Выбрать главу

Usłyszał zgrzytliwy śmiech Joliffa i zatkał uszy dłońmi, mając nadzieję, że Ryanowie wcześniej czy później wyciągną stąd tego dupka, by dokonać na nim zemsty.

Szybko dopalił skręta i odpuścił sobie odpoczynek na rzecz dobrego treningu na siłowni.

***

Benjamin Anthony Ryan był potężnym facetem. Olbrzymem. Trenował z ciężarkami i w efekcie miał ciało jak mistrz olimpijski. Był dumny ze swojego wyglądu, pracował nad nim nieustannie. Dziś był w siłowni Pata we wschodnim Londynie i pocił się ostro, jego twarz o grubych rysach była czerwona od wysiłku.

Zobaczył, że idzie do niego jego goryl, Abul Haseem, z telefonem przyklejonym do ucha, a jego urodziwa twarz ma posępny wyraz zamiast zwykłego uśmiechu. Domyślił się, że coś się stało.

– Co się dzieje? – zapytał przyciszonym głosem.

To, co miał usłyszeć, nie było przeznaczone dla postronnych uszu.

Abul pokręcił głową, zanim odpowiedział:

– Ktoś podłożył bombę u twojej ciotki, Ben, tylko tyle wiem.

Patrzył, jak zmienia się wyraz twarzy Bena, przechodząc w ułamku sekundy od niedowierzania do kipiącej złości.

– Co ty pieprzysz?

Ludzie zaczęli się na nich gapić, zaintrygowani furią w jego głosie.

Abul wyłączył telefon i szepnął:

– Nie tutaj, Benny. Samochód jest na zewnątrz, ojciec czeka na ciebie w szpitalu.

Benny ruszył za nim bez słowa, wdzięczny losowi, że ma przy sobie kumpla, który potrafi zachować taki spokój w chwili kryzysu.

A był to kryzys na olimpijską miarę.

Poczuł napływające do oczu łzy i nie był pewien, czy to z powodu ciotki, czy ze złości. Tak czy inaczej chętnie rozpłakałby się jak dziecko.

Abul, przyjaciel od czasów szkolnych, obecnie bardziej brat niż kumpel, ścisnął go za ramię.

– Najpierw musimy się wywiedzieć, co zaszło, nie sądzisz, stary?

Benny kiwnął głową

– Osobiście zabiję sukinsynów. Co myśleli, że im ujdzie taki numer? Jeśli coś jej się stało, to przysięgam, że ich rozerwę gołymi rękami. I dowiedzą się, do czego służy zestaw modelarski Airfix.

Abul natychmiast zamknął oczy. Benny miał manię sklejania ludziom powiek; mówił, że panicznie się tego boją i tu Abul w pełni się z nim zgadzał. Na samą myśl o czymś takim robiło mu się niedobrze.

***

W poczekalni szpitalnej Oldchurch Hospital zirytowana Sarah Ryan odtrąciła ramię najstarszego syna i krzyknęła:

– Na Boga, Roy, jeszcze nie zdziecinniałam!

Mimo że przekroczyła już osiemdziesiątkę, nadal była czerstwa i zdrowa. Drobniejsza niż kiedyś, zdawała się kurczyć z dnia na dzień, ale umysł miała sprawny jak zawsze, wystarczyło jej posłuchać.

– Mamo, pozwól, żeby któryś z chłopców odwiózł cię do domu. To będzie długa noc…

Przerwała mu ruchem dłoni.

– Przy was też zdarzyło mi się trochę takich nocy przez te wszystkie lata. Zwłaszcza z Michaelem i waszym szmatławym ojcem. A teraz powiedz mi, co się, u diabła, dzieje.

Roy patrzył na stojącą przed nim maleńką kobietę. Skąd u niej taka siła woli?

– A w ogóle gdzie jest Terry? Powinien tu być. Roy zwilżył językiem wargi, zanim odpowiedział.

– W samochodzie była bomba, mamo. Przeznaczona dla Maury. Gdy Terry uruchomił silnik…

Sarah zamknęła oczy, jakby tego było już dla niej za dużo.

– Co? To znaczy, że Terry nie żyje?

Roy przytaknął.

– Święta Mario, Matko Chrystusa! Co ona tym razem rozpętała?

Winą natychmiast obarczyła córkę. Roy miał ochotę uderzyć matkę za tak niesprawiedliwą reakcję.

– Gdziekolwiek się pojawi, tam jest śmierć. Śmierć i zniszczenie. Moi biedni chłopcy…

Urwała, bo Roy zakręcił się na pięcie i odwrócił od niej. Świadomość tego, co się zacznie dziać, przyprawiała ją o mdłości. To mogło oznaczać tylko jedno: zanosiło się na więcej mokrej roboty, a stała za tym jak zwykle Maura.

Skąd się u niej wzięła taka córka? Martwiła się o Maurę, odkąd dziewczyna na tyle dorosła, by dołączyć do nikczemnego fachu braci. Ich bezeceństwa mogła przełknąć, jednak nie była w stanie zaakceptować tego, że córka jest taka sama. To było nie do przyjęcia, nie do przyjęcia u kobiety. Ale najgorsze były tego następstwa. Kolejna bezsensowna śmierć.

Terry Petherick był przyzwoitym człowiekiem, kochał tę blond dziwkę, którą wydała na świat. Był kiedyś uczciwym i dobrym policjantem, więc Sarah nie mogła zrozumieć, co takiego zobaczył w jej córce.

Podeszła do syna i szarpnęła go, żeby stanął z nią twarzą w twarz.

– Nie odwracaj się ode mnie, chłopcze, kiedy do ciebie mówię.

Uwolnił się od niej niezbyt uprzejmie i powiedział ściszonym głosem:

– Nie zapytasz o swoją córkę? Swoją jedyną córkę? Nie chcesz się dowiedzieć, co z nią? Żyje, umarła, została kaleką?

Potrząsnęła głową.

– Nie obchodzi mnie to…

Roy podniósł dłoń na znak, by ucichła.

– Więc zjeżdżaj do domu, mamo. Na pewno dowiesz się później wszystkiego od Janine.

Sarah patrzyła za nim, gdy odchodził, i przez chwilę było jej smutno. Potem wróciła złość. Maura była powodem wszystkich kłopotów w rodzinie. Potrafiła każdego przekabacić. Zmuszała ich do dokonania wyborów. Sarah usadowiła się na porysowanym plastikowym krześle, ułożywszy na kolanach dużą skórzaną torebkę.

Mogła poczekać, żeby się dowiedzieć, co jest grane. Była dobra w czekaniu, Bóg świadkiem, przez lata nabrała praktyki.

Pięć minut później jej wnuk Benny przeszedł obok niej – jakby nie istniała. Otworzyła torebkę, wyjęła różaniec z oliwkowego drewna i zaczęła się modlić.

***

– Cholerna stara czarownica! Ją i moją matkę powinno się raz na zawsze uciszyć.

W Royu odezwał się synowski instynkt.

– Nie mów tak o mojej matce. Ani o swojej.

Benny wzruszył ramionami, narastała w nim złość.

– Słuchaj, tato, to para starych mściwych wiedźm, dobrze o tym wiesz, tak samo jak ja. Cały ten „szacunek dla rodziców bez względu na wszystko” przeżył się już za czasów pieprzonej arki Noego! Nie mogę znieść żadnej z nich i jestem pewny, że ciocia Maura nie chce ich tutaj. Więc skończmy pierdolić i przejdźmy do rzeczy. Kto to zrobił i jak się odpłacimy?

Roy miał wrażenie, że to rozwścieczony Michael stoi przed nim jak żywy i patrzy na niego oczami Bena. Przejął go dreszcz, podobieństwo było ogromne – miał jednak nadzieję, że jego chłopak był heteroseksualny. Ale nawet timbre głosu miał identyczny jak Michael i tym przyciągał ludzi. Był arogancki jak Michael i tak samo mściwy. Maura uwielbiała go, a on ją, ku rozgoryczeniu Janine.

Pojawił się lekarz.

– Co z nią, doktorze?

– Jest przytomna. Dostała w głowę, ale to nic poważnego. Kilka rozcięć i siniaków. Nie widzę żadnych cięższych urazów. W każdym razie fizycznych.

Roy odprężył się.

– Dzięki. Możemy ją zobaczyć?

– Ale tylko pięć minut, nie dłużej.

Benny uścisnął ojca i Roy uświadomił sobie jego siłę i młodość. I to, że ma temperament Michaela – nie mija kilka sekund, a z wściekłego brytana zmienia się w radosnego szczeniaka lub na odwrót.

– Ale fart, tato. Ale cholerny fart.

Roy zdał sobie sprawę, że już niedługo straci kontrolę nad tym chłopcem, a o tym, co się wtedy może zdarzyć, wolał nie myśleć.