Выбрать главу

– Zbędne będzie z pewnością proszenie sir Johna i państwa Palmera w, by w obecności mojej siostry nie wspominali nawet nazwiska pana Willoughby'ego ani nie robili najmniejszych wzmianek o tym, co się stało. Własna dobroć na pewno im podszepnie, że byłoby prawdziwym okrucieństwem okazywać przy niej, iż wiedzą o całej sprawie, a drogiej pani łatwo przyjdzie uwierzyć, że i moich uczuć się oszczędzi, mówiąc o tym jak najmniej.

– Och, oczywista, wiem o tym dobrze. Wyobrażam sobie, jak przykre musi być dla ciebie ludzkie gadanie, co zaś do twojej siostry, za żadne skarby nie wspomnę przy niej o tym nawet słówkiem. Sama zresztą widziałaś przy kolacji, żem milczała. I to samo zrobi sir John i moje córki, bo są bardzo uważający i delikatni, zwłaszcza jak im o tym szepnę, a szepnę na pewno. Moim zdaniem, im mniej się o takich sprawach mówi, tym lepiej, szybciej wszystko minie i pójdzie w zapomnienie. Co dobrego przyniosło kiedykolwiek gadanie?

– Nam może przynieść tylko szkodę, o wiele większą, sądzę, niż w innych podobnych wypadkach, gdyż tutaj zachodzą pewne okoliczności, które, dla dobra zainteresowanych, nie powinny być tematem publicznych rozmów. Muszę w jednym oddać sprawiedliwość panu Willoughby'emu – on nie zerwał zaręczyn z moją siostrą.

– Też gadanie! Nie próbuj go tylko bronić. Nie zerwał zaręczyn? I co jeszcze? Przecież oprowadzał ją po całym dworze Allenham, po tych pokojach, w których mieli w przyszłości mieszkać!

Ze względu na siostrę Eleonora nie chciała się nad tym rozwodzić, a sądziła, że wobec pana Willoughby'ego też nie ma tego obowiązku, gdyż powiedzenie pani Jennings o wszystkim mogłoby bardzo zaszkodzić opinii Marianny, a jemu niewiele by pomogło. Po krótkiej chwili milczenia pani domu zaczęła mówić z całą wrodzoną jowialną wesołością:

– Ale, moja kochana, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo to wyjdzie na dobre pułkownikowi Brandonowi. Będzie ją na koniec miał, powiadam ci! Zobaczysz, że się do świętego Jana pobiorą. Zapamiętaj moje słowa! Boże Święty, jak ja się będę śmiała, kiedy mi o tym powiedzą. Myślę, że on dziś wieczór przyjdzie. Dla twojej siostry to będzie o wiele lepsza partia. Dwa tysiące rocznie bez długów czy zobowiązań… Aha, tylko to nieślubne dziecko, prawda, całkiem o niej zapomniałam, ale można ją oddać małym kosztem do terminu! Nie ma się o co martwić! Delaford jest bardzo ładne, powiadam ci, to właśnie, co nazywam miłym staroświeckim dworem: wygodny, dobrze wyposażony dom, ogród zamknięty wysokim murem, obsadzonym najlepszymi drzewami owocowymi w kraju, a w jednym rogu rośnie taka wspaniała morwa! Panie Wielki! Jak myśmy się objadły z Charlottą, kiedyśmy tam ten jeden jedyny raz były! A jest i gołębnik, i cudowne stawy rybne, i bardzo ładniutki kanał, jednym słowem, wszystko, czego dusza zapragnie, a poza tym kościół bliziutko i tylko ćwierć mili od gościńca, nigdy się więc człowiek nie nudzi, bo jak pójdziesz i przysiądziesz w starej cisowej altanie za domem, możesz sobie oglądać wszystkie przejeżdżające powozy. Och, urocze miejsce! Rzeźnik tuż obok w wiosce, a plebania o kilka kroków. Moim zdaniem, stokroć ładniejsze od Barton Park, gdzie trzeba posyłać trzy mile po mięso, a jedynym bliskim sąsiedztwem jest twoja matka. No cóż, dodam pułkownikowi ducha, jak się tylko okazja nadarzy. Apetyt przychodzi w miarę jedzenia, wiesz dobrze. Żebyśmy tylko mogły wybić jej tego Willoughby'ego z głowy!

– Ach, gdybyśmy tylko mogły – westchnęła Eleonora – wszystko inne przestałoby być problemem, z pułkownikiem czy bez niego. – Po czym wstała i poszła do Marianny, którą zastała, zgodnie z przewidywaniami, w sypialni, pochyloną w milczącej rozpaczy nad dogasającym ogniem, jedynym źródłem światła.

– Lepiej zostaw mnie samą – tymi słowy skwitowała wejście siostry do pokoju.

– Zostawię cię samą, jeśli położysz się do łóżka. – Lecz Marianna, powodowana chwilową przekorą płynącą z chorobliwego zniecierpliwienia, z początku odmówiła. Poważne, choć łagodne namowy siostry wkrótce skłoniły ją jednak do uległości i przyłożyła zbolałą głowę do poduszki, a Eleonora wychodząc sądziła, że biedaczka zazna trochę spokojnego snu.

W salonie, do którego weszła, znalazła się po chwili pani Jennings, niosąc w ręku kieliszek.

– Moja droga – zaczęła od progu – właśniem sobie przypomniała, że mam w domu trochę przewybornego starego wina z Konstancy, przyniosłam więc twojej siostrze kieliszeczek. Jakże mój mąż, biedaczek, lubił to wino! Za każdym razem, kiedy go łapała ta jego straszna podagra, to wino bardziej mu pomagało niż wszystkie inne leki. Zanieś je siostrze, proszę.

– Jaka pani dobra – Eleonora nie mogła powstrzymać uśmiechu na myśl, jak różne dolegliwości ma rzekomo leczyć ów trunek. – Zostawiłam jednak przed chwilą Mariannę w łóżku, już prawie zasypiała, a sądzę, że nic nie jest jej teraz tak potrzebne jak sen, więc za pozwoleniem pani sama wypiję to wino.

Pani Jennings żałowała ogromnie, że nie przyszła była o pięć minut wcześniej, ale przystała na kompromis, Eleonora zaś, wypijając niemal całe wino, pomyślała, że choć w jej wypadku niewielkie mają znaczenie zbawienne skutki, jakie wywiera ten lek na podagrę, to jako lekarstwo na zawód miłosny można go z równym powodzeniem wypróbować na niej, jak na siostrze.

Pułkownik Brandon przyszedł, kiedy towarzystwo piło herbatę, a z tego, jak się rozejrzał po pokoju, Eleonora domyśliła się natychmiast, że ani się tu Marianny nie spodziewał, ani nie chciał zastać, jednym słowem, że dobrze już zna przyczynę jej nieobecności. Podobna myśl nie przyszła pani Jennings do głowy, rychło bowiem po jego przyjściu przeszła przez pokój ku stolikowi z zastawą do herbaty, za którym prezydowała Eleonora, i szepnęła: – Widzisz, pułkownik wygląda ponuro jak zwykle. Jeszcze nic o tym nie wie, powiedz mu więc, moja kochana.

Po niedługiej chwili przysunął sobie do Eleonory krzesło i z miną, która upewniła ją całkowicie, że wszystko już jest mu wiadome, zapytał o zdrowie siostry.

– Marianna źle się czuje – odparła. – Cały dzień była niedysponowana i namówiłyśmy ją, żeby poszła do łóżka.

– Wobec tego – odparł z wahaniem – to, co dzisiaj słyszałem, może być… może jest w tym więcej prawdy, niż skłonny byłem z początku przypuszczać.

– A cóż pan słyszał?

– Że młody człowiek, z którym, miałem powody sądzić… że, jednym słowem, młody człowiek, z którym, jak wiem, była zaręczona… Ale jakże ja mam ci to, pani, powiedzieć? Jeśli wiesz już o tym, a zapewne wiesz, możesz mi oszczędzić tłumaczeń.

– Chce pan powiedzieć – odparła Eleonora z wymuszonym spokojem – o małżeństwie pana Willoughby'ego z panną Grey? Tak, wiemy o tym. Dziś jest zapewne dzień, w którym wszystkim otworzyły się oczy, bowiem i my dowiedziałyśmy się prawdy właśnie dzisiejszego ranka. Pan Willoughby jest pełen niespodzianek! A gdzież pan się tego dowiedział?

– W sklepie papierniczym na Pall Mall, gdzie miałem coś do załatwienia. Dwie damy czekały na swój ekwipaż i jedna przekazywała drugiej szczegółowe wiadomości o planowanym mariażu, nie próbując nawet ściszać głosu, tak że musiałem wszystko usłyszeć. Najpierw zwróciło moją uwagę nazwisko Willoughby, John Willoughby, a następnie usłyszałem stanowcze stwierdzenie, że wszystko, co tyczy jego małżeństwa z panną Grey, zostało ostatecznie uzgodnione, że nie będzie już dłużej utrzymywane w sekrecie, że ceremonia odbędzie się za kilka tygodni, usłyszałem też wiele szczegółów co do podjętych w związku z nią przygotowań. Jedna rzecz szczególnie utkwiła mi w pamięci, posłużyła mi bowiem do zidentyfikowania owego dżentelmena, mianowicie zaraz po ceremonii ślubnej mają jechać do Combe Magna, jego majątku w hrabstwie Somerset. Można sobie wyobrazić moje zdumienie!… Nie sposób opisać, co czułem. Dowiedziałem się później – zaczekałem bowiem w sklepie na ich wyjście – że owa gadatliwa dama nazywa się pani Ellison, a jak mnie poinformowano, takie nazwisko noszą opiekunowie panny Grey.