Выбрать главу

Styl pana Dashwooda był bardziej uroczysty. Pani Ferrars jest najnieszczęśliwszą kobietą na świecie… Biedna Fanny przy swojej wrażliwości przeżywa katusze… Fakt, że po takim ciosie obie jeszcze żyją, uważa za cud prawdziwy, za który trzeba dziękować Niebiosom. Wina Roberta jest niewybaczalna, a Lucy nieskończenie większa. Imienia żadnego z nich nie wolno wymawiać w obecności pani Ferrars, a jeśli nawet nakłoni się ją do wybaczenia synowi, nigdy nie uzna jego żony za swoją synową i nigdy nigdzie się z nią nie pokaże. Fakt, że cała sprawa została przeprowadzona w sekrecie, uznano, zrozumiale, za dodatkowe obciążenie, gdyby bowiem rodzina zaczęła cokolwiek podejrzewać, podjęłaby odpowiednie kroki, by zapobiec owemu małżeństwu. Zwracał się do Eleonory, by żałowała wraz z nim, iż Lucy nie wyszła już za Edwarda, zamiast szerzyć dalej nieszczęście w rodzinie. Pisał tak:

Pani Ferrars nigdy dotąd nie wymieniła imienia Edwarda, co nas nie dziwi, ale ku naszemu zdumieniu on nie napisał do nas ani słowa w związku z tym wydarzeniem. Być może milczy, obawiając się urazić matkę, wobec czego dam mu znać do Oksfordu, że uważamy wraz z jego siostrą, iż list wyrażający należytą skruchę, adresowany może do Fanny i przez nią pokazany matce, nie zostałby pewno wzięty za złe, wszyscy bowiem znamy czułe serce pani Ferrars oraz to, że niczego tak nie pragnie, jak dobrych stosunków ze swymi dziećmi.

Ten ustęp był ważny ze względu na dalsze widoki i postępowanie Edwarda. Uznał, że powinien szukać pojednania, choć nie tak, jak to sugerowała siostra i szwagier.

– List wyrażający należytą skruchę! – powtórzył. – Czy chcieliby, bym błagał matkę o przebaczenie za to, że Robert okazał się w stosunku do niej niewdzięcznikiem?… Że wobec mnie postąpił niehonorowo?… Żadnej skruchy! To, co się stało, nie uczyniło mnie ani pokornym, ani skruszonym… Uczyniło mnie bardzo szczęśliwym, ale to ich nic nie obchodzi… Żadna skrucha nie jest w tym wypadku odpowiednia.

– Możesz niewątpliwie prosić o przebaczenie – powiedziała Eleonora – ponieważ zawiniłeś. I ośmielam się sądzić, że teraz mógłbyś odważyć się na przykład na wyznanie odrobiny żalu z powodu zaręczyn, które ściągnęły na ciebie gniew matki.

Przyznał, że mógłby to zrobić.

– A kiedy ci już wybaczy, może przydałaby się odrobina pokory, kiedy będziesz ją zawiadamiał o następnych zaręczynach, w jej oczach niemal równie nierozważnych jak pierwsze.

Nie znajdował przeciwko temu żadnych argumentów, wciąż tylko odrzucał pomysł z listem wyrażającym należytą skruchę. Ponieważ oświadczył, że łatwiej mu przyjdą skromne ustępstwa w słowach niż na papierze, postanowiono, by mu ułatwić sprawę, że zamiast pisać do Fanny, pojedzie do Londynu i osobiście poprosi, by wstawiła się za nim do matki. – A jeśli się okaże – powiedziała Marianna w nowej roli osoby bezstronnej – że naprawdę im zależy na doprowadzeniu do pojednania, to pomyślę, że nawet John i Fanny nie są ludźmi ze szczętem pozbawionymi zalet.

Po kilkudniowej wizycie pułkownika Brandona obaj panowie wyjechali razem z Barton. Zamierzali jechać wprost do Delaford, gdzie Edward miał zobaczyć swój przyszły dom i pomóc swemu przyjacielowi i patronowi w podjęciu decyzji, jakich trzeba dokonać w budynku przeróbek, a stamtąd, po kilku dniach, miał ruszyć dalej do Londynu.

ROZDZIAŁ L

Po należytych sprzeciwach, dostatecznie gwałtownych i upartych, by ją zdołały uchronić od zarzutu, którego zawsze się bała, mianowicie od zarzutu, że jest zbyt miła, pani Ferrars dopuściła Edwarda przed swoje oblicze i uznała go ponownie za syna.

Liczba jej dzieci bywała ostatnio dosyć płynna. Przez długie lata miała dwóch synów. Zbrodnia Edwarda i wykreślenie go z listy potomstwa pozbawiły ją, przed kilkoma tygodniami, jednego. W dwa tygodnie później wykreśliła również Roberta, pozbawiając się drugiego syna. Teraz, wskrzesiwszy Edwarda, znowu miała jednego.

Edward, mimo iż otrzymał zezwolenie na powrót do życia, nie był zupełnie pewny dalszego swego istnienia, póki się nie przyznał, że jest ponownie zaręczony, obawiał się bowiem, że ujawnienie tego faktu może dokonać zasadniczego zwrotu w jego sytuacji prawnej i skazać go na nieistnienie równie szybko, jak poprzednio. Ostrożnie więc i z obawą powiedział o wszystkim i został wysłuchany z nieoczekiwanym spokojem. Z początku pani Ferrars próbowała go rozsądnie odmówić od małżeństwa z panną Dashwood, używając wszelkich dostępnych argumentów: powiedziała, że w pannie Morton znajdzie kobietę z wyższej sfery i z większym majątkiem, wzmocniła ten argument, podkreślając, że panna Morton, jest córką człowieka utytułowanego i ma trzydzieści tysięcy funtów, podczas gdy panna Dashwood jest tylko córką właściciela ziemskiego i ma zaledwie trzy, kiedy jednak stwierdziła, że syn, choć nie neguje tych faktów, nie jest jednocześnie w najmniejszym stopniu skłonny kierować się nimi w wyborze małżonki, uznała, iż – po ostatnich doświadczeniach – rozsądniej zrobi ustępując. Tak więc po przykrej zwłoce, która była niezbędna dla zachowania godności i uniemożliwienia jakichkolwiek podejrzeń o dobrą wolę, dała wreszcie zgodę na małżeństwo Edwarda i Eleonory.

Następnie stanęło pytanie, co zrobi, by poprawić ich dochody, i tu się okazało, że choć Edward był teraz jedynym jej synem, nie był w żadnym wypadku pierworodnym; podczas bowiem, gdy Robert otrzymał od niej nieodwracalnie tysiąc funtów rocznie, pani Ferrars nie miała najmniejszych zastrzeżeń, by Edward przyjął święcenia dla – w najlepszym wypadku – dwustu pięćdziesięciu rocznie, i nie obiecywała ani teraz, ani w przyszłości nic więcej ponad dziesięć tysięcy, czyli tyle, ile przy zamążpójściu dostała Fanny.

Ale było to akurat tyle, ile trzeba, a nawet więcej, niż się Edward i Eleonora spodziewali, i pani Ferrars ze swymi wykrętnymi tłumaczeniami wydawała się jedyną osobą zdumioną, że dała tylko tyle.

Teraz, kiedy ich dochody mogły wystarczyć na zaspokojenie potrzeb, a Edward wszedł w posiadanie prebendy, pozostawało już tylko czekać na wykończenie domu, w którym pułkownik Brandon, pragnąc gorąco stworzyć Eleonorze wygodne mieszkanie, robił pokaźne przeróbki. Czekali najpierw przez dłuższy czas na zakończenie robót, a kiedy spotkały ich, jak to zwykle, tysiączne zawody i zmiany terminów, spowodowane niepojętą opieszałością robotników, Eleonora, jak zwykle, odstąpiła od pierwszej niewzruszonej decyzji, że będą czekać do zakończenia robót, i wczesną jesienią wzięli ślub w kościele w Barton.

Pierwszy miesiąc po ślubie spędzili u swego przyjaciela we dworze, skąd mogli pilnować robót na plebanii i na miejscu podejmować decyzje – wybierać tapety, sadzić według planu krzewy i wytyczać podjazd. Przepowiednie pani Jennings, choć nastąpiło w nich pewne pomieszanie, w głównych punktach jednak się sprawdziły, gdyż mogła złożyć wizytę Edwardowi i jego żonie na plebanii jeszcze przed świętym Michałem i, jak się spodziewała, znalazła tam jedną z najszczęśliwszych na świecie par. Właściwie nie mieli już o czym marzyć, z wyjątkiem małżeństwa pułkownika z Marianną i może nieco lepszego pastwiska dla swoich krów.