Выбрать главу

Mariannie zostały oszczędzone przykre uczucia odrazy i niesmaku, jakie niechybnie musiałyby w niej wzbudzić jego zuchwałe spojrzenia i bezczelna pewność siebie, kiedy stwierdzał, że każde z przedstawionych mu pudełek to szczyt ohydztwa – gdyby była tego wszystkiego świadoma, zarówno bowiem w sklepie pana Graya, jak w swoim pokoju zamykała się we własnych myślach, nie zdając sobie sprawy z niczego, co się wokół działo.

Wreszcie interes załatwiono. Kość słoniowa, złoto i perły, wszystko zostało ustalone, a dżentelmen, wyznaczywszy na termin ostatni dzień, który będzie mógł przeżyć bez szkatułki na wykałaczki, naciągnął uważnie i niespiesznie rękawiczki, a obrzuciwszy panny Dashwood jeszcze jednym spojrzeniem, które raczej żądało admiracji, niż ją wyrażało, wyszedł na dwór z zadowoloną miną szczerego zarozumialstwa i udanej obojętności.

Eleonora natychmiast wystąpiła ze swoją sprawą i właśnie ją kończyła, kiedy przy jej boku stanął jakiś inny dżentelmen. Rzuciwszy na niego okiem, stwierdziła ze zdumieniem, że to jej własny brat.

Radość i serdeczność towarzyszące spotkaniu wystarczyły akurat na to, by zrobić w sklepie pana Graya dobre wrażenie. John Dashwood istotnie daleki był od tego, by się martwić spotkaniem z siostrami, im sprawiło ono raczej przyjemność, zwłaszcza że pytał o zdrowie ich matki grzecznie i z szacunkiem.

Okazało się, że są z Fanny od dwóch dni w Londynie.

– Chciałem złożyć wam wczoraj wizytę – tłumaczył – ale nie mogłem, bo przyrzekliśmy Harry'emu, że pokażemy mu dzikie zwierzęta w Exeter Exchange, a resztę dnia spędziliśmy z teściową. Harry był niesłychanie zadowolony. Dziś rano wybierałem się jechać do was, jeśli zostałoby mi pół godziny wolnego czasu, ale tyle jest zawsze spraw do załatwienia po przyjeździe do Londynu. Przyszedłem tutaj zamówić Fanny pieczęć. Ale sądzę, że jutro z pewnością będę mógł złożyć wizytę na Berkeley Street i zostać przedstawiony waszej przyjaciółce, pani Jennings. Słyszałem, że to bardzo majętna dama. No i Middletonowie, koniecznie musicie mnie im przedstawić. Rad będę okazać im należny respekt, jako krewnym mojej macochy. Słyszałem, że okazali się bardzo dobrymi sąsiadami tam, u was, na wsi.

– Doprawdy, są nadzwyczajni. Trudno opisać dobroć i troskliwość, jaką nam okazują, życzliwość we wszystkim.

– Bardzo jestem rad, że to słyszę, wierzaj mi, niezmiernie rad. Tak jednak być powinno… To ludzie ogromnie majętni, do tego wasi krewni, mogłyście więc słusznie oczekiwać od nich wszelkich uprzejmości i przysług, jakie mogłyby wam ulżyć w zaistniałej sytuacji. A więc zagospodarowałyście się wygodnie w tym domeczku i niczego wam nie brak. Edward złożył nam czarujące sprawozdanie, powiada, że ten dom jest na swój sposób doskonały, a wy robiłyście wrażenie ogromnie z niego zadowolonych. Z jaką radością słuchaliśmy jego słów!

Eleonorze zrobiło się trochę wstyd za brata i wcale nie żałowała, że nie potrzebuje mu odpowiadać, gdyż właśnie ukazał się służący pani Jennings z wiadomością, iż pani czeka na panienki przed drzwiami.

Pan Dashwood sprowadził siostry na dół, został przedstawiony pani Jennings przy drzwiczkach powozu i powtórzył raz jeszcze, iż ma nadzieję, że będzie mógł złożyć im wizytę następnego dnia, po czym się pożegnał.

Wizyta została złożona zgodnie z zapowiedzią. Pan Dashwood niezręcznie usprawiedliwił nieobecność żony, „tak wiele czasu bowiem zajmowały jej obowiązki przy matce, że doprawdy nie mogła nigdzie chodzić”. Lecz pani Jennings zapewniła go, że niepotrzebne żadne ceregiele, bo przecież wszyscy są skuzynowani, czy w każdym razie coś takiego, ona zaś z pewnością złoży wizytę pani Dashwood, i to niedługo, i przyprowadzi do niej obie panny. Pan Dashwood zachowywał się w stosunku do obu sióstr powściągliwie, ale bardzo uprzejmie, pani Jennings okazywał uprzedzającą grzeczność, a pułkownikowi Brandonowi, który przyszedł wkrótce po nim, przyglądał się z ciekawością, jakby potrzebował tylko informacji o jego stanie majątkowym, by również i jemu okazywać podobną rewerencję.

Po półgodzinie poprosił Eleonorę, by przespacerowała się z nim na Conduit Street i przedstawiła go sir Johnowi i lady Middleton. Pogoda była wyjątkowo piękna, Eleonora zgodziła się więc chętnie. Natychmiast po wyjściu z domu brat zaczął ją wypytywać.

– Kim jest pułkownik Brandon? Czy to człowiek majętny?

– Tak, ma dużą posiadłość ziemską w hrabstwie Dorset.

– Bardzom rad. Wygląda na dżentelmena i sądzę, Eleonoro, że mogę ci pogratulować widoków na bardzo pomyślną przyszłość.

– Mnie? Nie rozumiem, o czym mówisz.

– Podobasz mu się. Obserwowałem go bacznie i jestem tego pewien. Jaki on ma roczny dochód?

– Wydaje mi się, że blisko dwa tysiące funtów.

– Dwa tysiące! – po czym zdobył się na największą, najbardziej wspaniałomyślną hojność i dodał: – Eleonoro, pragnąłbym z całego serca, ze względu na ciebie, żeby ten dochód był dwukrotnie wyższy.

– Wierzę ci – uśmiechnęła się Eleonora – ale jestem zupełnie pewna, że pułkownik Brandon nie ma najmniejszego zamiaru żenić się ze mną.

– Mylisz się, Eleonoro, bardzo się mylisz. Wystarczy niewielki wysiłek z twojej strony, żebyś go miała. Może jeszcze w tej chwili jest niezdecydowany. Może powstrzymywać go znikomość twojego majątku, może odradzają mu ten związek przyjaciele. Ale wystarczy trochę drobnych uprzejmości, ujmujących słówek, które damom przychodzą bez trudu, żeby się zdecydował, nawet wbrew woli. A nie widzę powodów, dlaczego nie miałabyś się o niego postarać. Przecież nie można przypuścić, by jakieś wcześniejsze twoje uczucie… Krótko mówiąc, wiesz, że jeśli o tamten sentyment idzie, sprawa jest wykluczona, zastrzeżenia są nie do pokonania… Zbyt jesteś rozsądna, żeby tego wszystkiego nie rozumieć. Twój wybór musi paść na pułkownika Brandona, a ja z mojej strony okażę mu wszelkie dowody grzeczności, tak by nie miał powodów do narzekania na ciebie i twoją rodzinę. Taki związek wszyscy chętnie powitają. Krótko mówiąc, jest to rozwiązanie – tu zniżył głos do poufnego szeptu – które obie strony przyjmą z zadowoleniem. – Tu oprzytomniał nieco i dodał: – Chciałem przez to powiedzieć, że będą się tym cieszyć wszyscy szczerze ci życzliwi, którzy chcieliby cię widzieć dobrze urządzoną. A zwłaszcza Fanny, która, zapewniam cię, całym sercem pragnie twojego dobra. Również jej matka, pani Ferrars, niezwykle zacna kobieta. Pewny jestem, że jej także sprawiłoby to wielką przyjemność, mówiła o tym kilka dni temu.

Eleonora nie raczyła mu odpowiedzieć.

– Byłoby bardzo szczególne – ciągnął – bardzo śmieszne, gdyby brat Fanny i moja siostra w tym samym czasie zakładali rodziny. A przecież to wcale prawdopodobne.

– Czyżby pan Edward Ferrars – zapytała śmiało Eleonora – miał zamiar się żenić?