Выбрать главу

Powściągnąłem impuls, by ją przygarnąć do siebie. Przycisnąłem ręce wyprostowane do boków i zacisnąłem pięści. Obejrzałem się przez ramię; miałem wrażenie, że Minerwa przygląda mi się z ironicznym uśmiechem.

– Emilio, dlaczego do mnie przyszłaś?

– Nie wiem… Mecja mówiła, że ty ostatni widziałeś go żywego… i że wszystko teraz zależy od ciebie.

– Ale ja nie mogę nic dla ciebie zrobić, dziewczyno.

– Możesz się przynajmniej dowiedzieć, kto go zamordował… kto zabił moje dziecko. – Spostrzegła zdumienie na mojej twarzy. – Nie rozumiesz? Gdyby Numeriusza nie zabito, znalazłby sposób, aby mnie poślubić. Jestem tego pewna. Mogłabym urodzić nasze dziecko! Wtedy, nawet jeśliby mi go zabrano, gdyby zginął w bitwie czy zaginął na morzu, zostałoby mi chociaż ono, noszące jego imię. Ale teraz… dziecka nie będzie. Rozumiesz? Ktokolwiek zabił Numeriusza, równie dobrze mógłby wbić mi nóż w łono!

Jej rozpacz znalazła ujście w nagłym przejmujący krzyku, który poniósł się aż do drzwi frontowych. Usłyszałem stamtąd łomot i szamotaninę, a po chwili do ogrodu wpadli jeden po drugim jej trzej ochroniarze z wyciągniętymi mieczami. Tuż za nimi wbiegł Cykatriks, rycząc wściekle i wymachując własnym mieczem. Blizna na jego twarzy była czerwona, jakby dopiero co otrzymał tę ranę. Okrążył eskortę dziewczyny i stanął obok mnie, przyjmując postawę obronną, gotów do skoku. Tamci zbliżali nas, mierząc nas groźnymi spojrzeniami.

Emilia obróciła się na pięcie, oszołomiona zamieszaniem, i zorientowała się, co zaszło. Powstrzymała szloch i uniesieniem ręki przywołała do porządku swoich niewolników. Cofnęli się i otoczyli ją ciasnym kręgiem. Jeden z nich porozmawiał z nią szeptem, potem wymienił kilka zdań ze swymi towarzyszami. Groźba przelewu krwi wisiała w powietrzu jak ostry, duszący zapach. Dziewczyna postąpiła ku mnie ze spuszczoną głową. Niewolnicy nie odstępowali jej na krok, wpatrując się w nas z czujnością.

– Wybacz mi – szepnęła. – Nie chciałam…

Skinąłem głową.

– Pójdę już. Nie wiem, dlaczego tu w ogóle przyszłam. Miałam nadzieję, że może ty… Nie wiem.

Odwróciła się i ruszyła do wyjścia. Ostatni z ochroniarzy szedł tyłem, nie spuszczając z nas oczu.

– Zaczekaj!

Zatrzymała się i obejrzała przez ramię. Podszedłem bliżej (za blisko dla Cykatriksa, który położył mi rękę na ramieniu i pociągnął w tył).

– Emilio, mówiłaś coś o waszym tajnym miejscu schadzek.

Jej twarz, już pokryta rumieńcem, zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

– Tak.

– Czy należało ono do Numeriusza?

– Było własnością jego rodziny. Oni mają wiele posiadłości w dzielnicy Carinae.

– Gdzie jest to miejsce?

Podeszła do mnie, gestem nakazując niewolnikom pozostanie z tyłu. Ja dałem taki sam znak Cykatriksowi.

– To kamienica czynszowa – powiedziała cicho. – Paskudne, cuchnące miejsce. Ale na najwyższym piętrze było wolne mieszkanie. Z okna widać tam kawałek Kapitolu… – Zapatrzyła się w przestrzeń, a w jej oczach zalśniły na nowo łzy.

– I wiedzieliście o nim tylko wy dwoje?

– Nie wiem. Myślę, że Numeriusz odziedziczył tę kamienicę po ojcu, ale jego wuj Mecjusz miał coś do powiedzenia w kwestii zarządzania nią.

– Ale ten pokój… To było tajne miejsce Numeriusza?

– Tak. Trzymał tam trochę rzeczy. Lampę, jakieś ubrania, kilka wierszy, które mu dałam…

– Wiersze?

– Grecka poezja miłosna. Przepisałam je dla niego. Czytywaliśmy je sobie nawzajem…

Skinąłem głową.

– A zatem mógł tam trzymać także… inne tajne rzeczy?

– Nie wiem. Dlaczego pytasz?

– Mogą tam być jakieś dokumenty.

– Nie sądzę. – Potrząsnęła głową. – Nie ma tam szafy na zwoje, ani chociaż komody z szufladami. Moje wiersze musiał trzymać pod łóżkiem.

– Mimo to muszę zobaczyć to mieszkanie.

Zagryzła wargę, a potem wolno pokręciła głową.

– Proszę cię, Emilio. To może być bardzo ważne. Mogę znaleźć tam dokumenty, przez które zginął Numeriusz.

Spojrzała na Minerwę, a potem na mnie. Zdecydowała się.

– Budynek stoi na rogu ulicy Wikliniarzy i małej alejki odchodzącej od niej na północ. Pomalowany jest na czerwono, ale wierzchnia warstwa zaczyna się łuszczyć i przebija spod niej stara, żółta. Pokój jest na czwartym piętrze w południowo-zachodnim rogu. Drzwi mają zamek, a klucz jest pod luźną deską podłogową z głęboką rysą, trzy kroki w głąb korytarza.

– Znajdę go. – Skinąłem głową.

Dotknęła mego ramienia.

– Jeśli tam trafisz, znajdziesz te wiersze. Byłabym wdzięczna, gdybyś…

– Oczywiście. Znajdę sposób, by ci je zwrócić.

Pokręciła głową.

– Nie, nie mogę trzymać ich w domu. Nie zniosłabym jednak myśli, że kto inny mógłby je czytać. Spal je.

Odwróciła się i dołączyła do czekających w pogotowiu ochroniarzy. Odprowadziłem ich do drzwi. Kiedy dochodziliśmy do westybulu, nie wiadomo skąd pojawił się mały Aulus i ruszył przez atrium ze śmiechem i klaskaniem w dłonie, tuż przed Emilią. Mopsus i Androkles wpadli za nim, by go złapać. Dziewczyna zadrżała i wybiegła z płaczem na ulicę, pozostawiając w tyle zaskoczonych niewolników.

Tej nocy przewracałem się z boku na bok na łóżku, aż w końcu Bethesda odwróciła się ku mnie z retorycznym pytaniem:

– Nie możesz spać?

Poświata księżyca wydobywała z mroku srebrne błyski w jej rozpuszczonych włosach, ale oczy pozostawały w cieniu.

– Myślę o dziewczynie, która mnie dziś odwiedziła.

Historię Emilii opowiedziałem jej przy kolacji.

– Tak, to bardzo smutne – przytaknęła Bethesda.

– Właśnie. Zastanawiałem się… Nie bardzo wiem, jak to się robi.

– Co takiego?

– Jak można się pozbyć ciąży.

Bethesda westchnęła w ciemności.

– To jedna z rzeczy, które mężczyzn nie obchodzą. Jest kilka sposobów. Czasem wystarczy wierzbowa rózga…

– Rózga?

– Odarta z kory. Musi być cienka i giętka, żeby dosięgnąć do macicy. Dziewczyna może też przyjąć truciznę.

– Truciznę?

– Coś na tyle mocnego, żeby zabić płód i spowodować jego wyrzucenie z ciała. Robi się silny napar z korzeni, ziół i grzybów. Ruta, psianka, sporysz…

– Ale czy to nie zabije także i matki?

– Bywa i tak. Widziałam ją, kiedy od nas wychodziła. Wyglądała na słabowitą…

Bethesda westchnęła ciężko i odwróciła się na drugi bok. Leżałem na wznak, patrząc w sufit. Emilia uważała, że morderca Numeriusza jest odpowiedzialny również za śmierć jej nie narodzonego dziecka. Jeśli ona umrze podczas aborcji, czy obciążą go wówczas trzy zbrodnie? Czy ludzie w rodzaju Cezara kiedykolwiek zastanawiają się nad takim ciągiem odpowiedzialności? Zabicie mężczyzny na polu bitwy Cezar uznaje za akt honorowy. Ale co z wdową i sierotami po nim, rzuconymi na pastwę głodu, co z pogrążonymi w rozpaczy rodzicami, z kochanką popełniającą samobójstwo z desperacji? Czy oni myślą o całych wsiach, ginących z głodu i chorób po przetoczeniu się przez nie wojennej machiny? Ile takich ciągów cierpienia i śmierci zaczęło się na każdym polu bitwy w Galii? Ile ofiar straci Italia, jeśli Cezar przekroczy Rubikon?

Sen tej nocy nie chciał do mnie przyjść.