– Nie sądzę, żeby podanie herbatki ugłaskało tych, za oknami, mamo. Co za palant z tego Benny’ego!
Sarah z nagłym ożywieniem powiedziała:
– Przez tego drania muszę znosić wstyd i upokorzenie! Jak spojrzę w oczy sąsiadom? A co gorsza, jak pokażę się w kościele.
Roy zbył ją.
– Masz na to swój sposób, mamo: potrząśniesz dobrze kiesą. Kto jak nie ty może im wykupić drogę do nieba?
Nigdy dotąd nie mówił do matki w ten sposób i wyraz jej twarzy świadczył o tym, że poczuła się dotknięta.
Lee warknął spod drzwi:
– Przyhamuj, Roy, dość tej gadki. Nie widzisz, że matka ma powody do zmartwienia?
– Zmartwienia? Dla ciebie to są zmartwienia? – ironizował Roy.
– Przesadnie reagujesz – stwierdził Lee. – Do rana wszystko się ułoży. Zostaw mamę w spokoju, jest zdenerwowana.
Roy odwrócił się w stronę brata, podszedł do niego i ryknął mu w twarz:
– Ona jest zdenerwowana?! A co powiesz o mnie? To mój syn! Wyhodowałem szaleńca. Boże, zachowujecie się, jakby to, co zrobił, było normalne. Jest niebezpiecznym świrem i wszyscy to wiemy, ale pasuje nam ktoś taki w rodzinie, może nie? Budzi postrach, pracuje dla nas, przydaje się. Ryanowie! Wszyscy popieprzeni i obłąkani. W porządku, ale dla mnie to za wiele. Głowa w pudle na kapelusze w jego szafie? W tym samym pokoju kocha się z dziewczyną, która ma w brzuchu jego dziecko. Cały czas wie, że ta głowa tkwi w tym cholernym pudle, rozkładając się i zasmradzając pomieszczenie… i mówi się, że ja przesadnie reaguję. Kpicie sobie, do kurwy nędzy, czy co?
Carla zaczęła płakać.
– Przestań, tato, przerażasz mnie.
Roy ledwie rzucił na nią okiem.
– Powiem ci coś, mamo. Powinnaś skończyć na Michaelu i Geoffreyu. Ale ty, jak pieprzona kotka, rodziłaś naszemu staremu kolejnych pomyleńców, a teraz my wydajemy na świat własnych. Ponosisz odpowiedzialność za jakieś pięćdziesiąt procent ciężkich przestępstw w Londynie, lecz jesteś za głupia, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Ludzie, którzy dla nas pracują, prostytutki, dealerzy… to też twoja niezamierzona produkcja. Więc tym razem daj hojną ofiarę, kochana. Drogo cię będzie kosztować spokój sumienia i miejsce w niebie.
Sarah zbladła. Bardzo zabolały ją te słowa z ust własnego syna. Na widok jej zgnębionej twarzy Lee bez zastanowienia rzucił się na Roya i zdzielił go w szczękę. Roy zwalił się na podłogę jak worek kartofli. Gdy Garry i Maura wchodzili do domu, usłyszeli przeraźliwy wrzask Carli.
Garry spojrzał na siostrę i zażartował:
– Czyżby jeszcze jedna głowa?
Maura westchnęła i mimowiednie się uśmiechnęła.
– Kurczę, mam nadzieję, że nie, Gal.
Widząc pandemonium w kuchni, zorientowała się w sytuacji. Objąwszy matkę ramieniem, wyprowadziła ją stamtąd. Zdecydowała, że to dobry moment na próbę prawdziwego pojednania między nimi.
– Spakuję trochę twoich rzeczy, mamo. Zabiorę cię do siebie na kilka dni, co ty na to?
Sarah skinęła tylko głową, niezdolna wydobyć z siebie głosu po tym, co usłyszała od Roya. Maura przytuliła ją mocno.
– Wiem, co czujesz, mamo. Gnębi mnie to tak samo. To wyraźny sygnał alarmowy, nie sądzisz?
Sarah przytaknęła.
Po raz pierwszy od lat była naprawdę zadowolona z obecności córki. A Maura po raz pierwszy od lat była zadowolona, że jest przy matce.
Abul i Benny byli nawaleni i rechotali jak wariaci.
– W garażu jest jeszcze jedna głowa.
– Żartujesz, Ben!
Abul był zszokowany albo udawał.
– Co ty… wiesz, jak to mówią, co dwie głowy, to nie jedna.
Hindus znowu zaczął się pokładać ze śmiechu.
– Przestań, Benny. Brzuch mnie boli.
– Tylko mi tu nie umieraj ze śmiechu, stary. Już i tak mam dosyć kłopotów.
Zrywając boki, z trudem skręcali kolejnego jointa.
– Więc nie wiesz, kto to był?
Benny teatralnym gestem podrapał się w głowę.
– Ni cholery.
Abul wiedział, że Benny łże.
– Jesteś chory na umyśle.
Benny spoważniał.
– Nie będę polemizował z tą diagnozą. To samo powiedzieli mi specjaliści, a kimże ja jestem, żeby podawać w wątpliwość opinie medycznych autorytetów?
– Czy mam przynieść kanapki z samochodu?
Benny pokręcił przecząco głową.
– Nie, wyjdziemy i zjemy w knajpie, OK?
Abul nie był zachwycony.
– To nie jest dobry pomysł.
Benny wyszczerzył zęby.
– Wiem. Ale jak pojedziemy drogą na Ilford, możemy zjeść w knajpie twojego wuja. Marzy mi się curry z ryżem.
Widział, że Abul nie aprobuje tego pomysłu, ale się nie przejmował.
– Skręcę nam podwójnego, to pociągniemy w samochodzie. Mam towar na silnego kopa.
– Rodzina nie będzie zachwycona.
Benny wzruszył ramionami.
– Znaleziono u mnie w szafie głowę, skądinąd niczego sobie, więc myślę, że wypad na szybką kolację plasuje się bardzo nisko na skali wykroczeń, nie uważasz?
– Ty tu rządzisz.
Benny sapnął z zadowoleniem.
– Jeśli Carol, ta wścibska głupia cipa, straci moje dziecko, przemielę ją na miazgę, nie żartuję. Gdyby nie wtykała nosa…
Robił się wściekły i Abul wiedział, że z powodu naćpania znowu mu odbija.
– Opanuj się, Benny, ona nie zrobiła tego rozmyśla. Założę się, że była w szoku. Przeraziła się.
Benn zarechotał.
– Na pewno nie aż w takim szoku jak ten dupek, kiedy mu ucinałem głowę. – Zeskoczył z kanapy. – No, ruszajmy umieram z głodu.
Abul wyszedł za nim. Wychodzenie z ukrycia było szaleństwem, nawet jak na standardy Bena. Ale skoro wymarzył sobie curry, będzie je miał. Zawsze musiał mieć, co chciał i stąd wynikała połowa jego kłopotów.
Billy Mills siedział właśnie u Jacka. Po odebraniu telefonu Jack włączył Sky News. Prezenter relacjonował domysły na temat roli, jaką Ryanowie odgrywali w londyńskim świecie przestępczym, od kontrolowania ulicznej sprzedaży lodów i hot dogów po prowadzenie licznych klubów, pubów i innych przedsięwzięć.
Głowa w szafie przyciągnęła uwagę publiki. Nie było akurat innych sensacyjnych wydarzeń, tak że z punktu widzenia dziennikarzy nie mogło się to zdarzyć w lepszym czasie. Trafiła im się nie lada gratka.
Oglądając telewizję razem ze swoimi ochroniarzami, Jack czuł rozpełzający po całym ciele lęk. Billy potrząsał głową z pełną niedowierzania miną.
– Najgorsze z tego wszystkiego, Jack, jak znam Bena Ryana, jest to, że on ani chybi obciął facetowi głowę bez powodu. Za to, że zajechał mu drogę czy coś takiego. Założę się, że za nic poważnego. Benny to kawał drania, każdy to wie, ale jest dobrym kumplem. Znamy się od wieków. Pamiętam, jak kilka lat temu, a był jeszcze smarkaczem, pokiereszował w Silvertown starego wygę tylko dlatego, że wydawało mu się, iż facet źle się o nim wyraził.
Billy mówił to wszystko w określonym celu, on zawsze miał dobre kontakty z Bennym. Miało to być ostrzeżenie dla Jacka, że nie chciał go przekazywać w zbyt oczywistej formie.
– Im szybciej ktoś go sprzątnie, tym lepiej.
Billy wzruszył ramionami.
– Trzeba by najpierw unieszkodliwić Abula, dopiero potem samego Bena… nie mówiąc już o reszcie Ryanów, którzy strzegą jeden drugiego, a mają jastrzębie oczy. Terminowi „dobrze funkcjonująca rodzina” nadali specyficzne znaczenie. – Uśmiechnął się, siląc się na swobodę, i dodał: – Ale jeśli nalegasz na spotkanie, oczywiście zaaranżuję je dla ciebie.
– Czy mógłbyś się wreszcie zamknąć?
Głos Jacka brzmiał markotnie i Billy już wiedział, że trafił w czułe miejsce.