– Adriano…
– Tak?
Na minutę pozwoliła swym myślom zająć się tym, czego nie było, co stanowiło jedynie mało prawdopodobną ewentualność, a nie miała na to czasu, przynajmniej nie dziś. Już teraz wiedziała, że nie będzie mogła wieczorem pójść na kolację z mężem, poprosiła więc jedną z sekretarek, by przekazała mu wiadomość. Asystent, który wyrwał ją z zadumy, oznajmił, że ich studio zostało zalane, ale nie ma powodu do paniki, ponieważ przygotowano już wszystko w studiu zastępczym.
Lunch zjadła dopiero o czwartej, minęła szósta, zanim w ogóle pomyślała, by zadzwonić do Stevena. Nie zrobiła tego w końcu, bo o tej porze i tak grał w squasha z kolegą z biura, a poza tym już wiedział, że Adriana ma zajęty wieczór. Perspektywa pracy długo w noc sprawiła, że nagle poczuła się samotna. Był piątkowy wieczór, który ludzie spędzają na mieście, w domu, u przyjaciół, na randkach lub w najgorszym razie na czytaniu dobrej książki, ona natomiast musiała słuchać policyjnych raportów o lokalnych zabójstwach i wypadkach oraz czytać teleksy informujące o tragediach na całym świecie. To smutny sposób na rozpoczynanie weekendu, pomyślała, zaraz jednak skarciła się za tę myśl.
– Wyglądasz dzisiaj okropnie ponuro.
Zelda, jedna z asystentek, z uśmiechem podała jej kawę w plastykowym kubku. Adriana bardzo ją lubiła. Zelda często się śmiała i miała charakter. Była starsza od Adriany, kilka razy się rozwodziła i przedstawiała sobą typ wolnego ducha. Odznaczała się jaskraworudymi włosami, które otaczały jej głowę jak szalejące płomienie, oraz równie nieskrępowanym poczuciem humoru.
– Chyba jestem zmęczona. Czasami mam dość tego miejsca.
– Przynajmniej wiadomo, że jesteś zdrowa na umyśle – powiedziała z uśmiechem Zelda. Była ładną kobietą. Adriana przypuszczała, że ma około czterdziestki.
– Czy ty nigdy nie masz dość? Boże, wiadomości są zawsze takie przygnębiające.
– Nigdy ich nie słucham – wzruszyła obojętnie ramionami Zelda. – A poza tym wieczorami najczęściej chodzę tańczyć.
– To chyba niezły pomysł.
Adriana większość wieczorów spędzała w domu. Gdy przyjeżdżała, Steven zazwyczaj smacznie spał, cicho pochrapując. Ale przynajmniej razem jedli śniadanie i mieli dla siebie weekendy.
Przez następne cztery godziny Adriana zmagała się z pracą papierkową, potem sprawdziła, czy studio jest przygotowane do emisji ostatnich wiadomości. Pogadała z realizatorami i zapoznała się z najbardziej sensacyjnymi informacjami. Właściwie wieczór upływał spokojnie. Adriana nie mogła doczekać się chwili, gdy pojedzie do domu i zobaczy się ze Stevenem. Wiedziała, że kolację jadł w mieście z przyjaciółmi, była jednak pewna, że wróci do domu przed nią. Rzadko zostawał gdzieś do późna, chyba że wiązała się z tym jakaś korzyść, na przykład gdy chodziło o ważny kontrakt.
Wydanie ostatnich wiadomości, jak można było przewidzieć, dobiegło końca bez zakłóceń. Za dwadzieścia pięć dwunasta Adriana była już w drodze do domu, pięć minut przed północą otworzyła frontowe drzwi. Światła w sypialni paliły się i Adriana z radosnym biciem serca wbiegła po schodach. Kiedy zobaczyła Stevena, roześmiała się głośno. Spał głęboko na swojej stronie łóżka, z ramionami rozrzuconymi jak dziecko, wyczerpany po ciężkim dniu w biurze i równocześnie zrelaksowany grą w squasha i wczesną kolacją. Był nieprzytomny i żadne dźwięki nie były w stanie go zbudzić.
– No, czarujący książę – szepnęła Adriana, siedząc obok niego w nocnej koszuli – wygląda na to, że koniec zdjęć, jak mawiają w mojej branży.
Pocałowała go delikatnie w policzek. Steven nawet się nie poruszył. Adriana zgasiła światło i ułożyła się wygodnie. Znowu przypomniała sobie o spóźnionym okresie, ale pomyślała, że to jeszcze o niczym nie świadczy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kiedy Adriana obudziła się kwadrans po dziewiątej, z kuchni doszedł ją zapach smażonego bekonu i pobrzękiwanie naczyń. Steven był już na nogach. Z uśmiechem odwróciła się na drugi bok. Uwielbiała soboty, gdy miała męża obok siebie, uwielbiała, gdy przynosił jej śniadanie do łóżka. Zawsze potem się kochali.
Na schodach rozległy się kroki. Steven cicho podśpiewywał. Przechodząc przez próg, uderzył tacą o drzwi. Na dole grała płyta Bruce’a Springsteena.
– Wstawaj, śpiochu.
Postawił tacę obok Adriany, która przeciągnęła się i przywitała go uśmiechem. Jej przystojny mąż był uosobieniem męskości. Włosy miał wciąż wilgotne po prysznicu, na sobie zaś biały strój do tenisa. Jego długie kształtne nogi były opalone, a z punktu, z którego patrzyła, barki wydawały się ogromne.
– Wiesz? jesteś bardzo przystojny jak na faceta, który potrafi gotować.
– Ty też, leniuchu. – Steven usiadł na łóżku.
– Szkoda, że nie widziałeś siebie wczoraj w nocy – roześmiała się głośno. – Byłeś kompletnie nieprzytomny.
– Miałem ciężki dzień, poza tym wykończył mnie squash.
Sprawiał wrażenie z lekka zakłopotanego. Pochylił się i obiecująco pocałował ją w usta w momencie, gdy połykała kawałek bekonu.
– Grasz dzisiaj w tenisa? – zapytała. Steven uwielbiał sport, szczególnie tenis i squasha.
– Tak, ale dopiero o wpół do dwunastej.
Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się do niej. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, zdjął tenisowy strój i wślizgnął się do łóżka.
– A o co teraz chodzi, panie Townsend? Czy to przypadkiem nie osłabi pańskiej kondycji? – Lubiła żartować z powagi, z jaką podchodził do gry.
– Zupełnie prawdopodobne – rzekł z namysłem. Adriana zachichotała. – Możliwe jednak, że jesteś tego warta – dodał, uśmiechając się lubieżnie.
– Możliwe? Możliwe?… Jesteś bezczelny!
Steven zamknął jej usta pocałunkiem. Po kilku minutach zapomnieli już całkiem o grze w tenisa, a w pół godziny później Adriana z zadowoleniem drzemała w jego ramionach. Steven lekko gładził kosmyk jej lśniących czarnych włosów, który opadł jej na policzek.
– Osobiście wolę to niż grę w tenisa. – Adriana otworzyła jedno oko i podniosła głowę, by go pocałować.
– Ja też. – Steven leniwie się przeciągnął. Po godzinie z ociąganiem wstał, by przed grą wziąć prysznic. Umówił się z niejakim Harveyem, który także mieszkał na osiedlu.
– Wrócisz na lunch? – zapytała Adriana. Steven odkrzyknął, że po meczu zrobi sobie sałatę, i znowu przypomniał o przyjęciu u Jamesów o siódmej.
Adriana już teraz wiedziała, że wieczór będzie miała trudny. Poprzedniego dnia ustalono, że na nią spadnie przygotowanie wieczornego wydania wiadomości, a także programu nocnego. Oznaczało to, że musi w stroju wizytowym pójść do pracy, potem szybko wrócić do domu, by spotkać się ze Stevenem, lub nawet pojechać prosto do Jamesów, a po godzinie lub dwóch wyjść. Ponieważ zdawała sobie sprawę, że przyjęcie jest dla Stevena bardzo ważne, zamierzała mu towarzyszyć bez względu na to, jak bardzo skomplikuje jej to wieczór. Starała się nigdy nie zawieść męża, a przede wszystkim dokładała wysiłków, by praca nie wpływała na jej życie prywatne w przeciwieństwie do Stevena, który wiele podróżował, co jednak tylko ułatwiało jej pracę wieczorami.