Nagle Benny wstał. Cisnął resztkę kanapki na ziemię, podniósł pałkę elektryczną i podszedł do Hicksa.
– Rozbieraj się.
– Co? – wyjąkał Jamie.
Próbował odwlec to, co nieuniknione. Benny uderzył go paralizatorem po nogach i śmiał się, patrząc na podrygujące na podłodze ciało.
Rozbierz go, Abul.
Ten zrobił, co mu kazano, zdzierając z Hicksa ubranie. Potem polał go lodowatą wodą z węża. To ocuciło biedaka na tyle, by wiedział, co się z nim dzieje.
Jego twarz była piekącą raną, podobnie noga. Widział dwa oparzenia w miejscu, gdzie paralizator przepalił dżinsy i dotknął skóry. Stał nad nim nie tylko Benny, ale także Lee. Jamie próbował zakryć rękami genitalia.
– Przytrzymaj go – powiedział Benny do Lee i wyciągnął klej Airfix.
– Proszę, Ben, tylko nie to. Tylko nie to…
Benny, głuchy na te błagania, krzyknął:
– Och, zamknij się, ty męska dziwko!
Jamie skamlał:
– Proszę cię, błagam cię, stary…
Benny ryknął:
– Zamknij się wreszcie! Trzeba było myśleć, kiedy wybierałeś sobie tego dupka Vica Joliffa na nowego kumpla. Naprawdę uważałeś, że się o to nie pogniewamy? Że powiemy: „Nic się nie stało, Jamie. Pieprzyć wszystko, co dla ciebie zrobiliśmy?”. Rusz mózgownicą. Sam sobie nawarzyłeś tego Piwa, pij je teraz i zachowuj się, kurwa, po męsku. A wy dwaj przytrzymajcie mu głowę.
Lee i Abul wykonali polecenie.
Rozdzierające wycie Hicksa, gdy zaklejano mu powieki, nie robiło na nich żadnego wrażenia. Wiedzieli z doświadczenia, że zanim minie dzień, będzie wył jeszcze głośniej. Że niewidzące oczy są gwarancją, iż w ofierze będzie narastał śmiertelny strach. Nie wie, co i kiedy ją czeka, i to jest najgorsze. Zwykle odbywało się to tak, że Benny zdejmował buty i podkradał się do więźnia, a kiedy nagle dotykał paralizatorem jego ciała zaskoczony facet przeżywał spotęgowany szok.
Jamie miał wrażenie, że już jest martwy. Nie miał czucia w rękach, brakowało mu powietrza, jakby na jego piersi leżała bryła lodu.
Pomyślał o Danielle i dzieciach i poczuł żal, że ich krzywdził. Przed oczami stanęła mu matka, która zawsze starała się wyciągać go z kłopotów, gdy był dzieckiem. Potem ojciec, nigdy trzeźwy, z szerokim skórzanym pasem w ręku. Potem siostra z armią chłopaków, którzy robili jej dzieci i znikali. Miała pogodną twarz, zanim rzuciła szkołę i odkryła, że jeśli opierdala partnerów, potrafią jakiś czas się jej trzymać. Potem wszystko pokryła łaskawa ciemność.
– Patrzcie, zemdlał!
Benny znowu się śmiał, ale był rozdrażniony. Zabawa jeszcze się na dobre nic rozpoczęła. Chciał dowiedzieć się wszystkiego o Joliffie, gdzie jest i co zamierza. Wypili kolejne piwo i znowu polali Jamiego wodą z węża, ale nawet nie drgnął. Lee i Abul zaniepokoili się.
– Oddycha? – spytał cicho Lee.
Abul sprawdził Hicksowi puls i pokręcił głową. Przygryzał wargi, niezdolny wydobyć głosu.
– Nie żyje?
W głosie Benny’ego słychać było urazę, jakby Jamie umarł ze strachu, żeby mu zrobić na złość.
– A to pieprzony onanista. Umarł. Miał czelność mi to zrobić… nie wierzę.
– Maura się wścieknie.
Lee powiedział na głos to, czego wszyscy się w duchu bali.
Benny zwiesił głowę jak skarcony uczniak.
– Wygląda na to, że umarł ze strachu – mruknął Abul.
Nagle wszyscy trzej zaczęli się śmiać.
– Maura wpadnie w szał, no nie?
Rechotali dalej i tak ich zastała dziesięć minut później – robili sobie niesmaczne żarty z leżącego przed nimi ciała. Jak gdyby nie rozumieli, co się stało. A stało się bardzo źle.
Vic wciągał kokę i próbował wyjaśnić Kenny’emu, dlaczego Maura Ryan i cała reszta powinni zginąć.
– Ale ona nie miała nic wspólnego ze śmiercią Sandry. Ile razy można ci to powtarzać, Vic? Za to ty wysadziłeś jej samochód, do cholery. Ty albo twoi wspólnicy, tylko nie chcesz powiedzieć, kto to był. I co, oczekiwałeś, że Maura to przełknie? Wiem na pewno, że ze śmiercią Sandry i mojej Lany nie miała nic wspólnego. To zrobił ktoś, kto stoi za tobą i miesza. Dlaczego, do jasnej cholery, nie wyrzucisz z siebie kto to?
Vic popatrzył na Kena.
– Jeszcze na to nie wpadliście? Nikt w mieście tego nie zgadł? Ciekawe, ile jeszcze czasu potrzeba tej kupie dupków, żeby odkryć, kto pociąga za sznurki.
– A kto to jest, Vic? Powiedz kto!
W głosie Kena było tyle desperacji, że Vic zastanowił się, czy mu nie powiedzieć. W końcu ten gościu miał do tego prawo. Ale jeśli puści farbę, trzeba będzie od razu wykonać wszystkie ruchy. A do przeprowadzenia całej gry Vic potrzebował ludzi. Teraz miał już niezbędne pieniądze, ale z jakiegoś powodu trudności nastręczała rekrutacja i dlatego potrzebował pomocy Kena.
Smithy, nie jestem taki zielony, na jakiego wyglądam, ale w tym momencie pasuje mi, żeby ludzie uważali, że chcę pomścić Sandrę. Co nie znaczy, że tak nie jest, nie zrozum mnie źle, ale gdy raz zacznę puszczać parę z gęby, znajdę się w podwójnym niebezpieczeństwie. Muszę dotrzeć do tych ludzi i muszę mieć swoją armię. Pomóż mi w tym, Kenny. Ty znasz wszystkich.
Kenny powoli potrząsnął głową.
– Masz tupet, wiesz? Jestem pośrednikiem, a nie pieprzoną agencją werbunkową. Sam sobie znajdź żołnierzy… ja muszę być neutralny.
Vic mrugnął do niego.
– Niekoniecznie wtedy, gdy chodzi o pewną uroczą klientkę, co? Ale jest, jak jest. Czy możesz jednak zrobić coś dla mnie? Zanieś wiadomość Maurze Ryan. Chcę się z nią spotkać na jej terenie. Tylko ja i Maura możemy przywrócić dawne porządki.
Ken patrzył na faceta przed sobą: tik nerwowy wprawiał mu w drganie policzki, ręce trzęsły się tak, że rozlewał herbatę, aż cały spodeczek w niej pływał. Wiedział, że jeśli przedstawi tę prośbę Maurze, ona prawdopodobnie się zgodzi na spotkanie, ale on sam nie mógłby się z tym pogodzić. Umiał odróżnić odwagę od głupoty. Z Vikiem w tym stanie umysłu wszystko było możliwe.
– Nie mogę tego zrobić, Vic. Nie mogę się wplątywać w coś tak ryzykownego.
Vic westchnął.
– Może to i lepiej. Sam poczułem się przez chwilę zbyt miękki. Coś ci powiem. Jeśli nie chcesz zanieść mojej prośby, to może przekażesz groźbę?
Kenny nabrał pewności, że się nie myli co do Vica. Był nieprzewidywalny, zmieniał front w mgnieniu oka. Joliff i Maura działający ręka w rękę na rzecz przywracania porządku? To byłby absurd.
– Powiedz jej, że muszę najpierw załatwić kilka innych spraw, ale jest na mojej liście. Wkrótce się z nią zobaczę Przekaż jej to, dobrze? – nalegał Vic.
Kenny z ociąganiem skinął głową. Niech szlag trafi neutralność. Ryanowie byli dobrymi klientami i to Maura pilnowała żeby wszystko się kręciło, więc powie jej co trzeba – we własnym, dobrze pojętym interesie.
– Porządny z ciebie chłop, Ken. I chyba nie sprawi ci to trudności. Skontaktuj się z nią.
Kenny nie wiedział, co go bardziej irytowało: to, że zgodził się na rolę wysłannika tego szaleńca, czy fakt, że Vic go przejrzał. Bo Ken zasłaniał się chłodnym profesjonalizmem, a tymczasem troszczył się bardziej niż powinien o Maurę Ryan i o to, żeby nie stała jej się krzywda.
Rozdział 12
Maura była rozsierdzona nie na żarty. Trzej dorośli mężczyźni stali na baczność jak niegrzeczni chłopcy, gdy na nich wrzeszczała. Nie żałowała gardła. Kiedy weszła i zobaczyła leżące na podłodze ciało, miała tak porażające wrażenie déjà vu, że omal nie zemdlała. Powrócił Sammy Goldbaum. Powrócił przyjaciel Michaela, Jonny. Powróciły wspomnienia, o których wołałaby zapomnieć.