Выбрать главу

Zastanawiała się, jak się miewa mała Carol. Sama ciężko przeżyła utratę praprawnuka. Prawie tak ciężko, jak niegdyś utratę biednego maleństwa Maury. Wtedy przygniotło ją to do ziemi. Przez lata wmawiała sobie, że dla tego dziecka lepiej było nigdy się nie narodzić, ale teraz nie była tego taka pewna. Maura, Boże miej ją w swojej opiece, była z natury opiekuńcza i powinna mieć mnóstwo dzieci.

Próbowała odsunąć od siebie te dręczące myśli.

Ilekroć myślała o tamtym dniu, budziło się w niej poczucie winy. Czasem aż ją mdliło. To ona zaprowadziła tam swoją córkę, przytrzymywała ją, gdy brudne babsko od skrobanek wyrywało z brzucha Maury jedyną dobrą rzecz, jaka jej się w życiu trafiła. A wszystko dlatego, że ona, Sarah, bała się spojrzeć sąsiadom w oczy, bała się takiej hańby dla swojego dziecka i rodziny.

Nieślubne dziecko. Teraz to na porządku dziennym, ale wówczas było hańbą ciągnącą się za kobietą do końca życia. Tak, bała się wstydu i oczywiście reakcji Michaela, choć on by się z tym w końcu pogodził.

Co za ironia losu! W porównaniu z całym tym szambem, z którym musiała się pogodzić jako matka tej rodziny, nieślubne dziecko Maury to była żadna sprawa. Dziś byłoby dorosłe, kochałoby mężczyznę lub kobietę, a Maura miałaby kogoś z własnej krwi, kogo mogłaby obdarzyć miłością.

Powróciła żywa pamięć tamtej strasznej chwili sprzed lat. Dziecko, płód jeszcze, w pomarańczowej miednicy, całe we krwi. Sarah zacisnęła oczy, żeby wymazać ten okropny obraz.

Ale nie chciał zniknąć.

Znowu przeszywał ją ból, więc przewróciła się na bok, szukając ulgi. Wynagrodzi Maurze to wszystko, tak postanowiła. Zamknęła oczy i zaczęła codzienną modlitwę:

– Najświętsze Serce Jezusowe…

Bóg jest dobry, zapewni jej spokój i zasłużony odpoczynek, była tego pewna. Modliła się za to dziecko, tak jak modliła się za swoje dzieci i za wieczne odpoczywanie męża. Musi wybłagać łaskę niebios dla wszystkich, zanim opuści ziemski padół. Modliła się więc żarliwiej niż zawsze. Nie wiedziała, co więcej mogłaby zrobić. Ból się nasilał. Ściskał obręczą jej pierś i miała problemy ze złapaniem tchu.

Zmusiła się do głębokiego, miarowego oddychania i cały czas się modliła. Ale ból był nieznośny.

Widziała Bena i odciętą głowę, widziała, jak trzyma ją w rękach i śmieje się. Nie zdawał sobie sprawy, iż zrobił coś bardzo złego. W jej Michaelu nie było tyle zła – chociaż miał trudny start, a Benny dostawał wszystko, co według telewizji i gazet dziecko powinno otrzymać. Jednak od zawsze był łobuzem i nie minie wiele czasu, a sprowadzi na nich coś jeszcze gorszego niż ostatnie nieszczęścia.

Mimo to kochała go całym sercem i duszą. Kiedy się do niej uśmiechał lub ją przytulał, czuła się najszczęśliwszą istotą na świecie. Było to szczególne uczucie: jakby zaufało ci dzikie zwierzę. Benny miał tak mało miłości do ofiarowania, że kiedy ją dawał, było to zniewalające, bo wiązało się z tym poczucie przynależności do garstki wybrańców.

Serce Sarah zaczęło bić szybciej i intensywnie się pociła. Zmusiła umysł do powrotu do modlitw i miała nadzieję, że ta noc szybko się skończy. Cokolwiek przyniesie nowy dzień, wiedziała, że sobie z tym poradzi. Bóg dał ci grzbiet do dźwigania ciężarów, tak mówiła jej matka. A Sarah miała mocny grzbiet i silną wiarę – i to było wszystko, czego potrzebowała. Pójdzie na mszę o ósmej i przystąpi do komunii świętej. To ją zawsze uspokajało, kiedy miała zmartwienie.

***

Tony Dooley i Geny Jackson zrobili przegląd zabudowań i terenu wokół, teraz oświetlonego lampami łukowymi. Wszystko wyglądało nieskazitelnie. Nie pozostawiono niczego obciążającego, żadnych odcisków opon czy butów mogących świadczyć o tym, że ktokolwiek z nich był tutaj. Żadnych obciążających ich śladów.

Usiedli wewnątrz magazynu i zapalili razem skręta, wspominając stare dzieje. Niebezpieczeństwo krwawej potyczki zostało zażegnane i będą mogli bez przeszkód wrócić do domu.

Przynajmniej taką mieli nadzieję, czekając na przyjazd gliniarzy. Wtedy dopiero, nie wcześniej, będą mogli stąd wyjechać.

A tamtym się nie spieszyło.

Tony Dooley zaczął zwijać kolejnego skręta.

– Człowieku, jak ja nienawidzę czekać.

Gerry wzruszył ramionami.

– Nie mamy wyboru. Ale kiedy już się załatwimy z tymi w kajdankach, wszystko to skończy się nie tylko na dzisiaj, lecz raz na zawsze. Wiesz, Tony, to dziwne i śmieszne, ale lubiłem Vica. Ja i Michael szlajaliśmy się z nim lata temu. To przez prochy tak się z nim stało, nie? Każdemu odbierają rozum.

Tony przytaknął.

– Na ilu takich się napatrzyłem… Przeciągnął powoli językiem po bibułce do skręta i dodał cicho: – Najbardziej żal mi Roya.

Gerry westchnął.

– Gdyby to był mój chłopak… wolę o tym nie myśleć.

– Benny jest pojebany, to wariat, ale takie jest życie. Należało zrobić z nim porządek, gdy był jeszcze dzieckiem.

Gerry pokiwał z ubolewaniem głową, a w duchu był zadowolony, że żaden z jego synów nie odbiega od normy. Byli zimnymi i bezwzględnymi draniami, ale w końcu dobrze im to służyło.

Oparli się o ścianę i palili skręta, użalając się nad Royem i jego kłopotami, dobrze im się gadało ze sobą. Obaj byli przerażeni tym, co się miało jeszcze wydarzyć, ale wiedzieli, że to konieczne. W gruncie rzeczy aż dziwne, że to się nie stało wcześniej. Benjamin Ryan był od kilku lat jak niewypał, który w każdej chwili może wybuchnąć.

Gerry zaciągnął się głęboko i spojrzał na swoich przystojnych chłopaków, którzy właśnie kończyli pracę. Był dumny z każdego po kolei i zadowolony, że wyrośli na zdrowych przeciętniaków.

Wąską alejką podjeżdżał samochód. Obaj mężczyźni patrzyli, jak Maura i Garry idą w jego kierunku. Instynktownie położyli dłonie na broni. W końcu to wszystko jeszcze się nie skończyło. Daleko do tego!

***

Carla jeszcze nie spała, siedziała na łóżku z papierosem Silk Cut, ogarnięta strachem, jaki w kobiecie może wzbudzić tylko niechciana ciąża. Patrzyła na tester, ale niebieska linia wciąż była wyraźnie widoczna. Była tam od pięciu godzin, lecz Carla ciągle miała nadzieję, że to pomyłka.

Była w ciąży – i to w dodatku z Tommym.

Popiła wodę ze szklanki stojącej na nocnej szafce i zapaliła następnego papierosa. Zastanawiała się, co ma zrobić z tym fantem. Ostatnia rzecz, jakiej by chciała kobieta w jej wieku, to drugie dziecko.

Maura zachowywała się w stosunku do niej przyzwoicie, ale to uleci z wiatrem, kiedy dowie się o ciąży. Wzięła do ręki komórkę i ponownie wybrała numer Rifkinda.

Od razu odezwała się poczta głosowa i Carla zostawiła wiadomość, żeby oddzwonił natychmiast po odsłuchaniu wiadomości, bo to bardzo ważna sprawa. Wiedziała, że tego nie zrobi, ale jeszcze łudziła się, że przyjedzie i wybawi ją z tego kłopotu, zadba o nią i o dziecko. Jeśli nie zadzwoni, trzeba będzie usunąć płód prywatnie i po cichu. Nic innego nie wchodziło w grę, bo Maura na pewno nie życzyłaby sobie, żeby takie małe wspomnienie po Tommym Rifkindzie kręciło się w jej pobliżu. Na zabieg potrzebne były pieniądze, a jedyną metodą ich zdobycia był jak najszybszy powrót do łask.

Popatrzyła na zegar. Minęła trzecia nad ranem, a jej nie chciało się ani trochę bardziej spać niż pięć godzin temu. To była głupota zadurzyć się w Tommym Rifkindzie, ale trudno było mu się oprzeć. Był seksy i ekscytująco niebezpieczny. I miał wielkiego fiuta. A jak ją posuwał! Teraz została ze wspomnieniami i ciążą.

Żałowała, że go spotkała i oszalała na jego punkcie. Ale stało się i musiała jakoś to rozwiązać.