Benny nie odwiedził Carol w szpitalu ani nie dowiadywał się, czy jest ryzyko poronienia, i to powiedziało jej wszystko, co potrzebowała wiedzieć.
Rozdział 17
– Co takiego?
Garry osłupiał. Jego mina rozśmieszyła Maurę. To był nerwowy śmiech, bo jednocześnie chciało jej się krzyczeć i wyć, od czego z trudem się powstrzymywała. Rzecz była tak odrażająca, że aż trudno było uwierzyć, iż zdarzyła się naprawdę. A zdarzyła się, nie było wątpliwości, choć Maura bardzo chciałaby, żeby to nie była prawda.
– Głowa, odcięta głowa, którą przechowywał w szafie! Boże! Nie pytaj mnie, w jakim celu, Garry, bo nie mam zielonego pojęcia i nawet nie chcę wiedzieć, po co ją tam trzymał.
Jej brat był zupełnie oszołomiony.
– On jest kompletnie szurnięty.
Maura zaśmiała się szyderczo:
– Co ty powiesz? Nigdy sama bym na to nie wpadła.
– Jak się teraz przedstawia sytuacja?
– No więc Benny jest jeszcze na wolności, ale wrzaski biednej Carol ściągnęły sprzątaczkę i sąsiadów, którzy wezwali gliny. Pewnie niedługo go dopadną
Garry podumał chwilę, po czym z całą powagą zapytał:
– Czy nie możemy powiedzieć, że ktoś tę głowę tam podłożył?
– A niby kto ją mógł podłożyć? Pieprzony Alan Titchmarsh?
Roześmiał się.
– No dobrze, ale czyja to głowa?
Maura wzruszyła ramionami.
– Aż boję się pomyśleć. Znasz Bena, może być czyjakolwiek. Garry śmiał się dalej.
– Nie chce mi się wierzyć, że prowadzimy taką rozmowę.
Maura pokręciła głową.
– To w ogóle nie jest śmieszne, Garry, ani trochę.
– Zależy czyja to głowa, nie uważasz? – Roześmiał się, ale tym razem speszyła go mina Maury. – Gdzie on się podziewa?
– Na razie jest bezpieczny.
– Czy to była głowa Rifkinda? Jak myślisz, Maws? Może chciał ci ją podarować na gwiazdkę albo z innej okazji? Wiesz, jaki z niego psychol.
Maurę mimo woli rozśmieszyła niedorzeczność tego, co powiedział, choć w przypadku Bena niczego nie można było wykluczyć.
– Rozkład był już daleko posunięty, więc nie, to nie mógł być Tommy. Nie on, niestety.
Garry pokręcił głową.
– Ten chłopak nadaje się do czubków. Jako ciężki przypadek. Czy matka już wie o tym?
Maura wzruszyła ramionami.
– Była wzmianka w wieczornych wiadomościach telewizyjnych, więc przypuszczam, że podejrzewa coś złego. Ale nie odzywała się do mnie.
Podjadę do niej i zobaczę, co z nią, dobrze?
– Lee prawdopodobnie już tam jest. Jadę z tobą.
Gdy wsiadali do samochodu, Garry znowu wybuchnął śmiechem. Przed posesją stało dwóch policjantów po cywilnemu, do których wykrzyknął wesoło:
– Mój bratanek nadał całkiem nowe znaczenie powiedzeniu „stracić głowę”, nie?
Zarechotał z własnego dowcipu.
– Daj spokój, Garry, na miłość boską! – syknęła zdenerwowana Maura.
Sprawa była tak absurdalna, że trudno było ją traktować poważnie, ale gliny będą musiały się nią zająć. Ci dwaj policjanci byli przerażeni. Wystarczyło na nich popatrzeć.
– Daj im spokój, Garry, oni ledwie wyrośli z pieluch. Usadowiła się w samochodzie i dodała: – Gliny najwyraźniej myślą, że jest seryjnym zabójcą, chyba coś takiego mówili w wiadomościach. Gromadzi trofea, powiedział psychiatra. Możesz polegać na ITV, że ze wszystkiego zrobią sensację. W domu Benny’ego gliny przewracają wszystko do góry nogami, można tylko mieć nadzieję, że nie ma tam nic więcej, co by jego albo nas obciążało. A jeśli znajdą cały skład głów?
Garry wzruszył ramionami.
– Tak czy siak to już nie ma znaczenia. Zostawmy sprawę policji.
– Pozwolić im działać, Gal?
Na jej zdziwienie odpowiedział chytrym uśmiechem. – Powiem krótko, Maws: nic teraz nie zrobimy. Dowiem się, kto prowadzi sprawę, i przeniosę ją, gdzie trzeba. Skądinąd pobyt w mamrze dobrze by naszemu chłopcu zrobił. Może, kurwa, wyciągnąłby z tego jakąś lekcję. Czy mam dopuścić do osadzenia go w areszcie?
Maura westchnęła w rozterce. Gal rozumował logicznie, pomysł był wart zastanowienia.
– Jeszcze zobaczymy, dobrze?
Garry uruchomił samochód i pomachał ręką „cywilom”. Jeden nerwowo odwzajemnił ten gest. Podczas jazdy Maurze przyszło do głowy, że jest jednak i dobra strona tego wszystkiego, mianowicie to, że ich wrogowie uświadomią sobie teraz, z kim mają do czynienia. Za wszelką cenę należało spotkać się z Vikiem. Bez tego nie wydobędą się z tego całego gówna. Wszystko ciągle wymykało jej się z rąk i była tym zmęczona.
– Niech posiedzi w areszcie, Gal. Masz rację, to dobrze zrobi temu gówniarzowi, brat uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją.
– Dostanie w kość, Maura. Ciekawe, jak mu się spodobają brodate panienki.
– Skoro mowa o panienkach, powinnam jeszcze odwiedzić Carol.
Garry ziewnął, nagle znudzony.
– To raczej twoja sprawa, nie moja. Nie chcę oglądać tej głupiej cipy. To wszystko jej wina. Ciekawska. Jak każda baba musi wsadzać nos w nie swoje sprawy.
– Bądź fair, Garry, przecież nie mogła wiedzieć, co znajdzie.
– Nie w tym rzecz. Wskazała palcem na nas wszystkich, może nie? Wyobrażasz sobie, jakie śmierdzące będą konsekwencje? Mam nadzieję, że następnym razem Ben jej utnie głowę.
Dalszą drogę do Notting Hill odbywali w milczeniu. Maura rozmyślała. Za żadne skarby świata nie chciałaby znajdować się teraz na miejscu Carol. Nie miała wątpliwości, że Benny także widzi w niej głównego winowajcę. Jak bracia zawsze zwalał winę na kogo innego. Typowe dla Ryanów. Nie mogła powstrzymać natrętnych myśli o tej głowie. Dlaczego trzymał ją tak długo? Czy ją wyjmował i oglądał? Na samą myśl o tym zrobiło się jej niedobrze, ale wiedziała, że to do niego podobne. Już niczym nie mógłby jej zadziwić.
Sarah i Carla siedziały w kuchni przy herbacie. Z trudem przychodziło im uwierzyć w to, co tym razem zrobił Benny. Lee przysiadł na schodach i odebrał telefon, który dzwonił i dzwonił. Wszyscy troje byli na wpół otępiali.
Wszedł Roy i skierował się wprost do kuchni, ignorując Lee który uśmiechnął się do niego na powitanie.
– Jak się masz, mamo. Czy Maura już jest? – zapytał.
Ostrzegał córkę, było oczywiste, że boi się awantury z ciotką.
Sarah pokręciła tylko głową.
– Pomieszało mu się w głowie, dobrze mówię?
Roy przytaknął.
– Na to wygląda, mamo. Rozmawiałem z nim… jemu to się wydaje bardzo zabawne.
Sarah cmoknęła z dezaprobatą.
– Co z Carol? Jak zniosła taki straszny szok?
– Jest w szpitalu. Zawieźli ją do Basildon na oddział położniczy. Nie brzmi to za dobrze. – Przeciągnął dłonią po twarzy w geście bezsilnego gniewu. – Mógłbym go zamordować. Janine stale mu powtarzała, że ma źle w głowie. Nie powinna tego robić. Była popieprzoną wariatką, i tyle.
Sarah zdumiały jego słowa. Wydawało się, że po śmierci żony Roy wyniósł ją na piedestał. Teraz znowu chciał w niej widzieć przyczynę wszystkich nieszczęść.
– Synu, uspokój się. Idź po brandy do salonu. Wszystkim nam dobrze zrobi.
Spojrzał na matkę z niedowierzaniem w oczach.
– Brandy, mamo, brandy, psiakrew? Nawet garść tabletek ecstazy w herbacie nie poprawiłaby nam nastroju. Gliny opadną nas jak zgraja psów. Już warują pod moją chałupą i tutaj też są, o tam.
Machnął ręką w kierunku drzwi wejściowych. Sarah westchnęła.
– To nic nowego, Roy, obserwowali ten dom przez lata. Swego czasu miałam zwyczaj częstować ich herbatą.