Выбрать главу

Ahlberg przejrzał dane osobowe i zamknął teczkę.

– Skontaktowałeś się z drugim palaczem? – zapytał Martin Beck.

– W pewnym sensie. Pracuje na niemieckim statku, który stoi na kotwicy w Hoek van Holland. Dzisiaj rano zadzwoniłem do Amsterdamu i rozmawiałem z jakimś komisarzem, który trochę zna niemiecki. Szkoda, że nie słyszałeś mojego niemieckiego. Jeśli ja go dobrze zrozumiałem, mają w Hadze chłopaka, który mówi po duńsku i mógłby go przesłuchać. Jeśli on dobrze mnie zrozumiał, jutro powinniśmy coś wiedzieć.

Ahlberg zamówił kawę do pokoju.

Martin Beck wypił dwie filiżanki i powiedział:

– No dobrze, zaczynajmy. Gdzie to ma być?

– W sąsiednim pokoju. Jest tam magnetofon i wszystko, czego możesz potrzebować.

Eriksson wyglądał mniej więcej tak, jak Martin Beck go zapamiętał. Był wysoki, około stu osiemdziesięciu centymetrów wzrostu, i bardzo chudy. Lekko pociągła twarz, blisko osadzone niebieskie oczy, długie podwinięte rzęsy, gęste proste brwi. Długi prosty nos, małe usta, wąskie wargi, cofnięta broda. Włosy czarne, z tyłu długie, na czole wysoka fala. Długie baki i wąsik, których chyba nie nosił, kiedy Martin Beck widział go ostatnim razem. Garbił się. Był w wytartych niebieskich dżinsach, granatowej bluzie, czarnej skórzanej kamizelce i czarnych butach ze spiczastymi noskami.

– Proszę usiąść – powiedział Martin Beck, wskazując krzesło po drugiej stronie biurka. – Papierosa?

Eriksson poczęstował się, przypalił i usiadł. Wetknął papierosa w kącik ust, zsunął się na krześle i położył prawą stopę na lewym kolanie. Następnie wsunął kciuki za pasek i patrząc na ścianę za plecami Martina Becka, wymachiwał stopą.

Martin Beck przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, włączył magnetofon stojący na stoliku tuż obok i zaczął czytać dane z teczki:

– „Eriksson Karl-Åke, urodzony dwudziestego trzeciego jedenastego tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego. Marynarz, ostatnio zamustrowany na fińskim frachtowcu »Kalajoki«. Miejsce zamieszkania: Hagalund, Solna”. Zgadza się?

Eriksson zrobił nieokreślony ruch głową.

– Zadałem pytanie. Zgadza się? Czy te dane są prawdziwe? Proszę odpowiedzieć. Tak czy nie?

E: Tak, kurde.

B: Kiedy zamustrował się pan na „Kalajoki”?

E: Trzy tygodnie temu.

B: Co robił pan przedtem?

E: Nic szczególnego.

B: Gdzie robił pan nic szczególnego?

E: Że co?

B: Gdzie pan mieszkał, zanim się pan zamustrował na ten fiński statek?

E: U kumpla w Göteborgu.

B: Jak długo mieszkał pan w Göteborgu?

E: Parę dni. Może tydzień.

B: A wcześniej?

E: U matki.

B: Pracował pan?

E: Nie, byłem chory.

B: Na co pan chorował?

E: Byłem chory, i tyle. Parszywie się czułem, miałem gorączkę i takie tam.

B: Gdzie pan pracował, zanim pan zachorował?

E: Na statku.

B: Jak się nazywał statek?

E: „Diana”.

B: Co pan tam robił?

E: Byłem palaczem.

B: Jak długo pracował pan na „Dianie”?

E: Przez całe lato.

B: Od…?

E: Od pierwszego lipca do połowy września. Potem kończą. Pływają tylko w lecie. Tam i z powrotem wożą kupę turystów. Śmiertelna nuda. Chciałem od razu dać nogę, ale kumplowi zależało na tej robocie, a poza tym szmal zawsze się przyda.

Ten oratorski popis najwyraźniej Erikssona wyczerpał, bo jeszcze niżej osunął się na krześle.

B: Kim jest ten kumpel? Co robił na „Dianie”?

E: Był palaczem. Tylko trzech nas było w siłowni. Ja, kumpel i chief.

B: Czy znał pan innych ludzi z załogi?

Eriksson pochylił się i zgasił papierosa w popielniczce.

– A co to, kurde, za przesłuchanie?! – Odchylił się na krześle. – Ja nic nie zrobiłem. Człowiek sobie załatwia robotę i w ogóle i przylatują pieprzone psy…

B: Proszę odpowiadać na pytania. Czy znał pan innych ludzi z załogi?

E: Na początku znałem tylko kumpla. Potem poznałem innych. Był taki jeden rozrywkowy gość, robił na pokładzie.

B: Czy poznał pan jakieś kobiety podczas rejsu?

E: Była tylko jedna znośna panna, ale kręciła z kokiem. Reszta to stare baby.

B: A pasażerki?

E: Mało kogo widziałem. W ogóle nie spotkałem żadnej facetki.

B: Pracowaliście w siłowni na zmiany?

E: Tak.

B: Czy pamięta pan coś niezwykłego, co się wydarzyło na pokładzie „Diany”?

E: Nie. Niezwykłego?

B: Czy jakiś rejs różnił się czymś od innych? Czy na przykład nic się nie popsuło?

E: A, jasne, tak. Pękła rura. Musieliśmy przybić do Söderköpingu, żeby to naprawić. Straciliśmy cholernie dużo czasu. Ale to nie była moja wina.

B: Pamięta pan, kiedy to się stało?

E: Chyba za Stegeborgiem.

B: Aha. A którego dnia?

E: Czort jeden może wiedzieć. Co to za gadka? To nie ja popsułem. Poza tym wtedy akurat nie pracowałem. Uderzyłem w kimono.

B: A czy pracował pan, kiedy wyszliście z Söderköpingu?

E: Tak. Wtedy i tuż przed. Harowaliśmy we trzech, żeby jak najszybciej uruchomić tę łajbę. Zasuwaliśmy całą noc, potem pracowałem cały dzień. Ja i chief.

B: Kiedy pan tamtego dnia skończył zmianę?

E: Jak wypłynęliśmy z Söderköpingu? Chyba późno po południu.

B: I co pan robił potem?

Eriksson wpatrywał się tępo w Martina Becka i milczał.

B: Co pan robił tamtego dnia po pracy?

E: Nic.

B: Coś musiał pan przecież robić. Co?

To samo tępe spojrzenie.

B: Gdzie był statek, kiedy miał pan wolne?

E: Nie wiem. Wydaje mi się, że na Roxen.

B: Co pan robił po zejściu ze zmiany?

E: Już powiedziałem. Nic.

B: Musiał pan coś robić. Spotkał pan kogoś?

Eriksson, wyraźnie znudzony, przesunął powoli dłonią po plerezie.

B: Proszę się zastanowić. Co pan robił?

E: Pieprzenie w bambus! A niby co można robić na takim statku? Grać w nogę? Pośrodku bajora? Nie, na czymś takim można tylko żreć i kimać.

B: Czy tamtego dnia spotkał pan kogoś?

E: Jasne, zakolegowałem się z Brigitte Bardot. Skąd, kurde, miałbym pamiętać? To było sto lat temu.

B: No dobrze, zacznijmy jeszcze raz. Czy latem, kiedy pracował pan na statku „Diana”, poznał pan kogoś z pasażerów?

E: Nie poznałem ani jednego pasażera. Poza tym nie wolno nam się było spotykać z pasażerami. A nawet gdyby było wolno, nie miałbym na to ochoty. Tabuny nadętych turystów. Miałem ich w dupie.

B: Jak się nazywa pański kumpel, który pracował na „Dianie”?

E: Bo co? O co chodzi? My nic nie zrobiliśmy.

B: Jak on się nazywa?

E: Roffe.

B: Imię i nazwisko.

E: Roffe Sjöberg.

B: Gdzie on teraz jest?

E: Na jakiejś niemieckiej łajbie. A gdzie? Trudno wyczuć. Może w Kuala Lumpur. Cholera wie.

Martin Beck poddał się. Wyłączył magnetofon i wstał. Eriksson rozprostował kończyny i podniósł się z krzesła.

– Siedzieć! – wrzasnął Martin Beck. – Siedzieć, dopóki nie powiem, że można wstać!

Zadzwonił po Ahlberga, który już pięć sekund później stanął w progu.

– Proszę wstać – powiedział Martin Beck i pierwszy opuścił pokój.

Kiedy Ahlberg wrócił do siebie, Martin Beck siedział przy biurku. Podniósł głowę i wzruszył ramionami.