Выбрать главу

Cztery minuty później stał przed drzwiami opatrzonymi metalową tabliczką z nazwiskiem „Larsson” i wizytówką z floresowatym napisem „Siv Svensson”.

Drzwi otworzyła duża kobieta w błękitnej podomce.

– Panna Larsson? – zapytał Martin Beck.

Kobieta zachichotała, cofnęła się, po chwili z głębi mieszkania dobiegł go jej głos:

– Karin, jakiś facet do ciebie.

Nie usłyszał odpowiedzi. Duża kobieta wróciła, zaprosiła go do środka i zniknęła.

Stał w małym ciemnym przedpokoju, trzymając kapelusz w ręku. Po dobrych kilku minutach rozsunęła się jakaś kotara i kobiecy głos powiedział, żeby wszedł do pokoju.

– Nie spodziewałam się pana tak wcześnie.

Miała czarne, przetykane siwizną włosy, niedbale zebrane na karku. Pociągła twarz wydawała się zbyt drobna w porównaniu z resztą ciała. Regularne, ładne rysy, blada cera, nie zdążyła się umalować. Wokół piwnych, nieco skośnych oczu dostrzegł lekkie ślady tuszu. Zielona dżersejowa sukienka opinała piersi i biodra.

– Pracuję do późna, więc zwykle śpię do południa – powiedziała z wyrzutem w głosie.

– Proszę mi wybaczyć. Chciałbym panią prosić o pomoc w pewnej sprawie, która ma związek z pani pracą na „Dianie”. Czy tego lata też pani tam pracowała?

– Nie, w lecie byłam na statku kursującym do Leningradu.

Wciąż stała i patrzyła na niego wyczekująco. Usiadł w kwiecistym fotelu i podał jej zdjęcie. Spojrzała, po jej twarzy przemknął ledwie zauważalny grymas, na ułamek sekundy szerzej otworzyła oczy, po czym zwróciła fotkę.

– Tak?

– Zna pani tego mężczyznę, prawda?

Przeszła przez pokój, wyjęła papierosa ze szklanego pucharka na stoliku pod oknem, zapaliła i usiadła na kanapie naprzeciwko Martina Becka.

– Ja? Nie, nigdy go nie widziałam. Dlaczego pan pyta?

Była spokojna. Martin Beck przyglądał się jej przez chwilę.

– Wiem, że pani go zna. Poznaliście się na „Dianie” zeszłego lata.

– Nie. Nigdy w życiu go nie widziałam. Proszę już iść. Muszę się wyspać.

– Dlaczego pani kłamie?

– No nie, to szczyt bezczelności. Proszę wyjść.

– Panno Larsson, dlaczego nie chce się pani przyznać do tej znajomości? Wiem, że mija się pani z prawdą. Jeśli teraz pani tego nie powie, może mieć pani potem nieprzyjemności.

– Nie znam go.

– Mogę udowodnić, że kilka razy widziano panią z tym mężczyzną, więc byłoby lepiej, gdyby powiedziała pani prawdę. Chcę się dowiedzieć, kto to jest, a pani zna odpowiedź. Proszę być rozsądną.

– To jakaś pomyłka. Musiał się pan pomylić. Nie znam go. Proszę mnie zostawić w spokoju.

Podczas tej wymiany zdań Martin Beck nie spuszczał z niej wzroku. Siedziała teraz na brzeżku kanapy i nerwowo strzepywała popiół z papierosa, choć nie było czego strzepywać. Miała napiętą twarz, chodziły jej szczęki.

Bała się.

Próbował ją nakłonić do mówienia. Na próżno. Zamilkła, siedziała sztywno na kanapie i zeskrobywała pomarańczowy lakier z paznokci. W końcu wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Po chwili Martin Beck podniósł się z kwiecistego fotela, wziął kapelusz i pożegnał się. Nie zareagowała, stała odwrócona do niego plecami.

– Jeszcze się do pani zgłoszę.

Zostawił na stole wizytówkę i wyszedł.

Dojechał do Sztokholmu wieczorem, prosto z dworca poszedł do metra i wrócił do domu.

Następnego dnia rano zadzwonił do Göty Isaksson. Zaczynała pracę dopiero po południu i mógł do niej wpaść. Godzinę później siedział w jej małym dwupokojowym mieszkanku na Kungsholmen. Zaparzyła kawę, nalała do filiżanek i usadowiła się naprzeciwko niego.

– Wczoraj byłem w Växjö i rozmawiałem z pani koleżanką – powiedział Martin Beck. – Zaprzeczyła, że zna tego mężczyznę. I sprawiała wrażenie wystraszonej. Czy wie pani, dlaczego nie chciała się przyznać do tej znajomości?

– Nie mam pojęcia. Ale ja mało o niej wiem. Nie była zbyt rozmowna. Pracowałyśmy razem przez trzy letnie sezony i bardzo rzadko mówiła o sobie.

– A o mężczyznach?

– Tylko o jednym. Powiedziała mi kiedyś, że poznała na statku fajnego faceta. To był nasz wspólny drugi sezon. – Göta Isaksson przechyliła głowę i liczyła po cichu. – Tak. To było latem sześćdziesiątego pierwszego.

– Często o nim mówiła?

– Nie. Wyglądało na to, że spotyka się z nim od czasu do czasu. Mógł być na kilku rejsach, mogli się widywać w Sztokholmie albo w Göteborgu, mógł być pasażerem, mógł jeździć ze względu na nią… Nie wiem.

– Nigdy go pani nie widziała?

– Nie. W ogóle o tym nie myślałam, dopóki pan mnie nie zapytał. To mógł być ten mężczyzna ze zdjęcia, chociaż nie wydaje mi się, żeby go wtedy znała. W każdym razie nic o tym nie mówiła.

– A co mówiła o tym fajnym facecie w sześćdziesiątym pierwszym?

– Nic szczególnego. Chyba coś napomknęła o jego elegancji. Przypuszczam, że miała na myśli to, że jest dobrze wychowany, uprzejmy i takie tam dyrdymały… Jakby normalni faceci nie dorastali jej do pięt… Ale potem przestała o nim mówić. Pewnie ze sobą zerwali, może do czegoś między nimi doszło, bo pod koniec lata przez jakiś czas była podłamana.

– Czy następnego lata też się spotkałyście?

– Nie. Ona była na „Dianie”, a ja na „Juno”. Widziałyśmy się parę razy, chyba w Vadstenie, bo statki tam cumują w tym samym czasie, ale nie rozmawiałyśmy ze sobą. Czy dolać panu kawy?

Martin Beck czuł, że żołądek zaczyna się buntować, ale nie potrafił się zdobyć na krótkie „Nie, dziękuję”.

– Tak pan o nią wypytuje. Czy ona coś zrobiła?

– Nie, nic nie zrobiła, ale chcielibyśmy dotrzeć do tego mężczyzny ze zdjęcia. A może zeszłego lata powiedziała albo zrobiła coś, co mogłoby mieć jakiś związek z tym mężczyzną?

– Niczego takiego nie pamiętam. Mieszkałyśmy w tej samej kajucie, w nocy czasami gdzieś wychodziła. Przypuszczam, że spotykała się z jakimś facetem, ale ja nie mam zwyczaju wtykać nosa w cudze sprawy. Wiem tylko, że nie tryskała radością… Chodzi mi o to, że gdyby się w kimś podkochiwała, byłaby w siódmym niebie. A ona chodziła smutna, podminowana. Może dlatego, że była chora. Przestała pracować przed końcem sezonu, chyba miesiąc wcześniej. Po prostu pewnego dnia się nie zjawiła i musiałam zasuwać sama, dopóki nie znaleźli zastępstwa. Podobno wylądowała w szpitalu, ale nikt nie wiedział, co jej jest. Tak czy inaczej, już nie wróciła i od tamtej pory jej nie widziałam.

Dolała im kawy, wmusiła w Martina Becka kilka ciasteczek i chętnie opowiadała o swojej pracy, kolegach i pasażerach, których zapamiętała.

Godzinę później Martin Beck wyszedł. Wypogodziło się. Ulice niemal wyschły, na bezchmurnym niebie świeciło słońce. Martina Becka mdliło po kawie. Idąc do Kristinebergu nadbrzeżną promenadą Norr Mälarstrand, zastanawiał się nad tym, co usłyszał od kelnerek.

Od Karin Larsson nie dowiedział się absolutnie nic, ale wizyta w Växjö utwierdziła go w przekonaniu, że ona zna tego mężczyznę i boi się o tym mówić.

Od Göty Isaksson dowiedział się, że:

1. Latem 1961 Karin Larsson poznała na „Dianie” jakiegoś mężczyznę. Prawdopodobnie był pasażerem pokładowym, który tamtego lata kilka razy płynął „Dianą”.

2. Latem 1963 Karin Larsson poznała jakiegoś mężczyznę, prawdopodobnie pasażera pokładowego, który od czasu do czasu podróżował statkiem. Według Göty Isaksson mógł to być ten sam mężczyzna co na zdjęciu.