Выбрать главу

Zmusiłem się, by podejść bliżej i przyjrzeć się jego twarzy. Ktoś zrobił kawał dobrej roboty, usuwając z niej ów straszny grymas. Balsamiści czasami łamią trupowi szczękę lub wypychają policzki, by uzyskać pożądany efekt. Nie wiem, do jakich sposobów się uciekli tym razem, ale Numeriusz zdawał się niemal uśmiechać, jak gdyby śnił jakiś przyjemny sen. Jego togę udrapowano tak, by zasłonić sine znaki na szyi. Ja jednak ujrzałem go w pamięci takiego, jakiego go znalazłem, i musiałem zacisnąć szczęki.

– Czy to tak przykry widok?

Podniosłem wzrok. Przed sobą ujrzałem rzymską matronę w czerni. Włosy miała rozpuszczone, a twarz bez makijażu, ale miękkie światło wpadające przez okno w dachu było dla niej łaskawe. Przez chwilę myślałem, że może to siostra Numeriusza, ale po dokładniejszym przyjrzeniu zorientowałem się, że to matka.

– Myślę, że wygląda raczej pogodnie – odrzekłem.

Skinęła głową.

– Ale wyraz twojej twarzy… Chyba sobie przypomniałeś, jak wyglądał, kiedy go znalazłeś martwego. Ja zobaczyłam go, oczywiście, znacznie później… kiedy Pompejusz dopilnował, żeby nadawał się do oglądania. To było uprzejme z jego strony, tak zadbać o uczucia matki, kiedy ma tyle ważniejszych spraw na głowie. Czy on tak okropnie wyglądał?

Przez chwilę zastanawiałem się, jak ułożyć odpowiedź.

– Twój syn… – zacząłem i urwałem. Pokręciłem głową. – Im jestem starszy, tym więcej mam do czynienia ze śmiercią, ale tym trudniej mi przychodzi na nią patrzeć.

– A w nadchodzących dniach będziemy jej widzieć wiele – dodała. – Ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Chyba wiesz, o co mi chodzi? Czy on wyglądał, jakby… dużo cierpiał? Jakby ostatnie jego myśli wypełniała groza tego, co się z nim dzieje?

Skóra ścierpła mi na karku. Jak tu odpowiedzieć na takie pytanie? By uniknąć jej wzroku, spojrzałem na Numeriusza. Czemu ona nie chce się zadowolić tym, jak wygląda teraz, i takim go zapamiętać, z zamkniętymi oczami i pogodnym wyrazem twarzy?

– Widziałam siniaki na jego szyi – rzekła cicho. – I jego dłonie… Nie mogli ich do końca rozprostować. Wyobrażam go sobie z tą rzeczą zaciśniętą na gardle, jak usiłuje palcami rozluźnić jej śmiertelny chwyt. Wyobrażam sobie, co musiał czuć, jakie myśli goniły mu po głowie. Staram się o tym nie myśleć, ale nie mogę tego opanować.

Patrzyła na mnie bez jednego mrugnięcia. Oczy miała czerwone od płaczu, ale nie było w nich łez, a głos miała spokojny. Stała wyprostowana, ze splecionymi na podołku rękami.

– Nie musisz się obawiać, że padnę z płaczem na podłogę. Nie mam zwyczaju drzeć sobie włosów z głowy, zwłaszcza przed obcymi. – Uśmiechnęła się gorzko. – Wszyscy mężczyźni tego domu uciekli, poza niewolnikami. Zostawili mnie samej pochowanie Numeriusza.

– A twój mąż?

– Umarł dwa lata temu. Mówiąc o mężczyznach domu, mam na myśli dwóch młodszych braci Numeriusza i jego wuja Mecjusza. Mój brat wprowadził się, by prowadzić dom, kiedy zostałam wdową. Teraz wszyscy trzej uciekli z Pompejuszem, a ja zostałam z tym sama. Wiedzą, że dam sobie radę. Widzieli, jaka byłam silna przy śmierci męża i przez wszystkie dni od tamtej pory. Przed niczym się nie wzdragam i nie uchylam, i z tego jestem znana. Jestem wzorem rzymskiej matrony. Widzisz więc, że skoro pytam, jaki był koniec mojego syna… a pytam dlatego, że stało się to w twoim domu, w twojej obecności, któż więc inny miałby mi to powiedzieć?… nie możesz unikać odpowiedzi w obawie, że się rozpłaczę i będziesz musiał znosić moją histerię. Musisz mi odpowiedzieć jak mężczyźnie.

Mówiąc to, stopniowo przysuwała się do mnie i teraz stanęliśmy twarzą w twarz. Syn odziedziczył po niej urodę. Rozpuszczone włosy spływały po obu stronach jej twarzy ciemnymi, lśniącymi pasmami; czarna suknia podkreślała kremową karnację jej szyi i delikatny róż policzków. Zielone oczy wpatrywały się we mnie z niepokojącą intensywnością. Nie dałoby się o niej myśleć jak o mężczyźnie…

– Na pewno Wielki powiedział ci wszystko, co trzeba – odparłem. – To jego obowiązek jako kuzyna chłopaka i twojego krewniaka…

– Pompejusz powiedział mi to, co trzeba… według niego. Dowiedziałam się, że Numeriusza uduszono, że musiał zostać zaskoczony od tyłu, kiedy osłabił czujność, bez szansy obrony. Według Pompejusza oznacza to, że śmierć była szybka i… nie tak strasznie bolesna.

Może i nie, pomyślałem. Czy Mecja naprawdę oczekuje ode mnie potwierdzenia jej najgorszych obaw? Mam jej powiedzieć, że człowiek duszony garotą, nie mogąc się wyswobodzić, może jeszcze walczyć z nieuniknionym stosunkowo długo, dla niego pewnie jak wieczność? Naprawdę chce rozważać, o czym Numeriusz mógł myśleć i co czuć w tych ostatnich, naznaczonych paniką chwilach życia?

– Pompejusz powiedział ci… prawdę.

– Ale bez żadnych szczegółów – odparła. – Kiedy nalegałam… wiesz chyba, jaki on jest. Kiedy Wielki nie ma już nic do powiedzenia, nic nie zostanie powiedziane. Ale ty tam byłeś, ty znalazłeś mojego syna. Ty zobaczyłeś…

– Zobaczyłem młodego człowieka leżącego w moim ogrodzie u stóp posągu Minerwy.

– I narzędzie zbrodni.

Pokręciłem energicznie głową.

– Nie naciskaj, Mecjo.

– Powiedz mi, proszę!

Westchnąłem.

– To była garota. Prosty przyrząd, który nie służy do niczego innego poza zabijaniem.

– Pompejusz mówił, że zostawił ją tobie, bo może ci się przydać w śledztwie. Nawet sobie nie wyobrażam, jak takie coś wygląda.

– To kij długości mojego przedramienia, ale nie tak gruby, z otworami wywierconymi na obu końcach. Trochę dłuższy kawałek mocnego sznura przewleka się przez te otwory i zawiązuje supły, aby się nie wysunął z powrotem.

– Jak to działa?

– Proszę, Mecjo…

– Mów!

– Zarzucasz sznur człowiekowi na szyję, po czym zaciskasz go przez kręcenie kijkiem.

– Pompejusz mówił, że morderca zostawił to na nim.

– Są sposoby na umocowanie kija sznurem tak, by ofiara nie mogła go zdjąć.

Kobieta dotknęła kremowej skóry na własnej szyi.

– Widziałam ślady. – Tym razem jej oczy błyszczały od łez. – Teraz rozumiem. Kiedy go znalazłeś z tą garotą na szyi, jak wyglądała jego twarz?

Spuściłem oczy.

– Tak samo jak teraz.

– Ale nie chcesz mi spojrzeć w oczy, kiedy to mówisz. A mógłbyś popatrzeć na mojego syna?

Usiłowałem zmusić się do zerknięcia na Numeriusza, ale nie mogłem.

– Musiał wyglądać strasznie, skoro zrobiło to takie wrażenie na mężczyźnie z twoim doświadczeniem.

– Tak, niełatwo było na niego patrzeć.

Zamknęła oczy. Rzęsy jej zwilgotniały, zamrugała więc kilkakrotnie, aż się pozbyła łez.

– Dziękuję ci. Musiałam się dowiedzieć, jak umarł. Teraz mogę przejść do pytania: dlaczego? I z czyjej ręki? Pompejusz mówi, że zarabiasz na życie, odpowiadając na takie pytania.

– Tak było.

– Powiedział też, że nam pomożesz.

– Nie dał mi wyboru – odrzekłem.

Uniosła brwi. No tak, ona nie zadowoli się niepełną odpowiedzią, pomyślałem.

– Czyż Wielki nie powiedział ci, że zmusił mnie do przyjęcia tego obowiązku?

– Nie. Nigdy nie pytam go o metody, jakimi się posługuje. Więc jak, pomożesz nam?

Pomyślałem o Dawusie i Dianie oraz o Cykatriksie „pilnującym” mojego domu.

– Zrobię, co muszę, żeby zadowolić Pompejusza – odrzekłem.

Mecja skinęła głową.

– Jest jeszcze coś… – Zawahała się. – Coś, o czym nie mogłam powiedzieć Pompejuszowi.

– Jakaś tajemnica? Wszystko, co powiesz, może trafić do jego ucha. Nie mogę obiecać, że nie.

– Jeśli coś miałoby się wydać, Numeriusz i tak już poniósł konsekwencje. – Mecja wzruszyła niepewnie ramionami. – Nie wiem nawet, czy to coś ważnego. Ot, matczyne podejrzenia…