Выбрать главу

– Lepiej spóźnić się na tym świecie, niż przedwcześnie zjawić się na tamtym.

Odjechali wolniutko, pozostawiając policjanta stojącego na ulicy i odprowadzającego ich spojrzeniem. Kiedy tylko skręcili za róg, Beattie znów nadepnęła pedał gazu. Tylne opony zapiszczały jak zarzynane świnie, pozostawiając na betonie sześciometrowe smugi spalonej gumy.

Russell, Sue-Robin i Seymour już dotarli do frontowych drzwi wiodących do mieszkania Umbera Jonesa.

– Ani śladu Raya i Sharon – mruknął Seymour. – Mam nadzieję, że zdołali zwinąć tę laskę.

Russell pchnął drzwi, jednak okazały się zamknięte.

– Najlepsze, co możemy zrobić, to stać tu i czekać. On może jest dymem, ale nawet dym potrzebuje maleńkiej szpary, żeby przejść.

– Boję się – powiedziała Sue-Robin.

Russell zdjął folię z kubka od kawy.

– Gotowe – oświadczył. – Teraz nie musicie się bać. Jeśli się zbliży, zdołamy go zobaczyć.

– I co wtedy?

– Nie wiem. Pewnie uciekniemy.

Sue-Robin zajrzała do kubka.

– Myślisz, że to naprawdę zadziała? To chyba nie są tylko prochy jakiejś starej kobiety, co?

– Pan Rook powiedział, że to zadziała – odparł Russell.

Wziął szczyptę w palce i powąchał.

– Dziwnie pachnie.

– Wspaniale, Russell. Właśnie wciągasz kogoś do nosa…

Russell rzucił proszek przed siebie i zaraz potem przez moment dostrzegł coś w powietrzu – jakby oderwane od reszty ciała palce. Przycisnął się do drzwi.

– Co jest? Co się dzieje? – zapytała przerażona Sue-Robin.

– On tu jest – odparł Russell cichym, zduszonym głosem. – Jest tutaj! Stoi tuż przed nami!

Sue-Robin złapała kubek i cisnęła garść proszku w powietrze. Przez kilka sekund widzieli zarys Umbera Jonesa, stojącego tuż obok i unoszącego do ciosu nóż. Miał zaciśnięte zęby i twarz wykrzywioną grymasem wściekłości.

Russełl zdążył odskoczyć od drzwi w tej samej chwili, gdy ostrze rozcięło mu rękaw koszuli.

– Uciekajcie! – krzyknął do Sue-Robin i Seymoura. – Wynoście się stąd!

Drzwi zaskrzypiały złowrogo i dał się słyszeć przeciągły świst, jakby przelatywał pod nimi silny prąd powietrza. To Umber Jones właśnie przecisnął się pod progiem i sunął po schodach na górę.

– Jaki jest numer do Raya? – zapytał pospiesznie Russell. – Powiedzcie mu, że Umber Jones wrócił!

Sue-Robin złapała swój komórkowy telefon, ale kiedy wystukała numer Raya, nikt nie odpowiedział.

– O Jezu, to wszystko wymyka się spod kontroli! – jęknął Russell.

Usłyszeli szybko nadjeżdżający samochód, a potem pisk hamulców. Odwrócili się i zobaczyli, że przyjechał Jim z Beattie i Johnem.

Kiedy Jim dołączył do nich, spojrzał na ramię Russella. Rozcięcie lekko krwawiło, ale nie było głębokie.

– Co się stało? – zapytał. – Gdzie on jest?

Russell ruchem głowy wskazał na mieszkanie Umbera Jonesa.

– Chyba spapraliśmy sprawę, panie Rook. Tylko go zdenerwowaliśmy. I to bardzo.

Na górze otworzyło się okno i wyjrzał przez nie pan Pachowski.

– Co się tam dzieje? Wynoście się stąd albo wezwę policję!

Jim zignorował go i z całej siły kopnął w drzwi mieszkania Umbera Jonesa lewą, a potem prawą nogą. Framuga zatrzeszczała, ale nie ustąpiła.

– Hej! Co tam robicie? – wołał pan Pachowski. – To wandalizm! To przestępstwo!

– Och, zamknij się, stary durniu! – warknęła Sue-Robin.

Jim ponownie kopnął w drzwi, lecz nie puściły.

– Niech pan się odsunie – powiedział Russell. – Takie rzeczy trzeba zostawić ekspertom. – Cofnął się o sześć czy siedem kroków, a potem z rozpędu rąbnął w drzwi ramieniem i całym swoim stupięćdziesięciokiłogramowym ciałem, wyrywając je z zawiasów i wpadając wraz z nimi do przedpokoju.

– Chodźmy – rzekł Jim. – Miejmy nadzieję, że nie jest za późno.

Kiedy dotarli do drzwi mieszkania Umbera Jonesa, stwierdzili, że są lekko uchylone. Może zostawił je tak Tee Jay, żeby duch jego wuja mógł łatwiej powrócić. W środku dostrzegli tylko pełgające płomyki świec.

Jim otworzył drzwi trochę szerzej, a potem odwrócił się do Russella, Sue-Robin i

Seymoura i przycisnął palec do ust.

– Chodźcie za mną – powiedział.

Skradali się przez ciemny pokój w kierunku sypialni. Mimo swojej wagi Russell poruszał się zdumiewająco cicho. Drzwi sypialni były szeroko otwarte i Jim dostrzegł czarne lakierki na stopach leżącego na łóżku Umbera Jonesa. Płomyki świec pełgały i syczały, rzucając rozedrgane błyski na ściany. Podszedł bliżej. Przez szparę przy framudze ujrzał stojącego tyłem do niego Tee Jaya, przystrojonego w sierść i pióra. Widział też kawałek spódniczki Sharon. Ray leżał na podłodze.

Przesunął się jeszcze trochę, żeby widzieć resztę pokoju. Dym – duch Umbera Jonesa był tam, stał przy łóżku, na którym leżało jego pogrążone w letargu ciało.

– Potniemy ich jednego po drugim – mówił Umber Jones. – Każdemu dwieście ciosów.

Wspaniała ofiara dla Voduna i Barona Samedi.

– Umrzeć dla Voduna to największy zaszczyt – powiedział Tee Jay do Sharon. – Ale to najboleśniejszy rodzaj śmierci… tak bolesny, że z ulgą powitasz Barona Samedi, kiedy po ciebie przyjdzie.

– Pieprzę cię – wymamrotała Sharon, ale Jim widział, że jest bardzo wystraszona.

Jim obejrzał się na Russella, Sue-Robin i Seymoura.

– Russell, wpadniesz tam i przytrzymasz Tee Jaya – szepnął mu do ucha. – Ja złapię laskę loa. Jeśli mi się nie uda, ty ją chwyć, Sue-Robin, a potem uciekaj ile sił w nogach. Do samochodu i jak najdalej stąd.

– Ty jesteś przytomna – powiedział Umber Jones do – Sharon – więc ciebie zabijemy najpierw.

Jim zobaczył, jak powoli odkręca prawą rękę, odsłaniając nóż.

Teraz albo nigdy, pomyślał.

Dotknął ramienia Russella i ruszyli.

Russell wpadł jak bomba do pokoju i rozłożył Tee Jaya jednym z najlepszych baseballowych ataków, jakie Jim kiedykolwiek widział. Sharon wrzasnęła, a Umber Jones błyskawicznie obrócił się w ich stronę. Pchnął nożem mierząc w twarz Jima, ale Jim zdołał odchylić głowę.

– Tym razem zabiję cię, przyjacielu – syknął Umber. – Tym razem pochowam cię na zawsze.

Jim próbował podejść do łóżka, lecz duch Umbera Jonesa odpędzał go potężnymi zamachami zakończonego ostrzem ramienia. Tymczasem Sue-Robin przeczołgała się pod łóżkiem na drugą stronę, sięgnęła ręką i wyjęła laseczkę z dłoni Umbera Jonesa.

Duch Umbera zawył z wściekłości i skoczył do niej. Sue-Robin zawołała:

– Uwaga, panie Rook! – i rzuciła laseczkę nauczycielowi.

Jim złapał ją i rzucił Seymourowi.

– Uciekaj! – krzyknął.

Chłopiec natychmiast zniknął za drzwiami, przebiegł przez następny pokój i wyskoczył na korytarz, po drodze wpadając na pana Pachowskiego.

Umber Jones ruszył za nim, ale Jimowi nagle przyszła do głowy nowa myśclass="underline" jeśli dzięki sile woli mogę opuścić moje ciało i przenosić materialne obiekty, to powinienem także przytrzymać ducha Umbera Jonesa. Kiedy „dym” Umbera śmignął do drzwi, Jim doskoczył do niego i rąbnął go w szczękę, a potem w brzuch. Kompletnie zaskoczony Umber Jones poleciał na ścianę, ze zdumieniem spoglądając na Jima.

Jim spróbował uderzyć go znowu, ale tym razem jego pięść przecięła powietrze. Mimo wszystko zdołał jednak zatrzymać Umbera Jonesa wystarczająco długo. Z ulicy dobiegł pisk opon ruszającego samochodu.

Umber Jones przez dłuższą chwilę spoglądał na Jima oczami wyrażającymi niemą groźbę, a potem powoli skierował się do łóżka, na którym spoczywała jego cielesna powłoka.