Выбрать главу

Nowiny ze świata zewnętrznego wypełniały głowę Yukiri, choć starała się o nich nie myśleć. Właściwie częściej trapiła się brakiem stałych wiadomości. Przyniesione przez „oczy i uszy” informacje z Altary i Arad Doman okazywały się z sobą sprzeczne, a nieliczne sprawozdania, które zaczynały przeciekać z Tarabonu, również przerażające. Wedle plotek, władcy Ziem Granicznych znajdowali się wszędzie: od Ugoru, przez Andor i Amadicię aż po Pustkowie Aiel. Jedyny zaś potwierdzony raport głosił, że żaden z nich nie był tam, gdzie być powinien, czyli broniąc Granicy Ugoru. Aielowie z kolei przebywali niemal wszędzie i w końcu podobno uwolnili się od kontroli al’Thora, o ile w ogóle kiedykolwiek byli od niego zależni. A słysząc ostatnie nowiny z Murandy, Yukiri miała ochotę jednocześnie zgrzytać zębami i płakać, podczas gdy Cairhien...! Siostry były w całym Pałacu Słońca, jedne uważano za nielojalne, niektóre wręcz podejrzewano o bunt. Yukiri nie miała wiadomości od Coiren ani od przedstawicielek jej misji, odkąd opuściły miasto, chociaż powinny wrócić do Tar Valon już dawno temu. I jak gdyby to wszystko nie wystarczało, sam al’Thor znowu zniknął niczym mydlana bańka. Czy opowieści o zniszczeniu Pałacu Słońca mogły być prawdziwe? O Światłości, chyba ten człowiek przecież jeszcze nie oszalał! A może przestraszyła go głupia propozycja Elaidy i gdzieś się ukrył? Ale czy jego kiedykolwiek coś przerażało? To raczej on przerażał inne osoby — ją, pozostałe członkinie Komnaty Wieży — i zmuszał je do stawienia czoła własnym lękom.

Jedno było naprawdę pewne: że te wszystkie informacje nie mają praktycznie znaczenia wobec ogólnej nawałnicy. Wiedza na temat realiów w najmniejszym nawet stopniu nie poprawiała Yukiri nastroju. Mówiąc obrazowo, niepokój, że się wpadło między róże (nawet jeśli ciernie w końcu mogą zabić), stanowi właściwie luksus, jeśli równocześnie ma się przyciśnięty do żeber czubeczek noża.

— Ilekroć w ubiegłych dziesięciu latach opuszczała Wieżę, zawsze wyjeżdżała w sprawach prywatnych, więc nie istnieją żadne zapiski, które mogłybyśmy przejrzeć — mruknęła jej towarzyszka. — Bez... wścibstwa... trudno byłoby się dowiedzieć, kiedy dokładnie przebywała poza Wieżą. — Ciemnozłote włosy Meidani zdobiły grzebienie z kości słoniowej. Kobieta była wysoka i na tyle smukła, że zdawała się ją pozbawiać równowagi wydatna pierś podkreślona dodatkowo zarówno przez krój ciemnosrebrnego, haftowanego gorsetu, jak i przez przygarbioną postawę, którą przyjmowała, gdy odzywała się prosto do ucha niższej Yukiri. Szal osunął jej się na plecy i zatrzymał aż na nadgarstkach, toteż długie szare frędzle dotykały kaflowej podłogi.

— Wyprostuj się — warknęła cicho Yukiri. — Słyszę cię. Nie mam uszu zatkanych woskiem.

Druga kobieta od razu się wyprostowała, a na jej policzkach wykwitły słabe rumieńce. Zarzuciła szal wyżej na ramiona, po czym szybko zerknęła za siebie, na swojego Strażnika Leonina, który postępował za nimi w stosownej odległości. Skoro one obie ledwie słyszały słabe brzęczenie srebrnych dzwoneczków w czarnych warkoczach szczupłego mężczyzny, on na pewno nie mógł zrozumieć słów wypowiedzianych tak cichym głosem. Leonin wiedział nie więcej niż trzeba — czyli w gruncie rzeczy bardzo niewiele, tyle tylko, ile pragnęła jego Aes Sedai. Każdemu dobremu Strażnikowi taka wiedza całkowicie wystarczała, gdyż zbyt głęboka powodowała wyłącznie problemy. Siostry nie powinny jednakże szeptać, ponieważ każdy świadek szeptanej rozmowy zwykle chciał poznać sekret, którego dotyczyła.

Z tego właśnie powodu Meidani — druga Szara — drażniła Yukiri nie mniej niż świat zewnętrzny, nawet jeśli była jedynie kawką przystrojoną w łabędzie piórka. Nie przejmowała się nią jednak za bardzo. Choć buntowniczka udająca lojalność wydawała jej się osobą wstrętną, Yukiri była właściwie zadowolona, że Saerin i Pevara odwiodły ją na razie od wydania Meidani i jej sióstr buntowniczek prawu Wieży. Zmuszono je tylko do złożenia przysięgi, która w jakimś sensie „przycięła im skrzydła”, dzięki czemu kobiety te stały się pożyteczne. Może nawet zasłużą sobie na nieco łaski, gdy ostatecznie staną przed sądem. Z tej przysięgi wszakże Yukiri też nie była do końca zadowolona. Buntowniczki czy nie, Meidani i inne zostały ukarane w sposób obcy zasadom Wieży. Równie obcy, jak morderstwo czy zdrada. Przysięga osobistego posłuszeństwa, złożona przy użyciu samej Różdżki Przysiąg, lecz nie złożona dobrowolnie, mocno się kojarzyła z Przymusem, który — choć nie do końca zdefiniowany — został zakazany wyraźnie i jednoznacznie. A jednak czasem, gdy się pragnie wykurzyć szerszenie, nie sposób nie zapaćkać ściany... a Czarne Ajah można by nazwać właśnie szerszeniami o jadowitych żądłach. Yukiri wiedziała, że kary są potrzebne — bez prawa nie można nic osiągnąć — jednak mniej interesowało ją egzekwowanie kar, bardziej własny los. Trupa nie bardzo obchodzi, czy jego morderca poniesie karę.

Dała krótki znak Meidani, zachęcając ją do kontynuacji wypowiedzi, jednak w tym momencie, nim kobieta zdążyła się odezwać, z bocznego korytarza prosto na nie wyszły trzy Brązowe, popisując się swoimi szalami niczym Zielone. Yukiri słabo znała Marris Thornhill i Doraise Mesianos, tak słabo jak Zasiadające znały siostry z innych Ajah, które spędziły wiele lat w Wieży — czyli w praktyce potrafiła połączyć twarz z nazwiskiem i niewiele poza tym. Obie Zielone uważała za istoty łagodne i stale pochłonięte swoimi badaniami. Elin Warrel z kolei tak niedawno dostąpiła prawa noszenia szala, że nadal powinna instynktownie dygnąć na widok Yukiri. Tym niemniej żadna z Zielonych nie ukłoniła się Zasiadającej, w dodatku wszystkie wpatrzyły się w Yukiri i Meidani w sposób, w jaki koty gapią się na obce psy. A może psy na obce koty. Tak czy inaczej, popatrzyły niezbyt uprzejmie.

— Czy mogę spytać o pewien punkt z prawa arafeliańskiego, Zasiadająca? — spytała Meidani, jakby od początku tę właśnie kwestię pragnęła omówić.

Yukiri kiwnęła głową i Meidani zaczęła chaotyczną przemowę na temat praw rybackich na rzekach i jeziorach. Nie najlepiej chyba wybrała temat. Jakaś magistrat mogłaby poprosić Aes Sedai o przysłuchanie się sprawie związanej z prawami połowowymi, jednak tylko dla podparcia własnej opinii. Zwykle tego typu kwestie dotyczyły osób potężnych i magistrat wolała mieć za sobą najwyższą instancję.

Za Brązowymi wlókł się jeden Strażnik — Yukiri nie pamiętała, czy mężczyzna należy do Marris, czy do Doraise. Postawny osobnik o okrągłej, surowej twarzy i ciemnym czubie przypatrzył się Leoninowi i mieczom na jego plecach z niedowierzaniem, którego zapewne nauczył się od swej Aes Sedai. Zielone ruszyły dumnie w górę krętego korytarza. Starsze wysoko uniosły brody, chuda nowo przyjęta zaś niespokojnie podskakiwała, usiłując dotrzymać im kroku. Strażnik podążył za nimi wielkimi susami. Zachowywał się jak człowiek, który niespodziewanie znalazł się we wrogim kraju.

Obecnie zewsząd otaczała je zresztą wrogość. Niewidoczne ściany między siedzibami poszczególnych Ajah, kiedyś ledwie przesłony skrywające tajemnice każdej grupy, stwardniały teraz w kamienne wały obronne z fosami. Nie, nie były to fosy, raczej przepaście, głębokie i szerokie. Siostry nie opuszczały już same swoich kwater, często zabierały Strażników nawet do biblioteki czy jadalni i nigdy nie rozstawały się ze swoimi szalami, aby nikt nie miał wątpliwości, do których Ajah należą. Sama Yukiri nosiła swój najlepszy, haftowany srebrną i złotą nicią szal z sięgającymi aż do samych kostek jedwabnymi frędzlami. Najwyraźniej zatem również trochę się szczyciła swoją Ajah. A ostatnio zaczęła zadawać sobie pytanie, czy tuzin lat bez Strażnika nie jest okresem wystarczająco długim. Pomysł wydawał jej się straszny, gdyż przyszedł jej do głowy głównie ze strachu o własne bezpieczeństwo. A przecież żadna siostra nie powinna potrzebować ochrony Strażnika wewnątrz Białej Wieży!