Выбрать главу

K: Czy poszedł pan na imprezę, żeby poszukać sobie damskiego towarzystwa? (pauza) Proszę odpowiedzieć na pytanie.

M: Próbuję sobie przypomnieć. To możliwe, nie miałem wtedy nikogo na stałe. Ale raczej poszedłem tam dla zabicia czasu.

K: I co się wydarzyło?

M: Roseanna i ja poznaliśmy się przypadkiem. Rozmawialiśmy chwilę. Potem tańczyliśmy.

K: Ile razy?

M: Dwa pierwsze tańce. Impreza ledwie się zaczęła.

K: Więc poznaliście się na początku?

M: Tak.

K: I?

M: Zaproponowałem, żebyśmy wyszli.

K: Po dwóch tańcach?

M: Dokładnie w połowie drugiego.

K: I jak zareagowała miss McGraw?

M: Zgodziła się.

K: Tak po prostu?

M: Tak.

K: Co skłoniło pana do złożenia takiej propozycji?

M: Czy muszę odpowiadać?

K: Inaczej nasza rozmowa nie miałaby sensu.

M: Okej. Zauważyłem, że się podnieciła.

K: Podnieciła się? Jak? Seksualnie?

M: Oczywiście.

K: Jak pan to zauważył?

M: Nie (pauza) umiem tego wyjaśnić. Tak czy inaczej, to było bardzo wyraźne. Zauważyłem po jej zachowaniu. Nie potrafię tego opisać.

K: A czy pan też był podniecony seksualnie?

M: Tak.

K: Pil pan alkohol?

M: Góra jedno martini.

K: A miss McGraw?

M: Roseanna nie brała alkoholu do ust.

K: Wyszliście z przyjęcia. I co było potem?

M: Żadne z nas nie przyjechało na imprezę samochodem, więc złapaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do niej, na 2 South Street 116, gdzie nadal mieszka. To znaczy mieszkała.

K: I zgodziła się jakby nigdy nic?

M: Wymieniliśmy kilka frazesów. Takie tam głupawe żarty. Jakie, nie pamiętam. Zresztą rozmowa ją nudziła.

K: Czy doszło do zbliżenia w taksówce?

M: Całowaliśmy się.

K: Nie opierała się?

M: Ani trochę. Powiedziałem, że się całowaliśmy. Liczba mnoga.

(Pauza)

K: Kto zapłacił za taksówkę?

M: Roseanna. Nie zdążyłem jej powstrzymać.

K: A potem?

M: Poszliśmy do niej. Piękne gniazdko. Pamiętam, że byłem zdziwiony. Miała mnóstwo książek.

K: Co robiliście?

M: No…

K: Doszło do współżycia?

M: Tak.

K: Kiedy?

M: Natychmiast.

K: Czy zechciałby pan o tym opowiedzieć, nie pomijając żadnego szczegółu?

M: O co panu, do cholery, chodzi? Co to ma być? Pytania do raportu Kinseya?

K: Przykro mi. Chciałbym się odwołać do początku naszej rozmowy. Mówiłem, że to może być ważne.

(Pauza)

K: Czy trudno panu sobie przypomnieć?

M: Nie, skąd!

(Pauza)

M: Dziwnie się czuję, donosząc na kogoś, kto nie zrobił nic złego i w dodatku nie żyje.

K: Rozumiem. Będę jednak nalegać, ponieważ potrzebujemy pańskiej pomocy.

M: No dobrze, niech pan pyta.

K: Weszliście do jej mieszkania. I co dalej?

M: Zdjęła buty.

K: A potem?

M: Całowaliśmy się.

K: A potem?

M: Poszła do sypialni.

K: A pan?

M: Poszedłem za nią. Chodzi panu o szczegóły?

K: Tak.

M: Rozebrała się i położyła.

K: Na łóżku?

M: Nie. Weszła pod kołdrę.

K: Była naga?

M: Tak.

K: Sprawiała wrażenie zawstydzonej?

M: Ani trochę.

K: Zgasiła światło?

M: Nie.

K: A pan?

M: A jak pan myśli?

K: I potem współżyliście ze sobą?

M: A co niby mieliśmy robić? Łupać orzechy? Przepraszam, ale…

K: Jak długo pan tam został?

M: Dokładnie nie pamiętam. Do pierwszej albo do drugiej. Potem poszedłem do domu.

K: I wtedy po raz pierwszy widział pan miss McGraw?

M: Tak, po raz pierwszy.

K: Co pan o niej myślał, kiedy pan wyszedł? Tamtej nocy i następnego dnia.

(Pauza)

M: Myślałem… najpierw pomyślałem, że to tania dziwka, chociaż nie sprawiała takiego wrażenia. Potem pomyślałem, że jest nimfomanką. Jedna myśl głupsza od drugiej. Teraz, kiedy się okazało, że nie żyje, nie chce mi się wierzyć, że mogłem tak o niej myśleć.

(Pauza)

K: Proszę mnie posłuchać, przyjacielu. Zapewniam, że zadawanie tych pytań jest dla mnie równie przykre, jak dla pana udzielanie odpowiedzi. Nigdy bym sobie na to nie pozwolił, gdyby nie było ku temu żadnego powodu. Niestety, jeszcze nie skończyliśmy.

M: Przepraszam, że się uniosłem. Nieswojo się tutaj czuję. Czysty obłęd. Tkwię w szklanej klatce i opowiadam o Roseannie, o której nigdy dotąd nikomu nie wspomniałem, dookoła latają gliniarze, magnetofon jest włączony, sierżant siedzi z boku i się gapi. Nie jestem cynikiem, zwłaszcza jeśli chodzi o…

K: Jack, opuść żaluzje i poczekaj na zewnątrz.

(Pauza)

Romney: Zegnam.

M: Przepraszam.

K: Nie ma pan za co przepraszać. Co się wydarzyło między panem a miss McGraw później, już po tym pierwszym spotkaniu?

M: Zadzwoniłem do niej po dwóch dniach. Nie miała ochoty się ze mną widzieć, powiedziała mi to wprost, ale chciała, żebym się do niej odezwał. Kiedy zadzwoniłem drugi raz – mniej więcej po tygodniu – zaprosiła mnie do siebie.

K: I…

M: Tak, spaliśmy ze sobą. I tak to się zaczęło. Zawsze spotykaliśmy się u Roseanny. Czasami raz w tygodniu, czasami dwa razy. Często w sobotę albo w sobotę i w niedzielę, kiedy mieliśmy wolne.

K: Jak długo trwał wasz związek?

M: Osiem miesięcy.

K: Dlaczego się zakończył?

M: Zakochałem się w niej.

K: Chyba czegoś nie rozumiem.

M: To właściwie bardzo proste. Prawdę mówiąc, szybko się w niej zadurzyłem. Pokochałem ją. Ale nigdy nie rozmawialiśmy o miłości, więc nic nie mówiłem.

K: Dlaczego?

M: Żeby jej nie stracić. A kiedy powiedziałem… to był koniec.

K: Jak to wyglądało?

M: Widzi pan, Roseanna była najuczciwszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem. Dosyć mnie lubiła, lubiła się ze mną kochać, ale nie chciała ze mną żyć. Nigdy nie robiła z tego tajemnicy. Oboje świetnie wiedzieliśmy, po co się widujemy.

K: Jak zareagowała, kiedy pan wyznał jej miłość?

M: Zmartwiła się. Potem powiedziała: Będziemy się kochać jeszcze raz, a jutro stąd wyjdziesz i nie wrócisz. To koniec. Nie będziemy się krzywdzić.

K: Czy pan to zaakceptował?

M: Tak. Gdyby pan ją znał równie dobrze jak ja, zrozumiałby pan, że nie ma innego wyjścia.

K: Kiedy to się stało?

M: Trzeciego lipca ubiegłego roku.

K: I od tamtego dnia przestaliście się kontaktować?

M: Tak.

K: Czy kiedy byliście z sobą, spotykała się z innymi mężczyznami?

M: Tak i nie.

K: Inaczej mówiąc, odniósł pan wrażenie, że od czasu do czasu była z innymi?

M: Nie, nie odniosłem takiego wrażenia, ja to wiem. W marcu pojechałem na czterotygodniowy kurs do Filadelfii. Uprzedziła mnie, że nie mogę liczyć na jej… wierność. Kiedy wróciłem i ją o to zapytałem, powiedziała, że zrobiła to jeden raz, po trzech tygodniach.

K: Z kimś współżyła cieleśnie?

M: Tak. Piękne określenie, nie ma co! I, jak idiota, spytałem, z kim.

K: Co odpowiedziała?

M: Że to nie moja sprawa. Jasne, że nie moja, jeśli na to spojrzeć z jej perspektywy.

K: Przez osiem miesięcy, kiedy się spotykaliście, współżyliście cieleś… regularnie, czy tak?

M: Tak.

K: A jak spędzała wieczory i noce, kiedy nie byliście razem?

M: Samotnie. Lubiła samotność. Dużo czytała, poza tym pracowała wieczorami. Coś pisała. Co, nie wiem. Nie rozmawiała o tym ze mną. Widzi pan, Roseanna była bardzo niezależna. Poza tym mieliśmy inne zainteresowania. Oprócz jednego. Było nam ze sobą dobrze.