– Ty jesteś Gordianus?
– Ja. A ty kim jesteś?
– Nazywam się Emilia. Jestem córką Tytusa Emiliusza.
Spojrzałem znacząco na drzwi, którymi weszła do ogrodu.
– Gdzie twoja przyzwoitka? – spytałem.
Emilia speszyła się i spuściła oczy.
– Przyszłam tu sama.
– Dziewczyna w twoim wieku i twojego stanu chodzi sobie po Rzymie bez towarzyszki?
– Mam ze sobą ochronę.
– Mimo to… Czy twój ojciec wie, że tu jesteś?
– Mój ojciec wyjechał z Pompejuszem.
– Oczywiście. A matka?
– Wróciłyśmy do miasta dopiero przed paroma dniami. Pojechałyśmy do naszej willi na wybrzeżu, ale mama mówi, że teraz chyba bezpieczniej jest w Rzymie. Jest zajęta zakupami. Miałam iść z nią, ale powiedziałam, że źle się czuję i muszę zostać w domu.
– I zamiast tak zrobić, przyszłaś do mnie.
– Tak.
– A nie czujesz się źle? Wyglądasz blado.
Nie odpowiedziała, rozglądając się nerwowo po ogrodzie, dopóki nie zatrzymała wzroku na posągu za moimi plecami. Widok bogini jakby dodał jej sił. Kiedy przemówiła, patrzyła nie na mnie, ale na twarz Minerwy. Chyba nie miała do tej pory wielu sposobności do rozmów z dorosłymi mężczyznami.
– Przychodzę prosto od Mecji. To ona mi o tobie powiedziała.
– Co mianowicie?
– Że prowadzisz dochodzenie w sprawie… – Głos jakby jej uwiązł w gardle. Znów spuściła oczy. – Czy to właśnie tutaj…?
Westchnąłem.
– Jeśli masz na myśli śmierć Numeriusza Pompejusza, to tak, stało się to w tym ogrodzie.
Zadrżała i nerwowo ścisnęła fałdy opończy przy szyi.
– Był twoim krewnym?
– Nie.
– Ale nosisz po nim żałobę.
Zagryzła wargę, krwistoczerwoną na tle bladości policzków.
– On był… my oboje… mieliśmy się pobrać.
– Nic o tym nie wiedziałem. – Pokręciłem głową ze zdziwieniem.
– Nikt nie wiedział.
– Nie rozumiem…
– Nikt o tym nie wiedział. Pompejusz planował dla niego małżeństwo z kimś innym, ale Numeriusz wybrał mnie.
Jej gest – dłoń odruchowo położona na brzuchu – wszystko mi powiedział.
– Teraz rozumiem.
– Naprawdę? – Na jej twarzy odmalował się niepokój pomieszany z dumą. – Mecja też się domyśliła. Czy to takie oczywiste?
– Nic jeszcze nie widać, jeśli o to ci chodzi – uspokoiłem ją.
– Tutaj nie. – Zerknęła w dół i znów dotknęła brzucha. – Ale muszę mieć to wypisane na twarzy. I czemu nie? Powinnam być wdową po nim. Dziecko powinno się urodzić z jego nazwiskiem. Ale teraz…
– Dlaczego tu przyszłaś, Emilio? Zobaczyć miejsce, gdzie zginął?
– Nie! – Skrzywiła się. – Nie chcę o tym myśleć.
– Co więc tutaj robisz? Czego ode mnie chcesz? – Nasze oczy spotkały się na mgnienie, po czym przeniosła spojrzenie na Minerwę, usiłując zebrać myśli i znaleźć odpowiednie słowa. Uniosłem dłoń. – Nieważne. Sam już wiem. Chcesz tego samego co wszyscy: Pompejusz, Mecja, nawet Diana… – Pokręciłem głową. – Dlaczego po tobie od razu to poznałem, a z moją własną córką… trzeba było niemal uderzenia pioruna, żebym się domyślił. A ludzie myślą, że z Gordianusa taki mądrala, widzi to, na co inni są ślepi!
Emilia popatrzyła na mnie ze zdumieniem.
– Od dawna o tym wiesz? – spytałem.
– O dziecku? Wiedziałam już przed wyjazdem z Rzymu. Nie miałam pewności, ale wiedziałam. Od tamtej pory księżyc był w pełni i na nowiu, i znów w pełni, więc już nie ma wątpliwości. Czuję je w sobie! Wiem, że na to jeszcze za wcześnie, ale przysięgam, że czasami je czuję.
– Dziecko Numeriusza… – szepnąłem.
Jak Emilia wyobrażała sobie, że czuje w sobie nowe życie, tak mnie się zdawało, że nagle poczułem czyjąś obecność, jakże odmienną. Cóż mogło silniej przyciągnąć na miejsce zbrodni lemura zamordowanego człowieka niż jego nie narodzone dziecko? Odwróciłem się i wzdrygnąłem, niemal pewny, że dostrzegłem jakiś ruchomy cień za statuą Minerwy. Oczywiście była to tylko gra światła.
– Czy on o tym wiedział? Powiedziałaś Numeriuszowi?
Kiwnęła głową.
– Ostatnim razem, kiedy się spotkaliśmy. Na dzień przed Jego śmiercią. Mieliśmy miejsce, gdzie mogliśmy się w sekrecie widywać. Tam… – Znów spuściła oczy. – Potem mu powiedziałam. Bałam się, że będzie zły, ale nie był. Był szczęśliwy! Jeszcze nigdy nie widziałam go tak szczęśliwym. Powiedział: „Teraz Pompejusz będzie musiał zrezygnować ze swych planów co do mnie i pozwolić nam się pobrać. Powiem mu dziś wieczorem”. Nazajutrz miał znów się ze mną spotkać i opowiedzieć o reakcji Pompejusza, ale już nie przyszedł. – Zagryzła wargę. – To było tego dnia, kiedy wszyscy myśleli, że nadciąga Cezar, i Pompejusz zdecydował się opuścić Rzym. Mój ojciec postanowił wysłać nas do willi i całą noc spędziliśmy na opętańczym pakowaniu rzeczy. Nie spałam ani chwili. – Odetchnęła, podniosła oczy i spojrzała hardo w oblicze bogini. – Następnego ranka siedzieliśmy już na wozie i zdążaliśmy w kolumnie innych wozów ku bramie Kaperskiej. Dosiadła się do nas przyjaciółka mamy. Rozmawiały o tym, czy Cezar naprawdę jest blisko, kto staje po czyjej strome… i nagle… dla niej była to tylko kolejna ploteczka… powiedziała: „Słyszałaś? Wczoraj zamordowano Numeriusza Pompejusza! Został uduszony”. Powiedziała to tak szybko i przeszła do następnej plotki, że pomyślałam: „Zdawało mi się”. Wiedziałam jednak, że to prawda. Poczułam się, jakbym miała w piersi ostry kamień. Chyba zemdlałam. Kiedy się ocknęłam, byliśmy już na Via Appia. Przez chwilę myślałam, że to tylko sen, ale kamień wciąż tam tkwił… Czułam ból przy każdym oddechu.
– Kto jeszcze wie o twojej ciąży?
– Ukrywałam to przed mamą, dopóki się dało. Domyślała się, że coś jest nie w porządku, ale sądziła, że tylko boję się o ojca i denerwuję całą sytuacją. Kiedy jednak ruszyliśmy z powrotem do Rzymu, już nie mogłam się kryć. Mama nie gniewała się tak bardzo, jak myślałam.
– A więc twój ojciec jeszcze nie wie?
Spuściła głowę.
– Mama mówi, że on się nigdy nie może o tym dowiedzieć.
– Jak to możliwe? Nawet jeśli Pompejusz opuści Italię i zabierze ze sobą twojego ojca, może tu wrócić przed twoim rozwiązaniem. A kiedy urodzisz dziecko, ktoś się wygada. Zawsze tak jest. Nie możesz oczekiwać… – Zamilkłem, dotarł do mnie bowiem sens jej słów.
– Dziś rano powiedziałam o wszystkim Mecji. O mnie i Numeriuszu, o dziecku. Płakałyśmy obie. Ona mówi, że nie wolno mi pozbyć się ciąży. Że to wszystko, co pozostało po jej synu. Ale wybór nie należy do niej ani do mnie. Mama każe mi to zrobić.
W ustach czułem zupełną suchość.
– Według prawa to nie matka, ale twój ojciec ma władzę nad tobą i dzieckiem, które nosisz.
– Gdyby o tym wiedział, zabiłby mnie! Postąpiłby zgodnie z prawem i właściwie, prawda?
– Z pewnością by tego nie uczynił! A jeśli nie będzie go cały rok? Wróci i zastanie ciebie z dzieckiem…
– I tak może się go pozbyć. Może porzucić je na wzgórzach za miastem, aby zmarło z głodu albo żeby zjadły je wilki. Mnie zaś umieściłby gdzieś daleko, jak się chowa pęknięte naczynie. – Przełknęła głośno ślinę. – Nie, mama ma rację. Gdyby ojciec tu był, nakazałby mi pozbyć się ciąży, dopóki jest to możliwe. Mogliby jeszcze znaleźć dla mnie męża, nie rozumiesz? Mama mówi, że i tak nie byłoby właściwe wprowadzenie dziecka bez ojca w taki świat… – Zaczęła szlochać.