– Co masz na myśli?
– Między Numeriuszem i Pompejuszem nie było tak dobrze, jak by się mogło wydawać.
– Twój syn był jednym z faworytów Wielkiego, prawda?
– Tak, Pompejusz bardzo go lubił, a on odpłacał mu lojalnością. Ale w ostatnich miesiącach… – Mecja sama poruszyła ten temat, ale najwyraźniej niechętnie o tym mówiła. – Ostatnio… w miarę jak sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, a debaty w senacie coraz ostrzejsze… kiedy stało się jasne, że może dojść do wojny i to wkrótce… Zaczęłam myśleć, że Numeriusz może nie być tak lojalny wobec Pompejusza, jak wszyscy sądziliśmy.
– Cóż wywołało te wątpliwości?
– On był w coś zamieszany. Trzymał to w tajemnicy. Były też pieniądze…
– Tajemnice i pieniądze. Chcesz powiedzieć, że był szpiegiem?
– Szpiegiem albo czymś gorszym.
Teraz to ona nie mogła patrzeć mi w oczy ani też na mary, na których spoczywało ciało jej syna.
– Co to znaczy? – spytałem łagodnie.
– Znalazłam w jego pokoju szkatułkę pełną złotych monet, tak ciężką, że nie mogłam jej unieść. Nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy bogaci, pomimo naszych koligacji z Pompejuszem. Nie mogłam się domyślić, skąd u Numeriusza tyle pieniędzy.
– Kiedy to było?
– Jakiś miesiąc temu. Pamiętam, że tego dnia jeden z trybunów… pies łańcuchowy Cezara, Marek Antoniusz…wygłosił w senacie tę okropną mowę przeciw Pompejuszowi, ośmieszając całą jego karierę, domagając się amnestii dla wszystkich przestępców politycznych wygnanych z miasta wskutek jego reform. Mówił, że „każdy uczciwy, a wygnany Rzymianin musi wrócić i odzyskać swój majątek, choćby kosztem wojny!” Widzisz? Nawet kobieta może nadążać za polityką.
– I to lepiej od wielu mężczyzn, jestem pewien – przytaknąłem. – Ale co z tym złotem?
– Tamtego wieczoru zapytałam syna, skąd je ma. Zaskoczyłam go tym, był bardzo zmieszany. Nie chciał odpowiedzieć, a gdy nalegałam, potraktował mnie… ostro. To wtedy się zorientowałam, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Nigdy się nie kłóciliśmy, byliśmy sobie bardzo bliscy. A po śmierci męża… Numeriusz przypominał mi go najbardziej spośród moich synów. To, że miał przede mną tajemnice, bardzo mnie zabolało i zaniepokoiło. W mieście wrzało, a on skądś zdobywał pieniądze i odmawiał wyjaśnień, zachowując się jak winny, kiedy go o to zagadnęłam…
– Winny?
– Powiedział, że Pompejusz nie może się o tym złocie dowiedzieć. Widzisz więc, że to nie od niego je dostawał. Od kogo zatem? I dlaczego miało to być ukrywane przed Pompejuszem? Powiedziałam mu, że mi się to nie podoba. Zarzuciłam mu, że wplątał się w coś niebezpiecznego.
– I co on na to?
– Powiedział, żebym się nie martwiła, że wie, co robi. Zupełnie zaślepiony! Każdy mężczyzna ze strony jego ojca jest taki sam. Jeszcze nie spotkałam Pompejusza, który by się nie uważał za niezniszczalnego.
– Przychodziło ci do głowy, czym on się może zajmować?
– Nic konkretnego. Wiedziałam, że Magnus uczynił go zaufanym kurierem. Dlaczego nie miałby mu ufać? Bywał u nas często, patrzył, jak Numeriusz z chłopca zmienia się w mężczyznę. Zawsze wyróżniał go wśród innych krewnych z tego pokolenia. Teraz jednak wszystko jest pokręcone, świat stanął na głowie. Młodzież nie ma pojęcia, co to znaczy być Rzymianinem. Każdy widzi tylko czubek swego nosa, nawet rodzinę spychając na dalszy plan. Z prowincji napływa tyle pieniędzy, korumpując wszystko i wszystkich. Młodzi są zagubieni…
Mecja uciekała w uogólnienia; łatwiej było jej mówić o problemach Rzymu niż o własnych. Skinąłem głową, zachęcając ją do kontynuowania:
– Mówiąc, że Numeriusz był zaufanym kurierem Pompejusza, masz na myśli, że Wielki powierzał mu tajne informacje.
– Tak. – Zagryzła wargę, a jej oczy znów zaszły łzami. – Tajne informacje mają swoją wartość, prawda? Ludzie są gotowi płacić za nie złotem.
– Możliwe – odrzekłem ostrożnie. – Powiedziałaś, że znalazłaś szkatułkę pełną złota. A nie natrafiłaś na inne szkatułki z niespodziankami?
– Jakimi niespodziankami?
– Jeśli Numeriusz był w posiadaniu cennych sekretów… dokumentów… to musiał je gdzieś trzymać.
– Nie, znalazłam tylko złoto.
– A potem też sprawdzałaś? To znaczy, po… – Zerknąłem w stronę mar.
– Całą wczorajszą noc nie spałam. Przeszukiwałam dom pod pozorem pomocy bratu i młodszym synom w pakowaniu rzeczy. Jeśli w domu kryły się niespodzianki, jak to nazwałeś, wolałam znaleźć je sama, zanim zrobi to mój brat czy Pompejusz… albo zabójca mego syna. – Westchnęła ze znużeniem. – Uważasz to za pewne, co? Według ciebie Numeriusz był szpiegiem. To cię nawet nie szokuje.
– Jak powiedziałaś, żyjemy w świecie wywróconym do góry nogami. Ludzie stają się zdolni do… wszystkiego. Nawet dobrzy ludzie.
– Mój syn był szpiegiem. No, powiedziałam to w końcu głośno… po raz pierwszy. Przyszło mi to łatwiej, niż się obawiałam. Ale powiedzieć resztę… nazwać go…
– Zdrajcą? Może nim nie był. Może szpiegował dla Pompejusza, a nie przeciw niemu.
– Dlaczego więc się upierał, aby nic mu nie mówić o złocie? Nie, jestem pewna, że robił coś za plecami Pompejusza.
– I myślisz, że z tego powodu zginął?
– A z jakiego? Nie miał osobistych wrogów.
– Chyba że miał przed tobą jeszcze inne tajemnice.
Wbiła we mnie tak intensywne spojrzenie, że aż dreszcz przebiegł mi po grzbiecie. Miałem wrażenie, że w atrium nagle powiał mroźny wiatr. Światło wpadające przez dachowe okno jakby jeszcze przyblakło, zmieniając się w niepewny, miękki poblask nie rzucający nawet cieni. Numeriusz, bezkrwisty i biało odziany, przypominał posąg z kości słoniowej.
Rozdział 6
Kiedy wracałem od Mecji, atmosfera na Forum była jeszcze bardziej gorączkowa, ludzie mocniej zdenerwowani, a plotki coraz niewiarygodniejsze. Przed świątynią Westy jakiś starzec złapał mnie za ramię.
– Słyszałeś już? – zakrzyknął. – Cezar jest już u bramy Kollińskiej!
– To dziwne – odparłem. – Przed chwilą jakiś sprzedawca ryb powiedział mi, że właśnie podchodzi pod Kapeńską, po przeciwnej stronie miasta, na czele armii Galów i niesie na tyce głowę Pompejusza.
Starzec zatrząsł się ze zgrozy.
– A więc jesteśmy otoczeni! Wspomóż nas, Jowiszu! Pobiegł gdzieś, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Chciałem go tylko uspokoić tym żartem, on zaś uwierzył w obie plotki i ruszył głosić złowrogą nowinę, że los Rzymu jest już przesądzony. Poszedłem w swoją stronę. Znów nie miałem z sobą nikogo. Mecja zaoferowała mi swego posłańca dla ochrony, ale odmówiłem. Mogłem skorzystać z jego towarzystwa w drodze do jej domu, ale z powrotem to już inna sprawa. Jej brat i synowie byli nieobecni, do ochrony pozostali jej tylko niewolnicy. Któż może wiedzieć, w co obróci się praworządne dotychczas miasto za parę godzin, zwłaszcza jeżeli pogłoski o nadciąganiu Cezara okażą się prawdziwe?
Spod świątyni Westy widać było już Pochylnię, niewielką uliczkę wspinającą się wprost pod strome zbocze Palatynu, Najkrótszą drogę ze wzgórza na Forum. Teraz była zatłoczona, ale nie zablokowana. Ludzie szli nią w obu kierunkach. Mimo to serce zabiło mi mocniej, kiedy wszedłem w wąskie przejście między świątynią Kastora i Polluksa a domem westalek. Nie widziałem żadnych śladów po porannej panice, dopóki nie skręciłem w lewo na Pochylnię. Wzdrygnąłem się, ujrzawszy krew na bruku, rozmazaną setkami stóp. Przypomniała mi się krzycząca kobieta; a więc ktoś jednak został wtedy stratowany przez tłum. Przyspieszyłem kroku i ruszyłem pod górę.