Выбрать главу

– Trzy lata – odparła. – Przedtem pracowałam przy produkcji seriali i filmów pełnometrażowych. A potem nadarzyła mi się okazja przejścia do wiadomości… – zniżyła głos, jakby niepewna swoich słów. Jej wahanie nie uszło uwagi Billa.

– Lubi to pani?

– Czasami, bo często praca bardzo mnie przygnębia. – Wzruszyła ramionami, jakby przepraszając za jakąś wrodzoną słabość.

– Mnie też by przygnębiała. Chyba nie mógłbym tego robić. Wolę swoją pracę: morderstwa, gwałty i kazirodztwa… Stare jak świat historyjki, które Ameryka uwielbia. – Z uśmiechem oparł się o kierownicę roweru. Adriana także się uśmiechnęła i przez chwilę znowu wyglądała tak beztrosko i szczęśliwie jak wtedy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy.

– Jest pan scenarzystą? – Sama nie rozumiała, dlaczego o to pyta, lecz przecież i tak nie miała nic do roboty w ten niedzielny poranek, a rozmowa z Billem sprawiała jej przyjemność.

– Tak, choć rzadko piszę scenariusze kolejnych odcinków. Teraz najczęściej kibicuję z boku – odparł nie chcąc mówić, że stworzył ten serial.

– To musi być niezła zabawa. Dawno temu też chciałam pisać, ale lepsza jestem w produkcji. – Tak przynajmniej twierdził Steven. Gdy o nim pomyślała, w jej oczach znowu pojawił się wyraz smutku, co Bill, dobry obserwator, natychmiast zauważył.

– Założę się, że świetnie by pani poszło, gdyby tylko pani spróbowała. Większość ludzi sądzi, że pisarstwo to sztuka ezoteryczna, coś w rodzaju wyższej matematyki, ale w rzeczywistości jest inaczej.

Bill widział, jak Adriana pogrąża się na powrót w smutku który towarzyszył jej na początku ich rozmowy. Przez chwilę oboje milczeli, wreszcie Adriana potrząsnęła głową, z wysiłkiem koncentrując się na problemie pisarstwa i odpędzając od siebie myśli o Stevenie.

– Ja chyba nie potrafię pisać. – Spojrzała na Billa z takim smutkiem, że zapragnął wyciągnąć do niej rękę i dotknąć jej.

– Może powinna pani spróbować. Pisanie przynosi ogromną ulgę… – „Tobie też by pomogło, odpędziłoby od ciebie smutki” dodał w myśli, życząc jej w duchu jak najlepiej, tego bowiem nie mógł powiedzieć. W końcu byli sobie obcy. Nie mógł zapytać, z jakiego powodu jest tak nieszczęśliwa.

Adriana otworzyła drzwi samochodu. Zanim wsiadła, raz jeszcze spojrzała na Billa, jakby z przykrością się z nim rozstawała. Tematy do niezobowiązującej pogawędki już wyczerpali, doszła więc do wniosku, że czas się pożegnać, choć tak naprawdę wcale tego nie chciała.

– Do zobaczenia… – rzekła cicho.

Bill skinął głową.

– Mam nadzieję – odparł z uśmiechem, w myślach ignorując jej obrączkę.

Rzadko mu się to zdarzało, lecz Adriana była niezwykłą kobietą. Był o tym przekonany, choć jej prawie nie znał. Długą chwilę stał oparty o rower, patrząc za jej odjeżdżającym samochodem.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

W dwa dni później Steven w końcu zadzwonił do domu, trafiając na moment, gdy Adriana wychodziła do pracy. Rozpaczliwie wręcz pragnęła z nim porozmawiać i na dźwięk jego głosu serce jej podskoczyło, choć zaraz skurczyło się z bólu. Chodziło mu o drugą brzytwę.

– Zabierz ją do pracy, a ja jutro rano po nią wpadnę, bo mi się złamała ta, której używam.

– Przykro mi. – Adriana usiłowała nadać swemu głosowi radosne brzmienie, żeby Steven się nie domyślał, jak bardzo jest przygnębiona. – Jak się czujesz?

– Dobrze – odparł zimno. – A ty?

– W porządku. Brak mi ciebie.

– Najwyraźniej nie tak bardzo. Chyba że zaszło coś, o czym nie wiem?

A więc nie zamierzał pójść na kompromis, nie zmienił zdania, nie okazał skruchy. Nagle Adriana zadała sobie pytanie, czy Zelda się nie myli. A może ich małżeństwo istotnie się rozpadło? Trudno było w to uwierzyć, podobnie jak w to, że Steven odszedł z powodu dziecka.

– Szkoda, że tak jesteś nastawiony. Może byśmy w ten weekend porozmawiali?

– Nie ma o czym rozmawiać, jeżeli nie zmieniłaś zdania – odparł, jak dziecko upierając się przy swoim, bo w przeciwnym razie…

– I co? Będziemy już tak zawsze żyć? Mam ci wysłać zawiadomienie, jak dziecko się urodzi? – zażartowała Adriana.

– To możliwe. Chyba dam ci jeszcze kilka tygodni na zastanowienie. Jeśli… jeśli w tym czasie nie zmienisz zdania, rozejrzę się za mieszkaniem.

– Mówisz poważnie?

– Tak. Myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę. Znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie zamierzam długo się tak bawić. Zdecyduj i daj mi znać, żebyśmy oboje mogli ułożyć sobie życie. Ta sytuacja nie służy ani tobie, ani mnie.

Adriana, wstrząśnięta do głębi, stała bez ruchu. Steven żądał, by jak najszybciej powiadomiła go o swojej decyzji, ponieważ potrzebował jakiejś towarzyszki życia i mieszkania. To po prostu nie mieściło się jej w głowie.

– Oczywiście, że ta sytuacja nam nie służy. Wytłumaczenie jej twojemu synowi czy córce może się okazać całkiem zajmującym zajęciem.

Strzał chybił celu. Stevena najwyraźniej ta kwestia nie interesowała.

– Zostawmy to na razie. Przez dłuższy czas mnie nie będzie, bo w przyszłym tygodniu wyjeżdżam do Nowego Jorku, a stamtąd do Chicago. Wracam w połowie czerwca, masz więc prawie miesiąc na podjęcie ostatecznej decyzji.

Adriana najchętniej by go udusiła własnymi rękami. Nie chciała czekać do czerwca, żeby się dowiedzieć, czy mąż się z nią rozwiedzie.

– Ty naprawdę z powodu kaprysu gotów jesteś przekreślić te dwa i pół roku wspólnego życia?

– Skoro w takich kategoriach to ujmujesz, to niewiele rozumiesz. Tu chodzi o cele, jakie w życiu chcemy osiągnąć. Nie ulega wątpliwości, że w tej kwestii bardzo się różnimy.

– Masz rację, nie zamierzam postępować wbrew sobie dla nowego stereo i podróży do Europy. Nie rozmawiamy o mydlanej operze. To jest nasze życie i nasze dziecko. Ciągle ci to powtarzam, ale ty mnie nie słuchasz.

– Słucham, Adriano, lecz się z tobą nie zgadzam. Pogadamy za kilka tygodni. Zadzwoń, jeśli wcześniej zmienisz zdanie.

– Jak cię znajdę? – spytała, przyszło jej bowiem do głowy, że może go przecież potrzebować. Steven wciąż figurował na wszystkich jej dokumentach jako najbliższa osoba. I ta myśl wywołała w niej nową falę lęku. Adriana czuła się nieodwołalnie porzucona.

– W biurze będą wiedzieli, gdzie jestem.

– Szczęśliwcy – rzekła sarkastycznie.

– Nie zapomnij o brzytwie.

– Nie bój się.

Adriana długo siedziała w kuchni, rozmyślając o tym, co powiedział Steven. Zastanawiała się, czy w ogóle go znała. Zaczynała w to wątpić.

Tego dnia wzięła do biura brzytwę, a nazajutrz rano już jej nie było. Steven odebrał ją wieczorem, nie zostawiając dla żony żadnej wiadomości. Adriana zachowała dla siebie ten incydent, nie zwierzając się nawet Zeldzie. Nikomu także nie wspomniała, że mąż ją opuścił, ponieważ się krępowała. Przecież najdalej za kilka tygodni wszystko się między nimi unormuje, lepiej zatem, żeby nikt o tym nie wiedział prócz Zeldy, która dowiedziawszy się o telefonie, zapewniła Adrianę, że Steven już wkrótce zmieni zdanie.

Tymczasem jednak spędzane samotnie weekendy dłużyły się w nieskończoność. Steven nie dzwonił, Adriana zaś w pewnym momencie uświadomiła sobie, że tak bardzo przywykła do życia z nim, że teraz nie wie, co ze sobą począć. Kiedy wyjechał, trochę się uspokoiła i znalazła nawet odrobinę wytchnienia. Przestała spodziewać się telefonu, nie czekała, że przypadkiem spotka męża, nie leżała w łóżku z nadzieją, że Steven wpadnie do mieszkania po jakieś swoje rzeczy lub znienacka pojawi się w biurze i powie, że bardzo mu przykro, bo zachował się jak głupiec. Wiedziała, że teraz przebywa w Chicago. Od tygodni nie miała od niego wiadomości, liczyła jednak, że po jego powrocie dojdą jakoś do ładu i będą mogli wrócić do normalnego życia.