Выбрать главу

Życie polega na dokonywaniu wyborów, a oni dokonali wyboru wiele lat temu. Za późno już było na zmiany.

Nawet gdyby ich zapragnęli.

***

Billy Mills był szczęśliwy. Miał kilka dolarów w kieszeni, konia pewniaka i ładną dziewczynę u boku. To jedna z jego stałych dziewczyn, a nie żadna hostessa czy tancerka erotyczna. Umawiała się z nim, bo naprawdę lubiła jego towarzystwo.

Zabierał ją tym razem na wyścigi konne w Brighton, miał biegać koń jego przyjaciela. Billy lubił Brighton. To był tor na każdą pogodę z sympatyczną restauracyjką, w której serwowano dobre, sute posiłki. Janette była ślicznotką, a dzisiaj przeszła samą siebie. W kostiumie z czarnej skóry będzie przyciągała wzrok facetów. Miała dużą pupę i nie maskowała jej jak inne kobiety z podobną figurą. Przeciwnie, szczyciła się nią – A Billy lubił duże pupy i przy każdej okazji ją podszczypywał.

Pomógł jej wsiąść do nowego jaguara, obmacując ją przy tym. Kiedy się wyprostował, serce zamarło mu w piersi. Obok samochodu stał Jack Stern z dwoma muskularnymi gorylami i szczerzył do niego zęby.

– Kiepsko wyglądasz, Jack.

– I czuję się kiepsko, a poza tym jestem o dobre parę funciaków lżejszy dzięki Ryanom.

– Pewnie chcesz, żebym zaaranżował spotkanie. Dobrze myślę?

– Dobrze. Właśnie to zawsze w tobie lubiłem, Billy. Nie tracisz czasu.

– Spadaj, Jack. Dziś mam wolny dzień.

– Już nie, Billy.

– Jaja sobie robisz czy jak? Jadę na wyścigi.

Jack westchnął ciężko i rozejrzał się wokół. Stali przy pustej drodze.

– Nie zmuszaj mnie, żebym cię porwał. Nie chce mi się, a to naprawdę nie może czekać.

– Z pewnością może poczekać dwadzieścia cztery godziny.

Janette wystawiła głowę przez okno.

– Jedziemy, psiakręć, czy nie?

Jack zachichotał.

– Skąd ją wytrzasnąłeś? Robiła za sukę na wyścigach chartów w Walthamstow?

Billy również się roześmiał. Jack potrafił być zabawny, miał duże poczucie humoru.

– Nie. Spotkałem ją w Henlow. Niby to też wyścigi psów ale znalazłem ją wśród widzów.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Trafiła ci się okazja. Ja też miałem w swoim życiu kilka dobrych suk.

Obaj zarechotali.

Po chwili Jack odezwał się już poważnie:

– To spotkanie musi się odbyć jak najszybciej, Billy. Wynagrodzę ci to, przecież wiesz. Ale to superważne. Zanosi się na kłopoty i potrzebuję zaprzyjaźnionego posłańca. Nie masz wyboru, chyba zdajesz sobie z tego sprawę?

Billy westchnął i pogodził się z losem. Fakt, że Jack pojawił się osobiście, mówił sam za siebie. Zerknął jeszcze na patrzącą spode łba Janette, wyciągnął z kieszeni dwie setki i rzucił jej na kolana przez otwarte okno samochodu.

– Przepraszam, Janette, wiesz, jak to jest.

– Pieprz się!

Wzruszył najpierw ramionami, ale potem roześmiał się do niej.

– Wolałbym pieprzenie z tobą, kochanie, ale inne obowiązki wzywają.

Jack i jego żołnierze ryknęli śmiechem. To było przyjazne spotkanie, mogli sobie pozwolić na wielkoduszność. Dziesięć minut później Janette stała samotnie na ulicy z dwustoma funtami i żądzą mordu na ślicznej buzi.

***

Danielle Hicks odpoczywała na swojej wysłużonej kanapie z dłońmi splecionymi na wielkim brzuchu. Najstarszy dzieciak, Petey, otworzył Maurze, która zatrzymała się niezdecydowana w progu, zawieszając wzrok na Danny. Dziewczyna wygląda jak własna karykatura i to jest zasługą Jamiego, pomyślała Maura.

Danielle spojrzała na nią smutno.

– Spodziewałam się tego. Gliny kręciły się tu bez przerwy.

Maura skinęła głową.

– Wiem.

Danielle zmusiła się do uśmiechu.

– Domyślałam się, że się pojawisz, jak wszystko ucichnie. A tak przy okazji, dostałam te pięćset funtów. Powiedziałam glinom, że to zrzutka od sąsiadów. Przełknęli ten bajer. Przetrząsnęli dom, diabli wiedzą, czego szukali. – Uniosła się na kanapie i krzyknęła:

– Petey, zrób herbatę!

Maura usłyszała, że chłopak nastawia czajnik.

– Ja mogę to zrobić.

Danielle potrząsnęła głową.

– Siadaj. Powiedz mi tyle, ile muszę wiedzieć, i poprzestańmy na tym.

Maura usiadła w fotelu, który stracił sprężyny wiele lat temu, jeszcze zanim stał się własnością Danielle. Rozejrzała się po pokoju, ogarniając wzrokiem wyblakłe zasłony, wytarty dywan, tapetę odłażącą od wilgotnych ścian, pudło zabawek wepchnięte do kąta, piętrzący się na podłodze stos rzeczy do prania. Niemal czuła zapach bezsensu życia spędzonego na rodzeniu zbyt wielu dzieci, jednego po drugim.

Danielle obserwowała Maurę.

– Śmietnisko, nie? Jamie odwalił tyle numerów i gówno z tego mamy. To zabawne, ale odkąd go nie ma, powodzi mi się jak nigdy.

Zaśmiała się.

– Gliny uważają, że mogę dostać odszkodowanie. Przyszli tu całą gromadą, w kombinezonach i ochraniaczach na butach. Zapytałam: „Po co wam taki strój? Tutaj nie jest aż tak brudno”.

Zachichotała z własnego dowcipu.

– Zabrali coś?

Przytaknęła.

– Tak, ale dla nich to bez wartości. Bo pierwsza rzecz, jaką zrobiłam na wiadomość o jego śmierci, to oczyściłam dom ze wszystkiego, co mogłoby obciążyć Jamiego albo kogokolwiek innego, jeśli o to ci chodzi. Wszystko jest u mojej kumpeli. Ona nie wie, co to jest, i nie chce wiedzieć. Oddam ci wszystko kiedy tylko będziesz chciała, OK?

Maura kiwnęła głową.

– A co dalej?

– Wydam to dziecko na świat, a potem pochowam tego dupka. Jest jeszcze w lodówce, a oni nie podają mi daty wydania zwłok. Ale widziałam wyniki sekcji. Wiem, że miał sklejone oczy. Uważają, że właśnie to było przyczyną śmierci. Ze strachu dostał ataku serca.

Zaśmiała się cicho.

– Kto by przypuszczał, że on może dostać zawału serca. Nie sądziłam, że w ogóle miał serce, przecież wiadomo, jak traktował mnie i dzieci.

Jej głos był pełen goryczy.

– Wiesz, co jest najdziwniejsze w tym wszystkim? Teraz, kiedy on nie żyje? Przynajmniej wiem, że nie jest z żadną babą, i jestem zadowolona.

Maura pogratulowała sobie, że nigdy nie pozwoliła dać się komukolwiek zawłaszczyć w taki sposób, w jaki Danielle poddała się władzy Jamiego. Wprawdzie Tommy ją zranił, ale da sobie z tym radę. Najbardziej ucierpiała jej duma. Danielle straciła swoją wiele lat temu.

– Czy wiesz, Maura, że chodziłam po domach różnych dziewuch, szukając go? Mimo że gdyby chciał być ze mną, toby tu był. Wychodził, mówiąc „odpieprz się”, wydzierał się na mnie i klął. Ale kiedy za parę dni wracał z przepraszającym uśmiechem i wdzięczył się do mnie, brałam jego fiuta i wycierałam gębę, zadowolona, że mam go z powrotem.

Maura wzięła dwa kubki herbaty od chłopca, który wydał jej się nienaturalnie cichy, i postawiła je na stoliku do kawy.

– Teraz go nie ma i co mi zostało? Siedmioro dzieci, to wszystko. Nie mam dla nich prawdziwego domu ani porządnych mebli. Ten samolubny dupek nawet nie był ubezpieczony.

– To nieważne, bo jesteśmy ci winni rekompensatę. Był głupcem i zapłacił za to, ale dopilnuję, żeby wszystkie twoje potrzeby były zaspokojone, nie martw się. W Woodford Greek jest bliźniak do wzięcia. Dobry rejon, szkoła blisko, a dom łowiony i umeblowany, z dużym ogrodem i oranżerią. Jedno słowo i jest twój. Chyba nie myślałaś, że zostawię cię bez zabezpieczenia?

Danielle potrząsnęła głową.

– Zostałam bez niego i tyś to sprawiła. Ty go zabiłaś, a w każdym razie twoja rodzina.

Maurę zaskoczyła zawziętość w jej głosie. Choć rozumiała gorycz osamotnionej, skrzywdzonej i przerażonej Danielle – zirytowała się. Wychyliła się ze swojego fotela i powiedziała cicho, żeby dzieci nie mogły jej usłyszeć: