Выбрать главу

Jak by to nazwał Joey? Konfrontacją z rzeczywistością? No to czekała ją najgorsza konfrontacja z rzeczywistością w całym jej życiu.

***

Maura patrzyła, jak główny inspektor Billings wyłącza silnik i siedzi sztywno, czekając, aż do niego podejdą. Ział bezsilną nienawiścią. Facet bez jaj w potrzasku, pomyślała.

Dziś miał popracować na swoje łapówki i nikt nie udawał, że to będzie przyjemne.

– Dzień dobry, panie Billings. Przyjechał pan szybciej, niż się spodziewałam.

Ironia Maury, czytelna dla niego i wszystkich innych, ubodła inspektora.

Garry otworzył bagażnik samochodu policjanta i wyjął duży, zawinięty w koc pakunek. Zważył go w rękach, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy wyciągnął z niego cztery karabiny automatyczne robione specjalnie dla policyjnych snajperów.

– Czyste?

Billings kiwnął głową.

– Oczywiście.

Garry wyszczerzył zęby.

– Dobrze. Możesz już spieprzać.

***

Trzej więźniowie mieli świadomość, że wreszcie przyszedł na nich koniec. Maura patrzyła beznamiętnie, jak Vic i Abul, wyciągani z budynku, szarpią się i protestują, choć wiedzą, że nie unikną tego, co im pisane. Poleciła innym, by na chwilę zostawili ją samą z Joem.

– Nadal tego nie pojmuję – oświadczyła. – Wiem, że Rebekka mnie nienawidziła i może miała powód, ale ty? Byliśmy kiedyś skumplowani.

Wyglądał na wycieńczonego i miał zapadnięte oczy, ale jego głos był zaskakująco silny, kiedy powiedział gorzko:

– Dopóki w mojej rodzinie nie zdarzyła się tragedia, której sprawcami byliście ty i Michael.

Maura była zaskoczona.

– Przecież ty nie masz rodziny, Joe. Jesteś jedynym samotnym osiemdziesięcioletnim playboyem, jakiego znam.

Westchnął ciężko i odparł:

– Każdy ma rodzinę. Każdy ma korzenie. I nie tylko wy, Ryanowie, to cenicie. Sammy Goldbaum był moim kuzynem.

Przez moment nie mogła spojrzeć mu w oczy.

– Nie wiedziałam.

– Nigdy się tym nie chwaliłem. Był nicponiem, hazardzistą. Ludzie przychodzili do mnie, żebym spłacał jego długi. Ale był synem ukochanej siostry mojej matki, jedynym z tej strony mojej rodziny, który w czasie wojny dotarł do Anglii. Reszta zginęła w Łodzi. Kiedy moja matka była na łożu śmierci, obiecałem jej, że zawsze będę się opiekował kuzynem Sammym, i gdy zginął… – Głos Joego załamał się. – Oczywiście pomagałem jego żonie i dzieciom. Rebekka była uroczą istotą, przywiązałem się do niej jak do córki, której nigdy nie miałem. Okazało się, że ma niesamowitą głowę do rachunków. Uczyła się księgowości i pracowała dla mnie. Przez lata zarobiła dla mnie miliony, miała piękny dom i syna, z którego była dumna. Ale nie mogła zapomnieć, jaka śmierć spotkała jej ojca. Nienawidziła Ryanów za to, co zrobili, i kiedy wymyśliła ten plan, błagała mnie o pomoc, więc co miałem zrobić? Była rodziną. Wiesz, jak to jest.

Nie musiała odpowiadać. Oboje wiedzieli, że Maura wydaje na niego wyrok w obronie pozycji swojej rodziny w hierarchii podziemia. Wymógł jednak na niej obietnicę, że Ryanowie nie wejdą w jego biznesy, które przejmie spadkobierca, Sammy Kowolski, syn Rebekki.

Nikt nie musiał wyciągać Joego na zewnątrz. Wyszedł z uniesioną wysoko głową i sam wszedł na tył auta.

***

Benny z zaparkowanego samochodu obserwował, jak jego przyjaciela od dzieciństwa, cały czas trzymanego na muszce, wpychają do rangę rovera. Nadal się dziwił, dlaczego Abul go zdradził, ale tłumił żądzę zemsty. Wiedział, że ma zachowywać się nienagannie i nie przeciągać struny. Obgryzał paznokieć kciuka, co było u niego oznaką niepokoju. Zobaczył, że podchodzi do niego wuj Garry. Uśmiechnął się, choć bolało jak jasna cholera i marzył tylko o tym, by położyć się i zasnąć.

Kiedy dotarło do niego, że to on ma zabić Abula, wpadł w euforię, uznał to za dowód, że uzyskuje przebaczenie. To się w końcu musiało stać, ale bardzo się cieszył, że już teraz i że dostaje szansę wykazania się.

Był zdecydowany się popisać. To będzie godzina jego życia. Dzięki temu wróci do łask, a na tym zależało mu najbardziej na świecie.

Garry otworzył drzwi samochodu i powiedział miękko:

– Chodź. Pora oddzielić chłopców od mężczyzn.

Wszyscy patrzyli, jak obaj idą powoli w stronę rangę rovera.

***

Sarah w końcu wstała z łóżka i usiadła na wyściełanym krześle koło okna. Poranny chór rozpoczął już swoje trele i słuchała ich jednym uchem. Miała wrażenie, że jej klatka piersiowa za chwilę eksploduje. Głęboko odetchnęła kilka razy i zmusiła się do podźwignięcia.

Rękę nadal miała bez czucia. Rozcierała ją drugą, zdrową, i zastanawiała się, czy nie miała udaru, chociaż pamiętała, że czuła się tak samo za każdym razem, gdy umierało jedno z jej dzieci.

Powoli wyszła z sypialni i ostrożnie zaczęła schodzić po schodach. Nie usnęłaby teraz. Wolała zrobić sobie herbatę i poczekać, aż córka wróci do domu.

Jedna ręka zwisała bezwładnie wzdłuż ciała, więc przytrzymała ją drugą na brzuchu.

Zaschło jej w gardle i czuła, że ogarnia ją lęk, ale nie miała pojęcia, czego się boi.

***

Benny patrzył na swojego dawnego kumpla i uśmiechał się do niego. Abul był skuty kajdankami podobnie jak dwaj pozostali więźniowie i nie miał szans na ucieczkę.

– Załatw to wreszcie, nie opieprzaj się, Benny – powiedział, pryskając śliną przez powybijane zęby.

Zawsze był z nich taki dumny, pomyślał Benny. Przystojny, czarujący Abul, jego najlepszy przyjaciel. Vic zaśmiał się sarkastycznie.

– Zastrzelcie nas już, do cholery ciężkiej, wszystkim należy się wreszcie trochę snu.

Wyglądał jak zjawa w słabym wewnętrznym oświetleniu range rovera. Gdy Benny strzelił mu w pierś, osunął się na siedzeniu. Joe Żyd zemdlał i Benny wziął go jako następnego, używając kolejnej sztuki broni. Pozostał Abul. Garry i Maura przyglądali się uważnie, podobnie jak wszyscy pozostali, gdy Benny wziął trzeci karabin i powoli namierzał cel.

Abul nie spuszczał wzroku z dawnego przyjaciela, arogancja zniknęła z jego twarzy. Stanęły mu przed oczami obrazy z dzieciństwa. Przypomniały mu się figle, jakie razem płatali. I to, że był hołubiony przez Ryanów, jakby należał do rodziny. Ale chciał więcej, chciał przejąć władzę i nie wyszło mu to na dobre.

– Przepraszam, Ben.

To był prawie szept.

– I ja też, stary.

Benny poczuł, że ręce trzęsą mu się ze zdenerwowania. Nigdy przedtem nie wahał się, gdy miał zabić, nie żałował swojej ofiary, lecz dawnemu przyjacielowi nie chciał zrobić krzywdy. Nie chciał widzieć Abula martwego. Nie w tym momencie, kiedy tamten patrzył na niego takim samym wzrokiem, jak kiedy byli dziećmi i Benny podle się zachowywał.

– No dalej, Benny, nie mamy całej nocy przed sobą – ponaglił go Garry.

Benny po raz ostatni popatrzył na Abula, a potem powoli nacisnął spust. Ten strzał wydał mu się znacznie głośniejszy niż dwa poprzednie. Jeszcze dzwoniło mu w uszach, gdy opuszczał broń, nadal wpatrzony w przyjaciela. Nie było mu fajnie z tym, co zrobił. Jedyny człowiek, na którym mu kiedykolwiek zależało, nie żył.

Gdy Abul opadł głową w przód na siedzenie pasażera, Roy podszedł z tyłu do syna, łagodnym gestem odwrócił go przodem do siebie i strzelił mu prosto w serce.

Benny osunął się na ziemię z wyrazem zdumienia na twarzy.

Maura odwróciła głowę, a Kenny przygarnął ją do swojej piersi, chcąc jej oszczędzić widoku umierającego bratanka.

– Co to, do diabła, ma znaczyć? – warknął Garry. – Powinieneś poczekać, aż wsiądzie do samochodu, tak ustaliliśmy.