Выбрать главу

– Znalazłem pięć kawałków pergaminu, ni mniej, ni więcej. Wszystkie tego samego gatunku i koloru, zapisane tą samą ręką i tym samym szyfrem.

– To musiał być raport Cycerona. – Tiro skinął głową. – I nic poza tym tam nie było?

– Nic.

Tiro wyprostował się, a po chwili uniósł swój kubek i zawołał o wino.

– I porządny kielich, nie z wyszczerbionym brzegiem! – dodał tonem na tyle ostrym, że z twarzy eunucha zniknął przyklejony zazwyczaj do niej uśmieszek.

Nagle zrozumiałem, dlaczego tak szczodrze dzielił się ze mną informacjami. Liczył na to, że odwzajemnię mu się tym samym, a konkretnie – dokumentami o spisku. Wyraźnie go rozczarowałem. Zaczekaliśmy na wino, po czym wypiliśmy je w milczeniu. Po przeciwnej stronie sali jeden z graczy zakrzyknął: „Gajusz Juliusz!” i rzucił kości. Po chwili doszedł nas jego radosny wrzask.

– Rzut Cezara! Rzut Cezara bije wszystko!

Mężczyzna zgarnął ze stołu wygraną i odtańczył taniec zwycięstwa.

– Nie umie elegancko wygrywać – zauważyłem.

– Ciekawe, czy Cezar umie – mruknął Tiro w odpowiedzi.

– Twoja rozmowa z Numeriuszem… to znaczy ta, w której powiedział ci o spisku przeciw Cezarowi… odbyła się na parę dni przed jego śmiercią?

– Tak.

– Ale kiedy zginął, niósł tylko dokumenty od Cycerona. Czy przypadkiem… – Muszę dalej pytać bardzo ostrożnie, pomyślałem. – Czy nie doszło wtedy do jakiejś… sprzeczki między nimi obydwoma? Tuż przed wyjściem Numeriusza do mnie?

– Sprzeczki?

– Krzyków, dość głośnych, by je słyszano na ulicy.

– Ci przeklęci strażnicy! To oni ci powiedzieli?

– Nie chciałbym ściągnąć na nich kłopotów.

Tiro wzruszył ramionami.

– Tamtego dnia istotnie Cycero mógł podnieść głos na Numeriusza.

– Podnieść głos? On przecież wrzeszczał, jeśli wierzyć niewolnikom. Coś o długu wobec Cezara. Czy to Numeriusz był tym dłużnikiem, czy… Cycero?

Wyraz twarzy Tirona powiedział mi, że trafiłem w delikatny punkt.

– Masa ludzi ma długi u Cezara. To w niczym nie umniejsza ich lojalności wobec Pompejusza albo senatu.

Skinąłem głową na znak zgody.

– Oczywiście. Tylko że… ze słów matki Numeriusza wynikało, iż mógł on kogoś szantażować.

Tiro poruszył się niespokojnie.

– Myślę, że dość mam tego podłego wina. Po jakimś czasie staje się ono znowu gorsze, nie lepsze. A ten puchar ma więcej szczerb niż poprzedni!

– Byłeś wtedy w Rzymie, Tironie… w dniu śmierci Numeriusza. Czy przypadkiem go… nie śledziłeś, kiedy wyszedł od Cycerona?

– Nie podoba mi się twój ton, Gordianusie.

Czyżby pomyślał, że podejrzewam go o morderstwo?

– Pomyślałem tylko, że jeśli tak było, to może zauważyłeś coś szczególnego. Kogoś innego, kto go śledził… Kogoś, komu mógłby przekazać dokumenty przed pójściem do mnie…

Tiro spojrzał mi prosto w oczy.

– Tak, śledziłem Numeriusza. Cycero był ciekaw, dokąd się uda. Poszedłem więc za nim aż do twego domu. Czekałem tak długo na jego ponowne pojawienie się, że w końcu uznałem, że jakoś mi się wymknął. Skąd mogłem wiedzieć, że on już leży tam martwy? Nie widziałem, by komukolwiek przekazywał jakieś dokumenty. Uprzedzę twoje następne pytanie i powiem, że nie widziałem również nikogo wspinającego się na twój dach. Co prawda nie mogłem obserwować wszystkich czterech ścian naraz, prawda?

Skwitowałem to uśmiechem, a Tiro ciągnął dalej:

– I niech ci nawet nie przyjdzie do głowy pytać, czy aby to nie ja sam się tam wspiąłem. – Usiłował nadać swojemu głosowi lekki ton. – Widziałeś, jak ostrożnie musiałem schodzić po tej chwiejnej drabinie z dachu Cycerona!

– Widziałem. Mimo to jakoś ją pokonujesz… – Ja również uczyniłem wysiłek, by powiedzieć to z humorem.

Przeprosiłem Tirona i udałem się do toalety mieszczącej się za tylnym wejściem w małej przybudówce po drugiej stronie zaułka. W wyłożonej płytkami podłodze było tam kilka dziur, ale klienci „Tawerny rozpusty” są kiepskimi strzelcami i wszędzie zalegały kałuże cuchnącej uryny. Zdaje się zresztą, że akurat tędy przebiega Cloaca Maxima, centralny kanał odprowadzający ścieki do Tybru.

Kiedy wróciłem do naszego kąta, Tirona już tam nie było. Usiadłem i zamówiłem jeszcze jeden kubek, nie kwapiłem się bowiem do powrotu do domu. Ta rozmowa dała mi więcej, niż się spodziewałem. Gdzie są dokumenty, którymi Numeriusz się przechwalał na parę dni przed śmiercią? Kto jeszcze o nich wiedział? Jak ten biedak, czułem, że wpada mi w ręce coś ogromnego, choć jeszcze nie mogłem tego uchwycić.

Rozdział 9

Koniec lutego przyniósł zgryzotę stronnikom Pompejusza i napełnił radością obóz Cezara. Rozgrzany nieprzerwanym ciągiem zwycięstw Gajusz Juliusz parł na południe i obiegł Korfinium. Uwięziony w mieście Domicjusz Ahenobarbus wysyłał rozpaczliwe listy do Pompejusza, prosząc go o wsparcie, na co Wielki odpowiedział krótko, że nie ma zamiaru iść z odsieczą, ponieważ Domicjusz w ogóle nie powinien tam się znajdować. Ahenobarbus ukrył treść listu przed swoimi podwładnymi i ogłosił, że Pompejusz nadciąga, ale jego zdenerwowanie go zdradziło. Za jego plecami niżsi dowódcy postanowili poddać miasto Cezarowi bez walki.

Wieloletnia uraza, jaką Domicjusz żywił wobec Cezara, miała charakter osobisty. Jego dziadek i ojciec rozpoczęli kolonizację południowej Galii, podbijając plemiona Allobrogów i Arwernów, budując drogi, zakładając rzymskie osady na wybrzeżu, a przy okazji gromadząc wielki rodzinny majątek. Nic więc dziwnego, że ich ród zaczął uważać ten region za swoje królestwo, którego spadkobiercą miał być Domicjusz. Cezara traktowali jak parweniusza, który wykorzystał ich osiągnięcia jako odskocznię do swych własnych podbojów. Kiedy przed sześcioma laty Domicjusz po raz pierwszy starał się o namiestnictwo południowej Galii, Cezar udaremnił jego zamysł i utrzymał swoje panowanie nad regionem. Teraz jednak jego czas upłynął. Prawo obligowało go do oddania Galii Domicjuszowi jako swemu następcy. Odpowiedzią Cezara było przekroczenie ze swą armią Rubikonu. Ahenobarbus miał wiele powodów, by go nienawidzić, i równie dużo, by się go bać. Zdradzony i zrozpaczony perspektywą haniebnej śmierci z rąk swego wroga, albo jeszcze bardziej haniebnej – z rąk własnych ludzi, Domicjusz poprosił swego lekarza o podanie mu trucizny. Ledwo jednak ją połknął, gruchnęła wieść, że Cezar traktuje wszystkich jeńców, nawet najzagorzalszych nieprzyjaciół, łaskawie i z szacunkiem. Domicjusz zawodził, rwał włosy z głowy i przeklinał sam siebie za pochopną decyzję, dopóki lekarz, który znał swego pana lepiej niż on sam, nie wyjawił mu, że zażyty specyfik nie jest trucizną, tylko nieszkodliwym środkiem usypiającym. Uspokojony Ahenobarbus poddał się Cezarowi i zachował głowę.

W Rzymie stronnicy Gajusza Juliusza rozwiesili na Forum kopie jego proklamacji ogłoszonej po wkroczeniu do Korfinium:

Nie wyruszyłem z mojej prowincji z zamiarem wyrządzenia komukolwiek krzywdy. Chcę tylko chronić samego siebie przed oszczerstwami mych wrogów, przywrócić należną pozycję tym trybunom ludowym, których skazano na wygnanie za oddanie mojej sprawie. Chcę przywrócić sobie i ludowi rzymskiemu niezależność i wyrwać go spod dominacji niewielkiej kliki.

Ci z bogatych i wpływowych ludzi, którzy dotąd siedzieli okrakiem na barykadzie, łaskawość Cezara przyjęli z rosnącym sercem. Niektórzy zaczęli z wolna powracać do Rzymu. Cezar zaś na czele armii wzmocnionej przez oddziały Ahenobarbusa i świeże posiłki z Galii pociągnął dalej na południe. Pompejusz zarządził odwrót i rozkazał wszystkim lojalnym siłom skupić się w Brundyzjum, na obcasie italskiego „buta”.