie miało nic wspólnego z Umberem Jonesem? Jeśli Myrlin zobaczył go w takim stanie i wezwał karetkę?
Raz po raz okrążał pokój. Nikt nie mógł go spostrzec, ale poruszając się powodował wirowanie powietrza. Duchy i widma nie są całkowicie niewykrywalne. Podnoszą lub obniżają temperaturę, zwalniają chód zegarów, a ich oddech zawsze można wyczuć czy nawet dostrzec, szczególnie na zaparowanej szybie.
Wciąż krążył jak oszalały, kiedy usłyszał znajome stukanie w szybę okna pokoju. Nie mógł otworzyć drzwi, więc wypłynął przez otwór wentylatora na balkon. Przy balustradzie stał Elvin, uśmiechając się do siebie. Rany na jego twarzy ziały czernią i zaczęły ociekać gęstą, zielonkawą wydzieliną zasychającą wokół brzegów jak majonez na słoiku, a w jego oczodołach kłębiły się zielone muchy.
– Pewnie przynosisz następną wiadomość – powiedział Jim.
Elvin zamknął i otworzył usta. Język miał tak opuchnięty, że prawie nie mógł mówić.
– Nie wiesz przypadkiem, gdzie się podziało moje ciało? – zapytał Jim. – Jeżeli Umber Jones w taki sposób, chce mnie ukarać, to możesz mu powiedzieć, że go przepraszam i nigdy już nie dotknę jego laseczki. Niech mi; tylko odda moje ciało.
– Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – wybełkotał Elvin.
– O czym ty mówisz, do diabła?
Mucha wyleciała z jednego oczodołu Ełvina, bzycząc donośnie w nocnej ciszy.
– Zaniosłem twoje ciało tam, gdzie powinno być… tam, gdzie powinny leżeć wszystkie ciała – powiedział martwy chłopiec.
– Gdzie? Na cmentarz?
Elvin kiwnął głową.
– Wszystkie ciała powinny być w ziemi, tak jak i moje.
– Moje ciało zostało pochowane?
– Właśnie, panie Rook. Ale niech się pan nie przejmuje, Odmówiłem krótką modlitwę nad pańskim grobem.
Jim poczuł się jeszcze bardziej nagi i bezbronny. Uwolnienie się od ciała było wspaniałym przeżyciem, ale teraz czuł się tak, jakby zbyt długo siedział w zimnej wannie. Mimo iż był duchem, trząsł się cały. Zatęsknił za swoim ciałem. Choć było ciężkie i niewygodne, brakowało mu ciepła i poczucia bezpieczeństwa, jakie zapewniało.
– Nikt nigdy pana nie znajdzie, panie Rook – oświadczył Elvin. – Będzie pan musiał zaczekać, aż Umber Jones pana odkopie.
– A kiedy to będzie?
– Za dzień. Może dwa. Za półtora miesiąca. Trzy miesiące. A może nigdy.
– Przecież moje ciało nie przetrwa bez duszy.
– Pokażę panu, gdzie jest pan pochowany, żeby mógł pan z powrotem wejść w swoją skórę.
– Jednak nawet jeśli to zrobię, to jak przeżyję dwa metry pod ziemią?
– Proszek… – wymamrotał Elvin z uśmiechem. – Dmuchnąłem na pana trochę proszku, kiedy leżał pan na kanapie. Nie musi pan jeść ani pić. Prawie nie będzie pan oddychał. Jest pan zombie, panie Rook. Przeżyje pan pod ziemią długie miesiące.
Jim nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Elvin przysunął się bliżej. Cuchnął tak odrażająco, że Jim zwymiotowałby, gdyby miał żołądek.
– Niech pan idzie za mną – powiedział Elvin. – To niedaleko.