Выбрать главу

Rozpromieniła się.

– Wiem.

– Mogę pójść do babci Sarah i pokazać jej misia?

– Oczywiście, że tak, skarbie.

Dziewczynka wybiegła, kurczowo trzymając pluszaka.

– Jesteś szczęśliwa, Maws?

Popatrzyła na poważną twarz Kena. Całując go delikatnie w usta, potwierdziła:

– Szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu.

Uśmiechnął się do niej ciepło, a ona pomyślała, że los wynagrodził ją wreszcie przyzwoitym człowiekiem. Nie najprzystojniejszym na tym świecie, ale – jak oboje żartowali – mała Alicia, na szczęście odziedziczyła urodę po matce. Za to był godny zaufania i Maura była dumna, że wychodzi za niego za mąż. Uwielbiała go i uwielbiała jego córkę.

– Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić, Ken.

Był jej przeznaczeniem, oboje to wiedzieli.

***

Eileen Smith i Sarah Ryan weszły w bliską komitywę ku uciesze ich dzieci. Sarah pokochała Kenny’ego za jego siłę i niezawodność, a Eileen Maurę za to, że nie była dziewiętnastoletnią idiotką w rodzaju tych, jakie jej syn zaczął sprowadzać do domu po śmierci Lany.

– Kiedy wrócimy z kościoła, zajmiemy się dostawcami, dobrze?

Eileen skinęła głową na znak zgody, a mistrz kucharski, Frankie Barber, odpowiedzialny za weselne śniadanie, westchnął ciężko. Nie zaproszono tłumu gości, ale wszystko musi być zapięte na ostami guzik. Bez względu na to, co te dwa babska jeszcze wymyślą. Oczywiście nie wychylał się z uwagami, nie był głupi. W końcu te staruchy były matkami tylu bandytów, że mogliby zaludnić miasto wielkości Chicago!

Sarah, wzdychając z zadowolenia, przyglądała się córce i przyszłemu zięciowi, spacerującym po rozległym terenie otaczającym ich nowy dom w Essex.

Nareszcie jej Maura wychodziła za mąż. W wieku pięćdziesięciu jeden lat porzucała nazwisko Ryan i Sarah była przekonana, że znajdzie wreszcie spokój w ramionach Kennetha Smitha.

Carla cały czas obserwowała Maurę. Sarah zauważyła to kątem oka i uśmiechnęła się do wnuczki.

– Wszystko u ciebie w porządku, kochanie?

Wiedziała, że będzie jej dzisiaj ciężko.

– Ładnie razem wyglądają, prawda, mamo?

Słysząc głos Garry’ego, obydwie podskoczyły. Sarah odwróciła się. W drzwiach stał jej syn i ta mała, z którą aktualnie żył. Leonie była ubrana w najlepszą kreację, jaką miał do zaoferowania Versace, a mimo to nadal wyglądała, jakby brała od mężczyzn pieniądze za godzinę. Sarah zawstydziła się tą refleksją i przytuliła dziewczynę. W gruncie rzeczy ją lubiła.

– Wyglądasz wspaniale, moje dziecko.

– Dzięki – odparła Leonie, nie odwzajemniając się komplementem.

– Przyjechali już Lee i Sheila z dziećmi. Czy skierować ich do ogrodu i tam podamy szampana?

Sarah przejrzała zamysł Frankiego. Chciał się jej pozbyć z kuchni, lecz jeśli myślał, że pozwoli mu rządzić w taki dzień, był w błędzie. Mrugając do Eileen, wyniosła tacę z kieliszkami i podała ją Joeyowi, który kręcił się w pobliżu z nerwowym uśmiechem na twarzy. Postawił tacę na jednym z ogrodowych stołów koło patio. Nie miał się co łudzić, nadal mu nie wybaczono. Garry, Roy i Lee cały czas traktowali go jak powietrze i upłynie mnóstwo czasu, zanim znowu będzie na równej stopie ze wszystkimi.

W całym ogrodzie dał się słyszeć donośny głos Marge, gdy krzyknęła z zachwytu na widok Maury w białym ślubnym stroju.

– Wyglądasz cholernie ładnie, dziewczyno!

Maura wyściskała ją, a Dennis zażartował:

– Z Marge można iść do kogoś tylko dwa razy… drugi raz po to, żeby przepraszać.

Kenny zaśmiał się z dowcipu, a Garry i z dowcipu, i z niego, bo śmieszyło go, że taki kawał byka niczym psiaczek wodzi pełnym oddania wzrokiem za Maurą.

Pojawił się Roy, trzymając w ramionach wnuka. Podchodząc do siostry, rzekł ciepło:

– Dobrze robisz, Maws.

Uśmiechnęła się radośnie.

– Wiem, Roy.

– Tak sobie myślę, co wyrośnie z tego malca.

Parzył w oczy swojego wnuka, jakby chciał z nich wyczytać jego przyszłość.

– Będzie w porządku.

Pocałował pokrytą meszkiem główkę i uśmiechnął się.

– Maura Ryan wychodzi za mąż. Sądziłem, że nigdy nie doczekam się tego dnia.

– I ja też – odparła, a potem dodała poważnie: – Myślisz, że jestem na to za stara? Powiedz szczerze. Za stara na to wszystko?

Zatoczyła ręką łuk, ogarniając nim ogród i dom udekorowane jak na uroczyste wesele młodej pary z wyższych sfer.

– Nie, wcale nie. Zasługujesz na szczęście bardziej niż ktokolwiek, kogo znałem w życiu. Zasługujesz na to, żeby być szczęśliwą z Kennym, on tak bardzo cię kocha.

Mały Michael zaczął płakać. Był głodny. Maura odprowadziła wzrokiem brata, który wrócił do domu, gdzie maleństwo zostanie nakarmione i przewinięte. Potem, patrząc na przybywających gości i uśmiechniętą matkę, szczęśliwą, że nareszcie wydaje za mąż swoją jedyną córkę, powiedziała sobie, że podjęła dobrą decyzję.

Alicia podbiegła do niej z rozłożonymi rączkami. Maura podniosła dziewczynkę i mocno ją przytuliła.

– Maura Smith. Tata mówi, że to teraz jego ulubione imię i nazwisko, po moim oczywiście.

Maura uśmiechnęła się.

– Zabawne, bo teraz jest to też moje ulubione imię i nazwisko. – Pocałowała dziewczynkę w okrąglutki policzek. – Po Alicii Smith oczywiście.

Śmiejąc się i trzymając za ręce, szły przez trawnik z twarzami rozświetlonymi słońcem.

Kenny czekał na nie i Maura wiedziała, że odtąd zawsze będzie na nią czekał. Ta świadomość sprawiła, że poczuła się naprawdę dobrze.

***